Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2016

Koniec i początek, przeskakujące liczniki i czerwone paski

Obraz
Czas chyba popchnąć tamte notki dalej.. Zdaję sobie sprawę, że to nic nowego pod słońcem, to moje narzekanie. Te moje zwierzenia o mojej (nie)dyplomacji małżeńskiej znane są tym co mnie odwiedzali i odwiedzają. Nudne są, niczego nie wnoszą nowego, bo jestem jaka jestem i nawet jak tu piszę czasem jak chojrak jakiś, to nie walę pięścią w stół i ultimatum nie stawiam, tym bardziej go nie egzekwuję... Tak się wytłumaczę: gdzieś muszę, inaczej pęknę! Na jakiś czas mi wystarczy pewnie, tym bardziej, ze jak już się wypiszę, przeczytam co napiszę, a potem te serdeczne i zatroskane komentarze czytam, to lżej mi, a z drugiej strony głupio za swój charakter, bez obrazy dla taty, "miętkim dytkiem" zrobiony.... Wiem też: się powtarzam tematycznie, cóż.. starość nie radość ;) Aa.. no właśnie.. Wczoraj mi licznik o cyferkę jedną przeskoczył, to wybaczcie staruszce!! Przekupię was kawałkiem tortu czekoladowego z czarną porzeczką? A może.. takim innym? Hmm.. chodzi mi coś takiego po głowie

Natchnij mnie dębie!

W niedzielę Ślubny pojechał ze mną na rowery. Zaplanowałam sobie wywieźć go gdzieś gdzie może uda się pogadać.. taak.. Lata doświadczeń pokazywały mi gest Kozakiewicza, potem stukały się w głowę. Naiwniaczka. Tak będę mieć może wyryte na nagrobku. Jest tyle spraw, w które wierzę, na które mam nadzieję, mimo że rozum i większość mnie gorzko się śmieje z tej naiwności. No ale skoro pojechaliśmy, to sprawiłam tak, ze na koniec przejażdżki usiedliśmy na ławce pod dębem. Dąb - drzewo mądrości, ponoć narady przed bitwą tam odbywali polscy wojowie. Ja nie chciałam wojny, tylko pokoju, rozpędzenia chmur wyjaśnieniami, zrozumieniem, Ślubny ponoć tez by chciał pokoju, ale tak.. samo przez się., bez rozmów, bez odpowiadania na pytania. Żeby było - minęło, po co gadać.. taa.. Człowiek, który robi ambaras o byle co, jeśli to nie on tego jest sprawcą.. Kilka słów kluczowych wyciągnęłam z niego zaprzęgiem konnym, parę odpowiedzi udzieliłam za niego, on bardziej był zainteresowany powtórką sprzed l

Przelatujące burze, ożywcze lub niszczące.

G przyleciała, przeleciała jak burza i już odleciała. Zabrała ze sobą męża i 2 synów, na tydzień ją odwiedzą. Najstarszy jej syn został w Polsce, zajął się piesełami sztuk 3... Poleci tam jak tamci wrócą, na całe wakacje. Udało nam się z G pospacerować, pośmiać się do bólu brzucha, zaliczyć ubzdryngolenie rozchichiotane huśtawkowe. Przy czym owo ubzdryngolenie to bardziej wpływ towarzystwa, huśtawki niż tego jednego drinka. Napykałyśmy zdjęć, jak zwykle.. Plan G był bardzo napięty, każdy chciał się z nią zobaczyć, a nam się spotkać udało codziennie, choć wczoraj ledwo chwilkę, na pożegnalny uścisk. Teraz czekać do grudnia nam trzeba, chyba, że.. że życie mnie zmusi i też wyjadę do Londynu! Nigdy nie brałam takiej opcji pod uwagę, ale zaczyna się dziać u mnie tak, że nie wiem czy to nie okaże się właściwym wyjściem. Wczoraj znów nie było prądu, wichury które przeszły nad Polską pewnie w wielu miejscach tak porobiły. Ślubny nachmurzony położył się spać, a ja z dzieciakami grałam w maka

375. Dodupizm do przespania i sąsiedzkie nauczanie ;)

Psychicznie (przewidująco) nie wnikam, ale fizycznie czuję się jak wypluta!! Do tego jestem przysypana toną żwiru, za to głowa waży tony dwie, a w pracy dziś podziało się wszystko co możliwe! Było, minęło, przeżyłam, sio!!! Nie żebym się emocjonowała, ale miło jak Polakom coś dobrze wyjdzie.. wczoraj jedyny członek mojej rodziny oglądający mecz: Synuś. Przygotował się należycie, butla soku, do tego popcorn, pewnie przemycił jakies chipsy albo batona... Obok sąsiedzi zrobili sobie na podwórku strefę kibica, wystawili telewizor na parapet, stoliczek, leżaczki, kocyki.. ihihi.. Tak, że kiedy padł nasz zwycięski gol SŁYSZAŁAM!! Wpadłam jeszcze do synowskiego pokoju upewnić się że dobrze zrozumiałam wrzaski... Cieszył się, nie powiem, ale minę miał ciut dziwną... "a bo mama, oni chyba mają szybszy sygnał !! nooo, że jest gol wiedziałem kilka sekund wcześniej!!" Czasem dobra zabawa jednych, osłabia zabawę drugich ;) Aaaa.. tak skojarzeniowo: . Całą sobotę sąsiad, niby dość ( a j

Oczko stuknęło i niespodziewanka :)

Bardzo dobrze, że piątek dziś, bo inaczej jeszcze trudniej byłoby mi się o g. 6.00 zwlec z łóżka. Sprawdzona metoda, by organizm zmobilizować magicznym zdaniem: "jeszcze tylko dziś..i weekend" znów zadziałała. Pogoda szalona, wieje tak, że głowę urywa.. wręcz się cieszę ze swojej nadwagi – bo inaczej w drodze na cmentarz mogłabym powiewać jak latawiec! Byłam u mamy, miałam ochotę "pogadać", choć tak naprawdę powinnam pogadać z takim jednym żywym. Musiałam jednak zajrzeć do mojej mamy, gdyż mam dziś święto! Dziś moja pierworodna kończy lat 21, więc ja jestem mamą od lat 21!! To nie byle co, no nie? Nic tak nie uświadamia tego jak czas zapierdala, jak to, że dzieci się człowiekowi starzeją! Ślubnemu mojemu osobistemu, zdarzają się bardzo dobre pomysły jak i przebłyski geniuszu., tak jak choćby fakt poślubienia mnie i zrobienia mi dwójki dzieciaków :P.. Dobry przebłysk miał też kilka dni temu, ale powiedział mi dopiero wczoraj. Niespodziankę zaplanował. Bo jeśli Mah

Para w gwizdek, to też jakaś muzyka;)

Obraz
Truskawki mi się skończyły, nawet te zamrożone, więc... Z sił opadam bez tych dopalaczy;) Ale... "środa minie, tydzień zginie" i jeszcze parę myśli się chwytam pocieszających. Najadłam się dorsza po dziurki w uszach, to prezent od taty, który z wojaży nadmorskich wrócił. Taka już tradycja, że przywozi mi rybki. Bardzo smaczna tradycja :) Mam chęć na winko i wyczarowanie snów erotyczno romantycznych. Tak! Bo choć nie jest dobrze to nie jest mi niedobrze! Bo choć wczoraj był Dzień Seksu, to se go mogłam uczcić jedynie sama ze sobą, co wcale złe nie jest, jakoś sama sobie orgazmu nie udaję :P Może sama sobie jest ciut winna, bo.. dałam się wytrącić z równowagi i wybuchnęłam.. Szczerze pożyczyłam swojemu Ślubnemu by jego następna żona była dokładnie taka jak on!! By mu marudziła o każdą duperelę, dostrzegała tylko to co złe lub nie zrobione, a to co dobrze traktowała jak psu michę! Nie żebym na tamten świat się wybierała, nic o tym nie wiem.. ani nawet nie była to groźba pozwu :P

Koniec nie jest końcem, a truskawki to dopalacze ;)

Obraz
Poniedziałek jeszcze uszami mi paruje.. Taki był dziś dzień, że klękajcie narody. Niby nic nowego, a jednak ;) Zaczął się całkiem pozytywnie, zresztą. W sumie roboczy poniedziałek też pozytywnie się zakończył, bo zakończył się;) Rano, spacerowałam sobie do pracy, inna trasa taka dla odmiany, ale też z racji tego, ze śniadanko miałam sobie kupić. Zabrakło dla mnie pieczywa w domu. Zatem zaplanowałam luksus, taka świeża bułka ciemna, z ziarnami.. mniam... Kiedy szłam, na mojej drodze, takiej między boiskiem a polem, leżał sobie i mrugał do mnie złotym okiem, polski grosz. Podniosłam oczywiście i wrzuciłam luzem do torby, bo z portfela bym wydała.. Przy ostatnim stanie finansów moich to całkiem możliwe, że jeszcze tego grosza będę po torebce szukać! ;) Pomyślałam sobie, ze on tam na mnie czekał, właśnie na mnie. I może nie bez powodu?? a sruuuiu!! zagrałam w lotka! Wiem, ze to tzw podatek od marzeń jak mawia G. I szanse .. taaa... i do tego wiadomo: pieniądz do pieniądza ciągnie, więc.

Truskawkowy piątek

Kuchnia moja wygląda jak ze snu psychopaty. Wszystko pochlapane na czerwono. Ślubny przytachał górę truskawek i to tak dojrzałych, że szybko musiałam się nimi zająć.. Część świeżo z cukrem chłopaki zjedzą (ja bez cukru..noo!!!) drugą część zmiksuję z maślanką lub kefirem na pyszny koktajl, resztę chyba zamrożę by mnie nie pokusiło zrobić placek z galaretką... Wiadomo, że jak jest to się żre... a kysz pokuso! :P Poranek zachwycił mnie stadem owieczek obłoczkowych na tle głębokiego błękitu. Mimo, że nie mogłam już spać od godziny czwartej, wywołało to mój błogi uśmiech. Przebudziłam się, jak prawie co rano, kiedy tłum ptasząt zachowywał się jak chór seniorek, gdzie każda czuje się jak solistka, przekrzyczeć chcąc pozostałe.. Tak... ten dzień zaczął się całkiem fajnie, mimo wszystko. Mimo wczorajszego rozhuśtanego emocjonalnie dnia i dzisiejszych skłębionych, napastliwych myśli, jakie nie dały mi już zasnąć. Wczorajsze rozhuśtanie było słodko-gorzkie, ale dziś przynajmniej przekonałam

370. I ja tam byłam...

Obraz
Głowa przestaje boleć, tabletki przeciwbólowe to jednak mój ratunek... Szybkowar z pomidorową posykuje wesoło. Mimo, że smacznie pachnie, jakoś mnie mdli.. To jeszcze resztki bólu głowy, co migreną się stać chciały.... Przydałby się taki brak apetytu na stałe :P Wesele było. Było bardzo miło, bawiłam się świetnie..mimo wszystko, mimo pewnej świadomości, jaką miałam w tle... w której utwierdziły mnie pierwsze obejrzane zdjęcia i filmiki przesłane przez koleżankę. Ale co tam... jest jak jest i bez sensu się użalać nad prawdą. To tylko powierzchnia. Po co skupiać się na negatywach, lepiej na pozytywach. Nooo ...Bawiłam się świetnie, natańczyłam się do bólu nóg i wszystkich mięśni. Patrzyłam zachwycona na szczęście i miłość Młodej Pary. Oboje są po przejściach, poznali się dobrze, to nie jest rzut na oślep, pogoń za mrzonką. Oni są dla siebie stworzeni, to widać. I oboje to doceniają. D (ta moja koleżanka) zamiast kwiatów poprosiła o karmę dla psów, w niedzielę to zawieźli do umówionego