Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2016

Kasztanowo-jabłkowy czas...

Moich panów jeszcze nie ma, a Kociasty zasnął, więc taki śpiący kłębek zdjęłam ostrożnie ze swoich piersi (pomału robi się za ciężki, cycki mi oklapną!) i położyłam na fotelu. Jest szansa, ze uda mi się coś napisać... Założyłam długi sweter z kieszeniami, bo jakoś mi dziś zimno. W kieszeniach mam kilka kasztanów, przyniesionych z cmentarza. Leżały na grobie mamy. Poszłam tam kiedyś, kiedy było już późno i ciemno i po prostu musiałam się wygadać. Teraz nawet łatwiej się nam rozmawia...Nie muszę ukrywać niczego, mogę popłakać, a jej to nie wprawia w zakłopotanie, ani przerażenie.. Przyniosłam te kasztany, bo zawsze lubiłam ich aksamitny dotyk. Teraz już się pomarszczyły, jednak nie chcę ich wyrzucić, są jak zapisane łzy. Dni mijają szybko, nawet nie dlatego, że są krótkie, po prostu czas zawsze jest szybszy od nas. I im bardziej się go goni, tym on szybciej ucieka. Jesień zapowiada się bardzo zajęta, zawodowo i prywatnie. Oby wszystko się powiodło! Dziś siądę do najnowszej części "H

397. By rozpędzić myślowe zatwardzenie

Znów to uczucie, kiedy palce aż swędzą by coś napisać, a w głowie takie kłębowisko myśli i słów, że zrobił się zator. Zatwardzenie myślowe. Trzeba by chyba po jednej myśli, choćby cokolwiek, wyciągać by się odetkało? Tydzień był dla mnie trudny. Byłam słaba po ciężkim weekendzie, kiedy to dopadła mnie grypa żołądkowa. Miało to jedną zaletę...Kiedy tak żołądek wywraca się na drugą stronę, człowiek skupia się tylko na tym by przeżyć, marzy o tym by przeszło, a nie zastanawia się czy dobrze zrobił, to co zrobił.... Potem, jak życie wraca, przychodzą myśli, że nie powinno być źle, skoro postąpiło się dobrze. Nawet jeśli coś się traci i ..złamało się obietnicę. Już, koniec, nie ma co się zastanawiać, bo tak być musi. Koniec . Kropka. i.. jeszcze trochę i sama w to wreszcie uwierzę. Wchodzi na mnie kociak, mruczy jak niedźwiadek, a z mojej klaty schodzi wtedy krowa. Taki zwierzyniec prywatny, dość przewidywalny i ciut oswojony. Patrzę z niedowierzaniem w okno, bo wygląda na to, że wreszcie

Piździernikowe poranki, dygresyjki i kociaste przypadki :)

Jakbym się bardzo postarała, to bym językiem dotknęła sutka. Mojego, bo cudzego to nie sztuka:P. A Harry, albo jest dojrzewającą kociczką i boli go sutek, albo to mały erotoman, który jeszcze nie odkrył, że może sięgnąć sobie..dalej... zasypiając lub przy własnojęzycznej toalecie, długo ssie własny sutek! .................................... Październikowe poranki: Sygnał pobudki wyrywa ze snu, przerywa dziwne sny, po tylko by zalać świadomość myślą: to poniedziałek. Do tego ciemności prawie całkowite, ledwie podświetlone pomarańczowatym blaskiem latarni ulicznej. Darmowy perkusista bębni o parapety, idealną melodię do snu. I jak wstać przy takiej deszczowej kołysance? Jak otworzyć buntujące się powieki? Jak wmówić organizmowi, że to dzień? A przecież kolejny dzień życia, kolejny dzień bliżej wiosny ;) Takie tłumaczenie powinno pomóc! I każdy poranek jest taki właśnie, że budzik budzi, ale nie przekonuje.. i w tym tygodniu szyby stale zapłakane.. Różnica jedynie taka, że wczoraj pomyśl

Byle do wiosny ;)

Cały tydzień rozdeszczony, bury, nie nastraja to pozytywnie. Ale mam w domu mruczący poprawiacz humoru i jakoś daję radę:) Kociasty daje mi wiele radości, kiedy wskrabuje mi się na..klatę, mruczy jak traktor, czuję jak odpływa to co mnie dławi... Przepiękne wschody słońca, horyzont w pastelowej mgle.. Droga do pracy pod niebieską, kropkowana parasolką, każdy wdech to zapach jesieni. Trochę zbyt nagle stało się zimno, po pięknych złotych dniach, przyszła burość. Brakuje mi słońca, mogłaby ta jesień dłużej być złota, w końcu ..czy komuś by to szkodziło? :P Nadzieję mam na powrót słonecznych dni... Dni mijają szybko, więc właściwie wiosna już tuż tuż.. ;) W pracy remonty zakończone, stało się spokojniej, pomału organizujemy się na nowo. Jak zwykle to bywa: parę spraw się poprawiło, ale wychodzą też uciążliwości. Może to jedynie kwestia przyzwyczajenia? Oby! Cały tydzień cos tam się działo, a to wizyta u operatora komórkowego, bo człowiek władował się w coś z czego trzeba się wyplątać, że