Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2016

Znaki, mosty i codzienność

Obraz
Strasznie ostatnio zaniedbuję tą cześć mojego życia, ten świat jaki sama stworzyłam. W sumie : skoro stworzyłam to mogę i zniszczyć, ale.. czy jednak jest tak, że jeśli coś stworzyłeś, to stajesz się za to odpowiedzialny? A blog zaczyna trochę żyć sam, swoim, swoistym, wirtualnym życiem. A do tego jestem kiepska w zamykaniu. W zamykaniu części swojego życia, przymykam, ale zostawiam jakąś furtkę, uchylenie.. bo nie umiem uciąć radykalnie, nawet jeśli powinnam. Sama sobie tłumaczę, że zamknąć, uciąć, spalić mosty zawsze zdążę, ale to raczej takie usprawiedliwienie. Był ostatnio taki pewien dzień, kiedy przez 15 minut przybyło mi siwych włosów pod ciemną farbą, a życie skróciło mi się o dwa lata, przynajmniej.... Klientka przyniosła wiadomość o tym, że był wypadek, chłopak na skuterze. Pora, miejsce, okoliczności – wszystko pasujące do Synusia! Dzwonię do niego – nie odbiera. Dzwonię do jego szefowej (dzień praktyk uczniowskich) nie odbiera. To napisałam do niej smsa, że się denerwuję

Chaotyczne wszystko i nic

I znów sobota. Im jestem starsza tym szybciej mijają te dni! Wrzesień już dawno minął półmetek, lato dobiega końca. Rozpieszcza nas nawet pogodą ta końcówka. Dziś sobota wstała pochmurna, dużo chłodniejsza. W tej chwili jednak słońce znów króluje. Wiatr wieje tak mocno, że moje wyprane pościele nadymają się jak żagle, mam nadzieję, że przypięłam je dość mocno, by nie zbierać potem po okolicy. Kociak zasnął na swoim ulubionym fotelu. Jest kochany, słodki, łobuziak :) Pan (znaczy Ślubny) oczywiście na kota w domu patrzy krzywo, wyrzeka, narzeka, każe nam go wytresować(?) by nie skakał po fotelach, tapczanie... hmm.. ja jedynie kociakowi bronię stołu i żeby do kuchni nie wchodzi.ł. Kuchnię z obawy by czasem piekarnikiem się nie oparzył, albo jakiegoś garnka z wrzątkiem na siebie nie zwalił, no i by czasem ślubnemu nie dać argumentu, ze kręci się przy naszym żarciu "i czegoś jeszcze załapiemy". Przy nim się tez staram za bardzo nie rozczulać i przytulać z kocią konkurencją;) A

Dylematy sercowe, ałakuku ciąg dalszy...

Zaryzykowałam, że znów się zakocham , a on zniknie... Tak jak ostatnio było..choć z tym zakochaniem to i tak już za późno. O koteła chodzi oczywiście! Bo przed laty miałam takiego, był cudowny, był mądry, wybiegał na przywitanie kiedy wracałam z pracy, odprowadzał na bal i z balu nawet! Jakby się bał, że na rauszu nie trafię do domu.. A tymczasem kiedyś on do domu nie trafił, albo stało mu się coś złego.. I to mnie bolało najbardziej.. to, ze nie wiem co, że nie wiem gdzie.. chodziłam i nawoływałam, zaglądałam w zaspy (styczeń był) Przez pół roku z balkonu kilka razy dziennie kici kici wołałam... Z 10 lat temu to było.. I teraz ten maluch pod drzwi się przypętał.. Codzienne boje o kota ze Slubnym (póki co wywalczyłam kociakowi przepustkę do godz 19 w domu), ale jakos daję radę.. Jednak tak się boję by historia się nie powtórzyła! Tak sobie jednak myślę, że nie mozna z czegoś rezygnować ze strachu przed bólem! Bo inaczej.. nie zazna się też tego radosnego, tego co buduje serducho. Może

391. Pragnienia, marzenia, dyplomacja, niedypolomacja...powiększona rodzina?

Będzie emocjonalnie, więc może być chaotycznie.. Wczoraj , Córka wracająca od koleżanki, przysłała mi smsa, że pod naszymi drzwiami jest malutki kotek. Wysunęłam się z łóżka i poszłam do niej... Siedziała na schodach, z kociakiem na kolanach, mruczącym jak traktor. Miała łzy w oczach.. i ja kociaka wygłaskałam, wytuliłam.. i też łzy w oczach, bo..wiem, że Ślubny wróg zwierząt w domu. Wróg absolutny! A jak tu takie cudo teraz wyrzucić? Zostawić na pastwę nocy??? Drapieżników, samochodów i chłodu! No jak?? Od dawna podchody robię, wie, ze posiadanie kota to moje marzenie... Jest niewzruszony... No to Córa poszła po karton, w którym mógłby kot spać pod schodami i mleko w miseczce też przyniosła.. Ja pobuszowałam po piwnicy, znalazłam jakąś starą bluzę. Karton wyściełałyśmy, kociak mleczko zaczął pić... Aż wyszedł Ślubny wściekły za hałasy (?), opierniczył nas, że "pogłupiałyście, a ty (to do mnie)to pewnie niedługo naga będziesz po dworze latać" (koszula nocna – owszem.. ale nie

Wrześniowe lato (bez pomysłu na lepszy tytuł)

Ależ pięknie się ten wrzesień (póki co) prezentuje! Wczoraj zachód słońca pomalował niebo wyjątkowo cudnie! Takie naturalne ombre różowo- fioletowe, a brzegi chmur pozłocone! Chyba tym moim niebnym zboczeniem zarażam Córę, bo zawołała mnie na balkon, bym zobaczyła ten prezent od wrześniowego słońca. Byłyśmy razem "na pazurkach". Chyba się uzależniłam od tego by co 3 tygodnie te paznokcie sobie robić. Czuję się taka kobieca, zadbana, kiedy podziwiam jakie mam je gładkie, kolorowe i lśniące. Mówię sobie wtedy, ze przynajmniej mam coś ładnego. :P Czuję się wypompowana po tym tygodniu pracy z równoległym kuciem ścian, wierceniem, waleniem, kurzem i wyciami próbnego alarmu. Pocieszam się, że jeszcze tylko, jak dobrze pójdzie, najwyżej do końca września tak będzie! No cóż.. musi być gorzej, by potem było lepiej. Aaach jak spać mi się chce, a z drugiej strony szkoda mi weekendowego czasu. Energia z zeszłej soboty uszła ze mnie. Jeszcze jest lato, a mnie już dopada jesienna ch