Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2014

FOCH* czy foch?

Alee się wneeerwiłam!! Nie rozumiem skąd, bo to PMS nie jest.. ani tez Ślubny nagle się taki nie zrobił! To że niedziela deszczowa to tylko dodatek do nerwów…  W pobliskim mieście koncert Lata z Radiem, Maryla ma być i De Mono.. G zadzwoniła nawet by umówić się na wspólny wyjazd.. a ten mi tu znowu Pana i Władcę zgrywa, a co gorsze ja się znowu nabieram na to.. Bo on nie chce tak wcześnie, ze on woli sam zadecydować kiedy, dlatego jeśli w ogóle to lepiej sami, by wrócić O KTÓREJ BĘDZIE CHCIAŁ… A kiedy walnęłam, że w takim razie zabiorę się z G, a on niech sobie w domu siedzi, jak mu zimno i tepe… Ooo Maaatuchnoo… Kto zna mojego  Ślubnego choćby z blogowego słyszenia, to może słyszy teraz jaka afera się z tego zrobiła! To co normalne dla mnie i normalnego człowieka, nie jest normalne dla niego, jeśli dotyczy mojej osoby.. Wydawałoby się, że nie zmuszam, że nie ma tak by jeśli ktoś chce jechać, to niech jedzie bez namawiania kogoś kto nie chce..ale naplątałam… chodzi o to by wg hasła „ży

Bucząca sobota pod sową

Obraz
Ostatni sierpniowy weekend… Tegoroczny sierpień był bogaty w weekendy, bo miał ich aż pięć! Łącznie z piątkami, bo i tak niektórzy liczą , ja w sumie też.. od piątku po pracy ;) Jednak w końcu i na sierpień kres przyszedł… buuu..  Tak, wiem, wrzesień też może być piękny, jednak.. to już zapowiedź jesieni, a więc i zimy..buu…. Edukacja w naszym kraju jest bezpłatna… taaa… słyszał ktoś większą bzdurę? Zeszyty, książki, dojazdy… Nie mówię już o mieszkaniu dla studenta, bo teoretycznie, nie jest konieczne…. W każdym bądź razie byliśmy dziś wydać tą niekonieczną kupę kasy, oraz podpisać cyrograf na najbliższy rok.. Jazda była szalona, bo pożyczona nawigacja bzdury gadała, Ślubny nerwowy, czemu się w sumie nie dziwię, ale po co drzeć pyska na nas współcierpiących?  Jak dla mnie to sprawę pogarsza, no chyba, że JEMU  ulgę przynosi… Lat prawie dwadzieścia, praktyki w radzeniu sobie z moim cholerykiem, czasem daje pozytywne efekty.. Boże cierpliwość i wyrozumiałość zachować pozwól… Eeech…  końc

Dzień pod cycami ;)

Lewy cyc wyżej niż prawy! Ta asymetryczność zdominowała mój dzisiejszy dzień w pracy! Noszszs kto wymyślił regulację naramek z tyłu??  Usiłowałam sięgnąć do tego, na plecy, ale..starość nie radość, za nic nie dałam rady, a za to przez chwilę w tej dziwnej pozycji się zakleszczyłam.. Wyglądałam jakbym  się zamachiwała na kogoś w celu „a masz tyyyyy”… Jeszcze mnie zwolnią za napaść na klienta!!? Wpadłam w końcu na to by iść do WC i tam zdjąć ustrojstwo, homonto.. ale czasu nie było.. Do tego jakiś komar śmiał mnie upierniczyć w cyc.. Szurałam się strasznie i tylko pocieszające, że silikonów nie mam, bo nie daj Boże, przebite by wyciekały? ;P Dzień pod cyckami ;) Dziś Tata z wyprawy rowerowej przywiózł kolejną zdobycz: 5 przepięknych „sów” czyli kani. Jutro usmażę z nich kotlety. Sobota nie będzie z gatunku moich ulubionych, niespiesznych i zwyczajnych, domowych, bo rano wyjazd do Poznania. Córa z koleżankami znalazła wreszcie mieszkanie i rodzice każdej (!) jutro podpisują umowę..  Podpi

Leń i archiwa życiowe w pozytywie ;)

Oklapłam. Siedzę przy kompie i lenia w sobie pieszczę.. Jakby i bez tego nie miał się dobrze;) W słuchawkach Indila śpiewa.. i ulegałki wpierniczam, zdobyczne na rowerowej wyprawie przez Tatę. Szperać nawet w archiwach i schowkach przepastnych kompa zaczęłam.. A tu okna mycia wymagają.. Cóż.. mówią, że jak 1 cm brudu się nazbiera, to sam odpadnie! ;) Przydałoby się zmywarkę rozładować i naładować kolejną porcją.. Skąd tego tyle się bierze? I pranie znów mogłoby się wyprać, wywiesić i pochować.. O prasowaniu nie mówię, bo unikam.. Staram się kupować to, czego prasować nie trzeba ;) A jeśli już.. No to od wielkiego dzwonu.. Przestałam prasować wszystko łaaadnych kilka lat temu, w momencie kiedy zobaczyłam, jakie poszanowanie ma moja katorżnicza praca z żelazkiem..;P A i w mojej szafie, na wieszakach tak poupychane, że samo się o siebie gniecie.. Skąd to upchanie, dlaczego szafa się niedomyka, jak ja nie mam co na siebie włożyć? ;) Wyszperałam w kompie np cos takiego, napisane cztery lata

Poniedziałkowy wtorek

Wczorajszy dzień był dla mnie poniedziałkowym wtorkiem. Z racji pierwszego dnia pracy po urlopie, oczywiście. Pobudka była przykra tym bardziej, że za oknem buro strasznie.. Przez te moje wolne dwa tygodnie,  COŚ zjadło spory kawał jasności! A do tego niebo płakało… iiiziiii… spokojnie! Nie demonizuj kobieto!  Tak sobie powtarzałam, bo najgorzej się nakręcić negatywnie. ;P W pracy wlokło się strasznie, byłam rozdarta pomiędzy lenistwem wrodzonym, a zaklinaniem o większą ilość klientów i spraw – by zleciało prędzej. Myślałam, że zabiję się o biurko. Taki gwałtowny dzięcioł czółkiem o blat byłby śmiertelny jak nic! Cały dzień jednak  trzymałam się myśli o popołudniowym wypadzie z G. To pocieszające, że wszystko się kończy.. Czasem pocieszające.. Bo w końcu wybiła godzina 15.00 i mogłam iść do domu. Obiad częściowo zaszykowany, więc  szybko dokończyłam. Razem z Synusiem zjadłam (Ślubny w pracy jeszcze, a Córa na kolejnym, ostatnim już chyba , polowaniu na mieszkanie) Potem.. G nie odbiera

Wszystko co dobre, się szybko kończy...

Czas.. jeśli chcesz by przyspieszył – zwalnia, a jeśli chcesz zatrzymać pędzi szalenie! Kto nie zna tego zjawiska? Ręka w górę! Tak oto ostatni dzień urlopu nadszedł i już prawie minął! Może dlatego tak bziuum zrobił, ze szczęśliwie nałożył się na wolny dzień G? Bo jak tylko wstała (dostała chwilę na ogarnięcie się) to się jej władowałam na kawę. A co? Dlaczego mamy pić poranną kawę osobno, jak dobrze się złożyło,  że możemy razem? ;P Udało się nam też na spacer pójść z dwiema psicami G. Cała okolica słyszała, że idziemy, bo psice nam to zapewniły, szczególnie Mała. Na smyczy i przy paninej nodze taka odważna, największe psy zza płotów prowokowała. G ją ostrzegała, że kiedyś się nadzieje, jak w kreskówkach..  I jedno haaamps  i po niej ;P Dzień ładny, jak słońce wyjrzy w zaciszu, to nawet ciepły. Jednak jesień już znaki zostawia. W powietrzu ją czuć, zapach anonsuje… Gdyby tak rządziła Looncia Wszechmogąca, to po lecie byłaby złota jesień, dwa tygodnie śniegu na święta, a potem już wio

Błyskawiczna niedziela

Ranek ubarwiła jajecznica z pomidorami. Do tego kawa zbożowa z mlekiem i chleb z masłem. Smak dzieciństwa. Pogoda w kratkę. Zresztą to tradycja, jak dożynki w naszej  wsi, padać musi! Nie wiem czy pójdziemy, jakoś te atrakcje do mnie nie przemawiają, a do tego zmoknąć i zmarznąć średnia przyjemność. I ubrać by się trzeba jakoś..  Jak ludź wyglądać. Chyba wyrosłam z chęci na takie imprezy, tak jak z rozmiaru ubrań sprzed lat czterech… Muchy się nieźle zemściły za moją wczoraj rzeź. Od siódmej spać już nie dawały. Skąd tego się tyle wzięło? Zwykle nie ma ich aż tyle, w naszym  pobliżu nie ma gospodarstw i zwierzęcych hodowli. Pewnie garną się do domu bo czują jesień i chłód. Na obiad usmażyłam pałki kurczaka, sos wzbogaciłam suszonymi pomidorami. Ziemniaki gotowane i marchewka na maśle…Wyszło bajecznie smakowicie:) Teraz grzmi. Niedziela grzmiąca. Niedziela błyskawiczna.  Błyskawiczna również czasowo. Wasze niedziele tez tak pędzą? Moją dziś znoszę lepiej niż zwykle, bo jeszcze jutro mam

Sobota zawsze mile widziana

Pieprzą mi się na moich oczach! Na widoku znaczy;) Przybywają kolejne, mimo, że morduję bezlitośnie i trupy zostawiam na postrach. Nie działa! Muchy chyba mają słaby instynkt samozachowawczy. Czasem myślę, ze ja też… ;P Przynajmniej osłabł na jakiś czas, cztery lata temu. Echa mam do tej pory, w sobie. Ale to zamknięte,  w innym pudle i schowane w pawlaczu pamięci.. czy niepamięci. Na takie schowane skarby trafia się czasem przypadkiem, szukając czegoś innego. Albo przy porządkach, co u mnie rzadsze ;P Sobota w urlopie nie różni się od większości urlopowych dni. To wada, niewątpliwie. Ale sobota nadal jest moim ulubionym dniem tygodnia. Wczoraj słyszałam deszcz, zaraz po tym jak Harry Potter pochował Zgredka. Jak zawsze się ubeczałam. Może głupia, za stara na takie bajki? Ale uwielbiam niezmiennie i wersje filmowe i książkowe.  Córa była rozczarowana, że nie obejrzy, bo do pracy musi. Zapewne łatwiej by było gdyby dla imprezki odpuściła sobie. ;P Pomału się już kończy to jej pracowanie

Szybka noc z Lulusiem

Noc minęła zbyt szybko, niby spałam, coś śniłam.. Obudził mnie sms od G czy na rower nie wybiorę się za 15 min, bo ona tylko teraz może… Jednym okiem go czytałam… I nawet ta obudzona połowa wstać chciała, ale druga jej się z łóżka zerwać nie pozwoliła.. Odpisałam, że sorki ale śpię…. Pomyślałam, ze mój organizm wreszcie poczuł, ze urlop ma i dziś sobie odeśpi.. Do teraz mu nie pozwalałam, bo czasu było szkoda… A dziś ranek był bury i taki akuratny do spania… Zatem wtuliłam się w Lulusia (niektórzy Jaśkiem go zwą.. dla mnie zawsze to był Luluś!) i oko zakleiłam znowu.. Aż na minut kilka, bo Córa zadzwoniła, że do domu nie może wejść (na nocną zmianę pracowała), klucz z drugiej strony drzwi blokował ją. Pokracznie ze schodów zlazłam, niczym zombi, moje nogi chyba też dziś spać jeszcze chciały.. Otworzyłam drzwi, sprawdziłam czy żywą czy zjawę widzę.. Zjawa zapewniała, że żyje.. Ledwo, ale żyje.. Luluś znów w objęcia wrócił… Gdzieś tam tyłem mózgoczaszki rejestrowałam, ze Córa się myje i

Poplątanie i niepokoje (nie)normalnej czterdziestki...

Dziwne uczucie wróciło, zapewne wywołane zbyt dużą ilością wolnego czasu sam na sam ze sobą.. norma, widać, przekroczona.. Rano G wyciągnęła mnie na rower, gdzie wyżalić i wygadać się mogłam jak to mąż mnie nie rozumie, że wcale ze sobą nie śpimy..a nie, to drugie to nie.. ;) Tak sobie mogłam jeszcze raz przeżyć wczorajszą wymianę zdań nieprzyjemnych. Nieprzyjemne tym bardziej, że ten mój Ślubny wiele racji ma. A jeszcze wczoraj wstydu się najadłam, bo odwiedziła mnie niespodziewanie szwagierka. Akurat ta szwagierka co jest pedantką i perfekcyjną panią domu. A ja..yhm.. wręcz przeciwnie. Ogólnie to mam na to dość wyrąbane. Na swoją własną stajnię, bo jak to G mówi „dom nie muzeum” ,  a tez  jak ja uważam: dom jest dla mnie, nie ja dla domu. Jednak zauważam, ze ten dom mnie już przerasta. Gdyby tak porządek sam się zrobił? Co? Skoro bałagan to potrafi!!  Do telewizyjnej perfekcyjnej się nie zgłoszę, bo choć bywam, emocjonalną ekshibicjonistką, to  na szkło parcia nie mam. Szkło by nie w

Czasu złośliwość

http://youtu.be/N-OLHFb7jRc Plany na dziś ciut zmodyfikowałam, owszem kawa w babskim gronie aktualna, ale wczesniej miałam wlecieć jeszcze do G i potem z nią jechać… Jednak tata poprosił mnie o pomoc w kupnie koszuli, ma zaproszenie na wesele. Zawsze w zakupach ubraniowych doradzała mu mama..  Sam jest w tym jakiś taki bezradny.. Może tylko takie mam wrażenie… Większości mężczyzn raczej ma podobny stosunek do kupowania sobie ubrań? Tata zawsze unikał takich zakupów twierdząc , ze nic nie potrzebuje, szkoda kasy.. Ile my się z mama natrudziłyśmy by go zapędzić do przymierzalni.. Najlepiej wziąć z wieszaka i uważał, że dobre.. Potem miał czkawkę..ihih.. Koszul eleganckich przymierzyć nie można, co jest ciut idiotyczne.. bo co? Sam rozmiar kołnierzyka? No ale kolor dobrać do garnituru, krawat itp. Nie mogłam przecież odmówić, no nie? G zrozumiała. Koszule załatwiliśmy w pierwszym sklepie.. nie wiem czy dobrze czy źle, bo może trzeba było pojeździć, poszukać taniej.. hmm.. ale ładne i tata

W jednym kotle: buraczki, skarpety, swetry, rower, kawa, pogoda i gorzkie zrozumienie!

Zimno się mi zrobiło i musiałam sweter przeprosić, a co gorsze.. skarpety!! I to mimo „roboty” mi zimno… Jednak balkon otwarty jak szeroko, bo to babie lato pachnie cudnie…. Wczorajsze buraczki w słoikach pościerane, a dziś apiać od nowa!! Ślubny przywiózł podarunek od siostry, wielgachne wiadro buraczków.. Nooo już „wymiotywam”  buraczkami, a moja kuchnia wygląda jak po mordobiciu.. Już zapowiedziałam Ślubnemu, że owszem, jak dają to bierz, ale kolejnym wiaderkiem czy workiem tego cholerstwa, uszczęśliwię G!! Kuchenka zalana, bo zagadałam się z koleżanką.. Przez neta gadałyśmy, bo mi się zagramanicę wyprowadziła… Pogoda mogłaby się ustabilizować na wyższych ciut temperaturach, a przynajmniej niebo niech nie płacze.. Popołudniu na rower z G się umówiłam!  Stęskniłam się! Jutro jesteśmy umówione na kawę, w szerszym gronie i - ulallaa burżuła- w restauracji! A jak luksusowo! ;) Jakoś tak jest, że w kawiarni czy innym takim, w pięknych okolicznościach i w towarzystwie zacnym, kawa smakuje

Może morze czy wszędzie dobrze, ale w domu...?

Obraz
Jak przystało na porządną czarownicę – wykrakałam!!! Opalenizny ani śladu, a jeśli, to na pewno rdza!! ;) Jeszcze w czwartek tyłki nam się w samochodzie wypociły, ale od piątku to już ciągła ucieczka przed deszczem, szykowanie i rozkładanie bambetli na plaży trwało dłużej niż leżenie.. Zimno strasznie – ale zawsze można w ciuchach, za parawanem, ale kiedy zaczyna padać i walić piorunami.. no to już rodzinka nie zdzierżyła. Ja bym chętnie zobaczyła taka burzę i może pioruny walące w morze.. aaach to by było! Jednak rodzinna demokracja i manele zwinięte…. Biegusiem na kwaterę. Deszcz przeszedł, słońce wyszło nieśmiało, no to na spacer.. i tak w kółko, z  parasolem w torebce.. Ślubny stwierdził, ze przyjeżdża bardziej zmęczony z wczasów niż wyjechał..   ;P Ale ogólnie nawet był grzeczny, mało marudził (jak na niego ;P) i związku z tym było fajniej.. A morze? Morze jest piękne nawet jak się gniewa.. a może nawet wtedy piękniejsze? Narobiłam trochę fotek, mam nadzieję, że uda się mi je tu w

Pa pa

Zapakowani, prawie gotowi, kotlety do kanapek na drogę usmażone (tradycja wyjazdowa naszej rodziny) Jeszcze ostatnie zakupy pojadę zrobić, wysłać list na poczcie i.. tylko czekać aż Ślubny wróci z pracy. Z tym czekaniem na niego to różnie bywa, bo jego czas jest jakiś bardziej względny niż kobiety szykującej się na bal! ;lP Pogoda brzydka, choć w tym momencie promień nadziei słonecznej jakby wyjrzał.. cóż.. co roku podobna historia.. Zawsze sobie obiecuję, że w następnym urlop wezmę już na początku lata.. ale .. no cóż… jak ma się męża murarza, to pozostaje tylko taka możliwość by załapac się na jakiś weekend plus święto.. Mimo wszystko cieszę się, bo jeszcze niedawno nie było nadziei, ze w tym roku Neptuna spotkam.. a to już dziś!! Ślubny prowadzi, to dojedziemy szybko ;) Może zachód słońca uda się już dziś uwiecznić na fotce.. napykam ich znów sporo :) No to do poklikania, pewnie w poniedziałek! Powrót o tyle łatwiejszy do zniesienia, że będę mieć jeszcze połowę urlopu przed sobą.. :

Pompki rowery szmery bajery i ten pierwszy raz ;)

Mam stracha cieszyć się zbyt bardzo… Już widać, ze afrykańskie upały skończyły się jak  ja już zaczęłam, co jest złośliwością LOSU, z pewnością! Niebo straszy, odbywa się ciągła  walka słońca z chmurami, póki co dziś słońce wygrywa. Udało mi się z rana załatwić zakupy i pan pufnął mi w oponki..Samochodowe oczywiście, swoje własne, osobiste, mam dość napompowane. ;P  Samochód gotowy na wyjazd zatem..  Udało się wykroić czas na jazdę rowerową z G. naszą ulubioną leśną trasą, a potem wypić kawę na ławce huśtawce.  Wróciłam, obiad zaraz gotowy. Pranie wywieszone przed przejażdżką  nawet poschło i teraz układam „kupki”, dokładam po kolei,  a to kolejną parę skarpet czy koszulkę. Córy jedynie nie pakuję, zrobi to sama, dobre i to. Pakuję zatem siebie, moich dwóch panów i rzeczy ogólne: lekarstwa (odpukać!), ręczniki itp… Tata przywiózł mi jaja od „pani Gospodyni”.. Noszsz współczuję tym kurom!  Takie jaja giganty!! Dobrze, że nie są kanciaste!! ;) A co ja miałam… aaa wczoraj miałam napisać,

Niech żyją spontany!

Dzisiejsza notka chyba będzie jutro… ;P Wczoraj w pracy odliczałam czas, a mijał jakoś ciężko i ciągnął się jak smarki… Chodzenie do pracy nie jest takie złe, ale to czekanie osiem godzin na wyjście.. ;))) Taki to paradoks: doceniam pracę, chcę ją mieć, lubię nawet ,ale.. czekam właściwie na trzy rzeczy: weekend, wypłatę i urlop!! Urlop zaczęłam  dziś i już z kopyta.. Spontanicznie wyjazd.. Mam koleżankę z podstawówki,  mieszka blisko, ale widujemy się bardzo rzadko, bo to zapracowana bizneswoman. Kiedyś nawet częściej się udawało, ale teraz.. chyba z rok? Pierwszy dzień urlopu, więc sygnał wysłałam, że dziś lub jutro by mi pasowało. Grafik układam, więc niech da znać. ;) Oddzwoniła, a że chętnie, ale ma wyjazd do Poznania, musi parę spraw załatwić, ale jeśli mam  ochotę to mogę jechać z nią, to pogadamy po drodze i zajedziemy gdzieś na kawę. W ten sposób spędziłam dziś w samochodzie tyle godzin, że dojechałabym nad morze jak nic.. Sporo minęło na czekaniu na nią, ale faktycznie nagada

Cóż... życie! :)

Mimo niedzieli Córa wstawała baaardzo wcześnie, bo na rano do pracy. Aż mi jej było żal.. ale przecież.. Dorosłość to dorosłość i lepiej niech wie, ze nie same blaski ma! Z tej pracy oprócz zarobku wyniosła też bogactwo wiedzy zyciowej: -wiesz mama, stwierdziłyśmy z Gulczi, że naprawdę trzeba się będzie uczyć na tych studiach, bo nie chcemy całego życia tak zapierniczać jak teraz!!! ;P   Ha! I bardzo dobrze! Ciężar złotówki tez jest teraz inny! Dycha to już nie: „tylko dycha” , a godzina ciężkiej pracy ( a nawet więcej bo brutto, czyli minus haracz..) Mieszkanie znalazły, oglądały chyba cztery, cenowo zbliżone, najładniejsze jednak za daleko, jedno w podejrzanym sąsiedztwie, zatem dwa biorą pod uwagę.. jeszcze klamka nie zapadła, bo zwykle przez agencje właściciele załatwiają..  Ale.. dzień wyprowadzki, taka widoczna granica dorosłości i PROCESU usamodzielniania już tuz tuż…. Ale do Pobierowa jedzie z nami!! A myślałam, że dzieciaki już „za stare” i z wapniakami nie pojadą.. Kto wie. P

Efekt motyla, brak nieszczęścia szcześciem jest..

Luubię zwykłe soboty!! Owszem, zawsze ciut pracy domowej do nadrobienia, ale jakoś tak bez stresu, bez pośpiechu.. Miło się wstaje tak nie wcześnie i nie późno.. Perspektywa wolnego dnia nazajutrz też daje mi komfort psychiczny.. Dziś do tego pogoda idealna do żeglowania i do..prania. Z czego to drugie intensywnie od rana czynię.. (Maaatuuchno.. nie żeglowałam od ponad dwudziestu lat!!) Już trzecia pralka powiewa na ciepłym wietrze i w słońcu,  nabiera zapachu, tego cudownego, za którym potem cała zimę tęsknię.. Taki ręcznik pachnący latem to cudowna sprawa…:)   Tak jeszcze w zeszłą sobotę napisałam.. Dziś.. Tez wstawiłam rano pranie, pogoda idealna, wszystko w najlepszym porządku.. ale z tą odmianą, dziś na dość nieodległym polu rozrzucają kolejną porcję guana.. Noszszsz smród taki, że ptaki padają w locie. Choć z drugiej strony, jeśli w miastach nie padają od smogu i spalin, to taki gnój to samo zdrowie.. hmm.. Niech miastowi przyjadą, płucka z dymów odkazić „wdychaj, tego w domu nie

Obórka i tsunami

Ale obórką zajeżdża!!! Jak to mówią: „obory wietrzą, albo się Jagna odkryła” hiih.. a tak naprawdę to obornik na polach rozrzucają by nakarmić ziemię po żniwach. Takie są uroki mieszkania na wsi :) Ale nie zamieniłabym tej mojej „nawsi”  na nic innego.. No może na mały domek na tropikalnej plaży ;) Z zapachami nawianymi do domu powalczyłam dołączając kolejne: smażonej ryby i cebuli. Zabójcza mieszanka, ale obiad smakował, mimo wszystko, baaardzo.. Oczywiście Synuś pomarudził, że duszone ziemniaki z cebulką, a nie frytki, ale wtranżolił wszystko, łącznie z surówką z kiszonej kapuchy.. Córa chodzi na popołudniówki, więc wcale się nie widujemy.. Ciekawe ile zarobi na te studia, ale wyrąbana jest chyba nieźle… Jak nagle taka księżniczka kanapowa musi tyłek ruszyć i zaiwaniać tyle godzin, to się nie dziwię. Cieszę się jednak, ze się sprawdziła, że nie zdezerterowała od razu, czy po kilku dniach. Bo to świadczy, że ja - MAMA  -tez zdałam egzamin z wychowania. Jeśli chodzi o Synusia to obawy

PMS i bzykanie

Weźcie mi te orzeszki!!! Nawet PMS nie usprawiedliwia pochłonięcia całej puszki solonych orzeszków! Nawet po całej nocy bzykania! Komarów niestety… Mam z nimi umowę, jak kobieta z samicami, że tłuszcz, zamiast krwi wysysać będą. Ale albo słabo im idzie, albo pic na wodę, bo wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że raczej dokładają niż zabierają! Kobieca zawiść? ;) Do tego zostawiają w pakiecie swędzące bąble.. tortura! Ponoć po to ludzie łączą się w pary by miał ich kto drapać w miejscach niedostępnych… Ja ostatnio wzorem niedźwiedzicy, szurałam plecami o futrynę, bo dokładnie na środku pleców swędzącą (aaaleee haczykowate słowo!!) pamiątkę dostałam… eeech.. Leń mnie (znów) opanował, nic dziwnego po orzeszkach i nadziewanych cukinach!    

Zapachy życia

Do urlopu jeszcze parę dni!  W niedzielę ze Ślubnym na rowerach przypomniałam sobie jak to jest wziąć oddech do najodleglejszego zakamarka płuc, niemal napowietrzając stopy! Po upalnym przedpołudniu spadł deszcz i to on PACHNIAŁ. Pachniał mokrą ziemią po żniwach, burzowym ozonem i tak jak sobie wyobrażam: oazą na pustyni… Przypomniałam sobie też jak to jest ten oddech stracić… hiihhi Zrobiliśmy sobie mały wyścig… Pedałowaliśmy ile fabryka dała aż.. no dobra! Ślubny wygrał, ja zdechłam pierwsza… Noc i poniedziałek, cały przepadany, co zdjęło trochę ukropu… Już czuć, ze lato się zmienia w babie… Mam jednak nadzieję, ze wytrwa choć do końca sierpnia.. Córa pracuje. Narzeka, ze nogi bolą, że zmęczona (8 godzin chodzenia, do tego dojazdy prawie 2-godzinne w jedną stronę), jednak wstaje wytrwale. Synuś nadal beztrosko wakacjuje… taaa..To były czasy.. to se ne vrati… Zresztą, każdy swój przydział dzieciństwa miał. Na swoje też narzekać nie mogę;) Dochodzi do mnie zapach jutrzejszego obiadu..

Między Ziemią a Księżycem - na nowym...

Przeprowadzka, ale raczej taka bez sprowadzania starych gratów..bo chyba się nie da? Choć G. twierdzi, że "nie da sie tylko parasola w d.... otworzyć" Nie lubię zmian, ale czasem są konieczne! Straciłam cierpliwość do użerania się z tamtym Gospodarzem, poza tym strach, ze wszystko nagle wyleci pierdziu w kosmos, bez śladu.. A przecież są to moje myśli, moje przeżycia i WY.. mam nadzieję, ze przyjdziecie tutaj też... Nie wiem czy sobie poradzę, jak umebluję i rozsiądę, a może wystraszę i wrócę TAM.. Jesli ktoś trafi tu przypadkiem, spoza grona "STARYCH" ZNAJOMYCH, to jeśli nie spodziewa się cudów, niezwykłości, to może zajrzy ponownie, zapraszam:) TAM jestem zakluczona hasłem, nie wiem.. czy tutaj też można??? Bo u mnie w domu różnie bywa.. Dla nowych przydałoby się wprowadzenie? Jestem świeżo upieczoną (nie)ryczacą czterdziestką. Stan posiadania (?) Synuś w ostatniej klasie gimnazjum, Córa (prawdopodobnie) zaczynająca studia... jeszcze niewiadomo, roztrzygnie się na