Samowyzwalacze i inne takie "samo.... coś"

Dziś (chyba 90 procent moich notek zaczyna się od tego słowa.. pozostałe od.. wczoraj?)jadę z G na przegląd podwozia, do lekarza, a właściwie lekarki, dowcipnego, dowcipnej;) Dawno już miałam się wybrać, G rzuciła hasło, że ona musi, zanim wyjedzie w siną daaal, ja jeszcze chciałam przełożyć tą niestety, wątpliwą, przyjemność… Jednak lepiej mieć za sobą niż przed sobą i niedługo wyjazd….
Dziś mniej wiosną czuć, za to wczoraj było bajecznie, co z G uczciłyśmy spacerem w pełnym słońcu i obowiązkową mini sesyjką , a co , na fejsa ;P A takie jesteśmy czterdziestoletnie nastolatki.. no nie.,. nastolatki to już pejsa...tfu..fejsa mają tylko po to móc z matką popisać jak na studia wyjadą;)) Nie nadążam co za cuda teraz są na czasie…
A do zdjęć, dostałam od G prezent.. Specjalny chwytak do telefonu, czy aparatu fotograficznego, na teleskopie do robienia selfie! Ha!! chodziły dwie kobiety poo parku z telefonem na kiju! Taki spacer! ;P.. przy tej okazji oczywiście musiałam poszukać gdzie i jak.. samozadowalacz …yyy.. samowyzwalacz jest.. głodnemu chleb na mysli i nie chodzi tu wcale o panią grzebolożkę… Samojebki wyszły nawet urokliwe. Szczególnie płomienne włosy G.. Jak kiedyś nas ktoś opisał: Ziemia i Ogień.( Chyba Uczuciowy, bo poprzedni blog był zahasłowany i zdjęcia wstawiałam). Przy czym ja to ta Ziemia.. o której należy pamiętać, że wulkany z lawą w sobie też ma;))
Dobra.. bo zaczynam iść w zbereźnym kierunku, nawet jak na mnie..no i PRZEJĘZYCZENIA co chwilę.. a co przejęzyczenia oznaczają tłumaczyć nie będę, kto wie to wie, a innym się wstydzę;))