Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2015

Zapętlenie czasu, przestrzeni i myśli...

Zapętlić czas - chciałabym umieć… Styczeń, luty minęły tak szybko, a mogłyby trwać od początku i w kółko i w kółko.. Wiosnę nawet bym poświęciła, bo tegoroczna będzie dla mnie bardzo mało łaskawa… Jeszcze dziś świat ma barwy, od jutra: jak w starym kinie, czarno-biało.. Dziwnie mi.. Stoję obok siebie, rozmawiam, gotuję, robię zakupy, a nawet.. śmieję się.. A jednak patrzę na siebie z boku, jakbym jakimś ciałem astralnym była… Gdybym, dłużej tu nie bywała… To znaczy, że się staram zmaterializować znowu, ale mi nie wychodzi… Chciałabym.. by znów było dziś rano…

Łabędzi śpiew?

Wczoraj..Lampka wina z G.. Mały reset mile widziany.. Można na coś czekać z wytęsknieniem, a jednocześnie chcieć by ten dzień jeszcze nie nadchodził? Czy ktoś miał kiedyś taki dzień, wydarzenie, wyczekiwane, wymarzone cudowne..Wiedząc jednocześnie, że to będzie zakończenie wszystkiego? Taki łabędzi śpiew.. A potem choćby potop!? Może pocieszające jest przekonanie, że bez tego łabędziego śpiewu koniec i tak by nastąpił..Może powolny..Może zniszczyłby piękno, przekuł w udrękę.. Ale trwałoby jeszcze.. byłaby nadzieja…… ale udręka i tak by nastąpiła, tyle, że później... Po zapewne, niezrozumiałym bełkocie..wracam.. Ferie zimowe już się kończą..Synusiowa laba wraz z nimi... Córa..oficjalnie jest na drugim semestrze.. Egzaminy zaliczone.. Jestem dumna jak pawica;) Jutro… będzie jutro ;)

Muzycznie, bo czasem słów brak....

http://youtu.be/2nprtClCpWY http://youtu.be/xAh-xuXVink

Dwadzieścia lat minęło....

Dwadzieścia lat temu powiedzieliśmy sobie ze Ślubnym (wtedy jeszcze nieŚlubnym) sakramentalne tak.. Właściwie.. Nie sakramentalne, a urzędowe. Dwadzieścia lat temu też: zrobił mi pierwszą scenę zazdrości za taniec z wujkiem.. aa.. i za życzenia mojego kolegi..Ale kto by tam teraz pamiętał, o takich rzeczach, przecież nie kobieta….. ;)) Kolejne lata oczy pootwierały, nam obojgu zapewne… ale jakoś.. ciekawe dlaczego.. minęło lat dwadzieścia i nadal jesteśmy małżeństwem.. Choć nie wiem naprawdę których chwil było więcej, tych dobrych czy tych złych, bo policzyć się nie da… ale widać były i dobre, choć może sprawiam tu wrażenie, ze nie.. taka masochistka całkowita;)) Dziś.. Zostanę zabrana na obiadokolację, coroczny , prawie, zwyczaj.. Kiedyś była kawa lub impreza dla rodziny, ale z czasem bardziej sobkami jesteśmy;) czekam.. czekam... aż się doczekam... no to pa..

Mój tata, moi rodzice.. trochę wspomnień z teraźniejszością..

Na szczęście, na pewne sprawy mam jednak, wydaje mi się, właściwe spojrzenie.. Mój tata bardzo kochał moją mamę… Mama może nie doceniała, może to było dla niej zwyczajne, należne.. ale mało który mąż tak rozpieszcza żonę, jak on to robił.. Jak nie wierzycie, spytajcie G.;) Parę dni temu minęło 9 miesięcy od jej śmierci..Dużo, niedużo.. A mój tata nie zamknął się w 4 ścianach, żyje w ruchu..Nawet.. kupuje ubrania, nowe koszule, dość chętnie, jakby chciał pokazać: patrz, nie zaniedbałem się.. Mama bowiem zawsze miała problem namówić go na kupno czegoś nowego. Potrafił chodzić 20 lat w tej swojej ulubionej koszulce, którą dopiero załatwiłam ja.. Przypadkiem.. Ugotowałam ją w pralce z pieluchami tetrowymi Córy.. Wyszły …śliczne , liliowe.. a bluzka zrobiła się rozmiarów na misia;)) Mama odkupiła mi nowe pieluchy i podziękowała, że WRESZCIE nie będzie musiała patrzeć na tatę w tej koszulce.. Teraz.. Tata jeździ do rodziny (tej najbardziej lubianej części), odwiedza znajomych ( choć zdarza s

Odszukana notka.. w dzisiejszy nastrój wpasowana...

Nikt nie jest szczęśliwy permanentnie, zawsze i wszędzie.. Szczęśliwym się raczej bywa, a czasem szczęściem jest po prostu brak nieszczęścia.. Trzeba umieć cieszyć się małymi sprawami lub doceniać to,  ze los obszedł się z nami łagodnie, niektórych pociesza, ze inni mają gorzej.. „W życiu piękne są tylko chwile” no i właściwie wg tej teorii jestem szczęśliwa.. Ale są chwile kiedy.. Czuję się jak gówno na wycieraczce, kto we mnie wdepnie musi wytrzeć buty… Kiedy nie widzę nadziei, że tak już nie będzie.. Kiedy zwyczajnie boję się, zasłaniając twarz…  Potem głęboki wdech i staram się nie nakręcać.. Wytłumaczyć sobie, przed sobą.. że grzech wprost narzekać..  Czasem jest to siła przyzwyczajenia, wiara, że nic lepszego nas nie czeka.. Może strach przed samotnością… Bo jak dać sobie radę samemu? W takich zwyczajnych, przyziemnych sprawach..  A czasem wystarczy jedna dobra chwila, by zapomnieć, o dziesięciu złych… Charakter.. też ma swoje znaczenie.. Pogoda ducha bywa bardzo silną reakcją ob

Energetyczna sobota na chorobowym haju

Obudził mnie wychodzący do pracy Ślubny.. Miałam jeszcze chęć pospać, pośnić, ale sen nie nadchodził.. Wstałam zatem i power we mnie wstąpił… Ubrałam się naprawdę „gustownie”: legginsy w kwiatki, skarpetki (puchate) w paski i wielgachny sweter…  Milutko,  wygodnie, ciepło i aseksownie! Może power sprawiło słonce za oknem , może mieszanka tabletek na choróbsko.. Ale jest południe, a mnie w pralce kręci się trzecie pranie, (znaczy, że dwa już wiszą), zrobiłam obiad (baaardzo ognisty i czosnkowy makaron z kurczakiem i suszonymi pomidorami), załadowałam zmywarkę i pozwoliłam jej pozmywać…   Wypiłam też kawę z G..  Ta kawa oczywiście jest bardzo pracowita.. Tak czytam tą listę wykonanych prac i jakoś napisane wygląda to blado..Ale jak na  urodzonego lenia to całkiem nieźle… teraz skrzydełka mi ciut opadły, ale nie jest źle.. Zjadłam  już  też trochę makaronu, no co.. trzeba przetestować na sobie, zanim da się rodzinie.. Paaaliii w gardle, ale to dobrze, niech mi wypali! Podobno pikantność p

Pomieszane z poplątaniem obtoczone w czekoladzie, czyli kobieca logika

Miga kursor.. Bardzo chciałabym umieć jakoś wylać tu wszystkie myśli, ale.. Siedzę teraz i po prostu odplątuję sznureczek od sznureczka.. Co odplączę jeden węzełek, to pojawia się w innym miejscu.. Sprawa, że zastałam wzięta do końca, rzecz można gwałtem, przez chorobę, zapewne odplątywania owych węzełków nie ułatwia… I chyba zastosuję dawną metodę, która się u mnie sprawdzała.. Starą, zapomnianą, mało praktykowana..pt: nie analizuj!!! Czasem sprawiam wrażenie, jakby coś skomplikowanego było dla mnie łatwe, innym razem znów komplikuję to co proste jest jak cep… Ot.. Kobieca logika, nie wstydzę się jej.. Bo czyż nie cudownie być kobietą? A czuję się kobietą jak chyba nigdy dotychczas.. Wczoraj długi spacer z G.. może niemądre to w mojej obecnej sytuacji zdrowotnej, ale było wartoooooo…Rozmowa...  Weszłyśmy do sklepu, pokusiłam się na składniki na blok czekoladowy… Na koniec znów weszłyśmy na cmentarz.. G odwiedza ze mną częściej moją mamę, niż moje dzieci!! Weszłam ze zniczem, prosząc j

"Nie zawsze możesz mieć co chcesz, choć gonisz tak że brak ci tchu"

Rano ubrałam się do pracy i dopiero spojrzenie w lustro uświadomiło mi, że.. żałobnie wyszło. Cała na czarno, spory dekolt.. Czarna Wdowa, modliszka? Tak chyba podświadomie wstrzeliłam się w nastrój.. W ramach walki z tym, założyłam wisior w kolorze starego złota, niewiele to zmieniło.. Do tego, mając chyba coś z masochistki, wlazłam na wagę.. ale tu niespodzianka 3 kg mniej.. to kropla w morzu , ale przynajmniej we właściwą stronę. Ślubny sprzedał mi bakcyla, zapewne drogą dźwiękową;) Temperatura mnie rozbiera, choć nie jest wysoka, to jednak ja kiepsko ją znoszę.. W głowie się kręci i nogi jak z waty, a serducho wali jak młot prrrr… szalone! Do pracy trzeba iść, bo moje zastępstwo.. jest na L-4, tak jak i dyrektor.. Reszta tez prycha i kicha, oddział zamknięty być by musiał… To wszystko chyba sprawiło, że oczy mam na mokrym miejscu.. I czuję, że nie warto czegoś chcieć, bo wtedy to się traci.. bezpowrotnie, razem z częścią samego siebie. Ale znowu tchórzyć? Wtedy nigdy nie będzie się

Mordoklejka co przyszła za późno

Tak jakoś..dodupizm kompletny! Staram się mu nie dać.. W BiednejRomce Ślubny kupił krówki, co ja mówię, krówy, mordoklejki.. Nie wiem czy to jakaś aluzja?? ;) Fakt.. mordę sobie zakleić bym musiała, a palce powiązać.. Pokój Synusia bliżej końca ciut..lampa kupiona, panele i farby.. Ślubnego dopadło choróbsko, więc siedzi w domu.. Sypiam jeszcze gorzej, a jak zasnę budzi mnie jego chrapanie.. Dni coraz dłuższe, ale pierwszy raz w życiu nie cieszy mnie wiosna..G wyjedzie… i w ogóle będzie inaczej niż się zapowiadało.. http://youtu.be/Z5Z0rHJ-kfM

Być albo nie być, oto jest pytanie... na poważnie!!!

Miało być.. zabić się, czy się nie zabić..ale jednak Szekspir lepiej to ujął... Właściwie miało być o tym, jak wczoraj dokonałam śmiałej kradzieży;) Ale nie mam dziś nastroju na historie typu Duperela.. Właściwie takimi jest mój blog zabudowany.. Nie mam głębokich i mądrych przemyśleń, bo musiałbym być mądra…  jakbym była mądra, to dziś, tak jak planowałam, poszłabym do lekarza, w sprawie tych moich głupich palców.. ha! ale skoro jest ciut lepiej... z nimi, bo ze mną nie bardzo;) Nie mam też  przygód filmowych, bo ich nawet nie chcę… dziś będzie inaczej, dziś nie będzie mnie.. Bo mnie znów coraz mniej, niestety tylko w środku ;P.. Złożyłam obietnicę, że zamieszę tu usłyszaną historię.. By poznać zdanie ludzi, Wasze zdanie.. staram się obietnic dotrzymywać, choć ze mnie raczej jest zwykłe byleco…;)   Dotrzymuję słów danych ważnym osobom, nawet jeśli ja już…  Nie chciałam tego tu pisać, domyślam się co będzie, ale.. obiecałam.. Ja mam swoje zdanie, przemyślenia na ten temat, oczywiście,

Jak to z rowerami bywa....

Będę oryginalna (?) i nie będzie o Walentynkach.. Co mój Ślubny wczoraj wywinął!!! Najpierw dwa wstępne wprowadzenia.. Po pierwsze: Mamy świeżo postawione blaszane garaże, więc z piwnicy zostało powyciągane, na podwórko, wiele przedmiotów takich jak np. rowery, a potem zostanie przeprowadzonych do garażu(hurra.. mniej wynoszenia na przejażdżki) Po drugie: Mój Ślubny, choć murarz, to smykałkę do handlu ma. Taa.. to nawet przydatne kiedy ma się swoją firmę, bo przecież swoje usługi tez sprzedać trzeb umieć. Pierwsze nasze lata razem i wspólne zakupy sprawiały, że skręcałam się ze wstydu, albo robiłam krok w tył pt „ja tu nie jestem z tym panem” kiedy targował się, zwykle nawet z powodzeniem.. Potem się do tego przyzwyczaiłam, skoro ktoś się godzi spuścić z ceny, znaczy, że może to zrobić i już.. a zysk w kieszeni Ślubnego.. Mi takie cuda wychodziły najwyżej przypadkiem, po prostu sam ktoś opuszczał cenę, zapewne pod wpływem ócz mych szarych głębi lub uśmiechu, co ponoć uroczy ;) noo albo

Siedem życzeń... spełni się!

http://youtu.be/RegZhMzTc9E Dzień za dniem mija tak szybko, noce jeszcze szybciej, nawet jak są w nich godziny na jawie czy półśnie.. Ranek.. Kiedy wychodziłam dziś  do pracy ucieszyłam się: jest już jaśniej!! Może to dobra wróżba, choć ... w taki dzień jak dziś trudniej mi w to uwierzyć... trudno jest czasem zwolnić, cofnąć się o krok, bo strach przed równią pochyłą.. w dół..

Nie ma leżeć, ma stać!

Posiadam storczyka. Oprócz niego kwiatów kilkadziesiąt, ale właściwie kwitnie tylko ten jeden.. Inne jeśli czasem, to przypadkiem i mało efektownie.. Tylko ten storczyk efekt czyni. Nie bez zabiegów go mylących! Jak przekwitnie, przeprowadzam go do kuchni. Tam czekam aż wypuści ogigla kwitnącego. Rozwinie pąki.. i wtedy znów do pokoju. Jak za wcześnie przeprowadzę z powrotem, to gubi pączki. Nie wiem w czym rzecz.. ale tak się dzieje. Tym razem ogigiel już wyrósł, pączki zaczęły się zarysowywać..tylko..ogigiel leżał! Nie ma leżeć, ma stać! Wiadomo przecież… A żeby stał trzeba się postarać..Podpórkę znalazłam..i stawiam..delikatnie…. i trach!! Złamałam!! Buu… Strach teraz stawiać cokolwiek;) Rano prawdziwa zima, wielgachne płatki śniegu siadały mi na włosach i „kominie”… było ślisko, nogi się rozjeżdżały, raz było blisko zostania kobieta upadłą… Dotarłam w charakterze Bulinki.. Zimę bajkową kilka godzin potem pochłonęła błotnista breja..Powrót z pracy był już pt „rzeki pokonałem, góry p

Lepiej późno niż później, czy jednak nie?

Mówią, że ruch to zdrowie.. A ja wczoraj wróciłam ze spaceru z G, włączyłam TV, by obejrzeć film, który uwielbiam „Lepiej późno niż później” to nic, ze po raz enty.. Herbatka, święty spokój, fotelik i.. buumm… Przed oczami mroczki latające.. Znak, ze nadchodzi mroczna migrena!!! Od razu końska dawka przeciwbólowa, ale i tak mroczki swój czas mają… Film obejrzałam już starając się nie ruszać głową i na leżąco… Dziś głowa waży tonę i każdy gwałtowny nią ruch niemile widziany.. A film.. oprócz obsady, dialogów, fabuły, zawsze lubiłam tą nadzieję jaką ze sobą niesie… Cóż.. nie moja wina, że książątko, ulęgnięte przeze mnie własnodupnie lat temu prawie 16, wstało o 12, spożyło śniadanie i g. 14 to było dla niego za wcześnie na niedzielny obiad.. Wciskał w siebie dzielnie, bo to było jego ulubione danie, żal mu chyba było;) A jak.. w życiu nie ma lekko..;P W jego przypadku... wolał by później niż późno ;)   Nadzieja może pada niedaleko złudzeń, ale… bez niej trudno żyć:) Nadzieja by przetrwa

Kudłate szczęście

Wczoraj w drodze do pracy, natknęłam się znów na psa G. Powsinoga, zwany Wycieraczką, choć na imię ma MIKI. Widać znów udało mu się zwiać z podwórka.. Czasem siedzi pod furtką, po drugiej stronie ulicy. Wtedy udaję, że go nie widzę, staram się nie odzywać, bo mam stracha, że wleci pod samochód przebiegając do mnie… A on i tak jakoś mnie poznaje, podbiega i odprowadza skocznie do pracy… Wczoraj był już po mojej stronie, więc podbiegło do mnie takie pieskie, kudłate szczęście:) Czyż to nie cudownie wzbudzać taką radość samym swoim widokiem? Pogmeraniem za uchem, poklepaniem i kilkoma czułymi słowami.. W takich chwilach jeszcze bardziej mi żal, ze poślubiłam wroga zwierząt w domu… Choć z wiekiem bardziej na kota się przestawiłam, takie marzenie… Oczami wyobraźni widzę.. Kiedyś.. kiedy będę starą kobietą (wersja optymistyczna, znaczy, że szlag mnie wcześniej nie trafi) Marzę o tym, że moje stare kolana będzie ogrzewał kocur.. Tak kocur, bo jakoś z moich doświadczeń wynika, ze są milsze, ba

Sam na sam, o jakim zapominać się nie powinno

Od paru dni przeziębienie mnie bierze namiętnie i odpuszcza, łapie i znów słabnie.. i tu też huśtawka? Nawet to mnie chce, tak nie do końca?? ;p Na pewno nikt nie zgadnie, ale taaadaaam wieczorem byłam na spacerze ;P Oczywiście, że z G. Póki ją mam, wykorzystuję do maksimum, ale za jej całkowitym przyzwoleniem.. Zresztą i ona baterie naładować musi;) Spacer byłby piękny, bo wieczór cudowny, ale dymy z kominów dały czadu.. Nie wiem czy my pszczoły jesteśmy, by nas okadzać na uspokojenie? W każdym bądź razie.. Nowinki wymieniłyśmy. Obie mamy ostatnio .. e nieeee.. zawsze miałyśmy setki tematów, ale ostatnio po prostu jedna przez drugą, jakbyśmy chciały na zapas się nagadać.. potem G chciała się wprosić na kawę, jednak ja wręcz po chamsku, co jednak przyjaciele rozumieją, odmówiłam jej!! Noo a bo tak.. Chciałam wykorzystać to, że Ślubny wyjazdowo, do późnego wieczora.. A potrzebowałam być sam na sam, z kimś ważnym, o kim ciut zapomniałam, znaczy.. ze samą sobą!! W sumie najpierw plany mia

Spełnione marzenia..

Nigdy nie myślałam, że będę żałować iż posiadam zmywarkę do naczyń!! Mam ją ponad półtora roku, marzyłam o niej od zawsze. Przyjechała do mnie z przygodami, a kupiona została chyba tak na przeprosiny.. Nie nie, konkretów i wprost powiedziane to nie było.. To tylko takie moje wrażenie, bo po trudnych małżeńskich tygodniach, ni z tego i owego, Ślubny wymyślił  to kupno zmywarki. No to co miałam robić? Dumą zmywać naczynia? Wzięłam. I do tej pory chwaliłam sobie, zlew pełen naczyń nie straszny.. Ale dziś.. uświadomiłam sobie, że przy tej czynności., zmywaniu znaczy, całkiem dobrze mi się odmóżdżało albo odwrotnie: myślało nad trudnymi zagadnieniami.. Potrzeba mi teraz rozjaśnienia myśli.. i jeszcze chciałabym tej jasności  umieć udzielić bliskiej osobie.. I jak zawsze: im bardziej mi zależy, tym trudniej mi to zatrzymać..

Paluszek i główka - ze wszystkim mam coś nie tak ;)

Układam pasjansa, w intencji… Jak mam jakąś nurtującą mnie sprawę, zawsze układam pasjanse… I tak: jak wyjdzie, to się uda, a jak nie, (bo uda są dwa)…to układam jeszcze raz! Prawda, ze racjonalne podejście? To są raczej życzenia, skryte, upragnione… Tym razem wyszło mi, że w marcu pomyślne wiatry zawieją.. Od paru dni mam pewną dolegliwość.. Brzmi jak drobiazg, a jednak strasznie mnie męczy… Tym bardziej, ze to wraca nie wiadomo dlaczego i skąd… co kilka tygodni.. Otóż :opuszki palca wskazującego i kciuka lewej ręki mam bolesne, tak jakby swędzące, gorące… czasem boli jak cholera, takim palącym piekielnie bólem, że mam ochotę położyć je na pieńku i odrąbać!!! Ślubny oczywiście twierdzi, ze od klawiatury! ;P a ja nie mam pojęcia!!! Ból podobny trochę do tego jak za mocno się stąpnie i taka „odbita pięta”, ale o wiele silniejszy, może ze względu na powierzchnię, skondensował się? sprawdzałam w necie.. dna moczanowa to nie jest, choć podagra do migren pasuje i potwierdzałaby może, że jak