Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2015

279.... Fantazja Samosi...

Przemożna chęć zatańczenia wreszcie znalazła w pełni ujście w tańcu solo.. „I przez chwilę się czułam jak dziewczyna świerszczyka”.. Byłam tylko ja… SAMA. I muzyka, taka która moimi biodrami ósemki kręci. Posuwisto kuliście rytmicznie ( w moim mniemaniu)..Zrobiło mi się gorąco, wiec sweter, który gra w tej zabawie rolę seksownego peniuaru, zsunął się po moich ramionach i opadł na podłogę… Czuję, że robię erotyczne przedstawienie dla niewidzialnego widza, taak.. Podoba się to, widzę oznaki;))… Czuję się przy tym taka…. yhm… wyuzdana, dzika, seksowna… mmmmmm... Chyba dużo muszę sobie robić sama… Sama ze sobą pić wino… Sama sobie robić dobrze? Sama odpowiadać na swoje pytania też? ;P Przecież nie jest to takie najgorsze… no nie? Przynajmniej niektóre z tych rzeczy, inne czasem po prostu być muszą :) Poranek ciemny, w drodze do pracy zmarzłam trochę… Dzień minął szybko.. Niebo zamalowało się zachodem słońca, chmurami i szybko paletę barw zamieniło na granaty i czernie… A ja znów czuję z

Hallo hallo tu Londyn....

Nadszedł ten dzień, ostatni z wolnych..Ale powtarzam sobie pocieszająco: z tej tury! Bo mam jeszcze 10!! Z czego 7 MUSZĘ wykorzystać w tym roku, a przecież dużo czasu do końca nie zostało! HA! Chociaż w czymś jestem oszczędna!! ;) Aż trudno uwierzyć, że to jesień, tak dziś u nas pięknie i ciepło!!! Wieszałam pranie na balkonie i czułam jak słonce gorącem pieści moją skórę! I dziś też udało się wypić kawę z G!! Przy pogaduchach poskładałam pranie, rozładowałam i załadowałam zmywarkę, a nawet zjadłam śniadanie!! Prawie 3 godziny!!! Niestety przez telefon (viber) ale zawsze ;) Akurat dziś wykonywała taką pracę, że mogłyśmy w trakcie gadać. Ze mną prasowało jej się szybciej i cała góra prania jej pracodawcy wyprasowana! A moje prace zrobiły bziuum.. PRAWIE jak za dawnych dobrych czasów… Przychodziłam do niej do domu, a był czas, że odbywało się to codziennie.. Kiedy obie byłyśmy kurami domowymi, matkami przy dzieciach.. G akurat nad górą prania (przy trójce chłopaków, wiadomo..) Wchodzi

Jak koty siedzące na szklanym stole...

Obraz
Znów muchy seks zbiorowy uprawiają mi na monitorze! Nawet bym pozazdrościła, ale wiadomo: nie dla mnie takie harce..pewnie bym został pominięta ;P Pięknie dziś niedziela wstała. Słyszałam i widziałam. Noo.. Nie wschód słońca, ale niedługo później. Ptasie trele docierały zza uchylonego okna…. Obudziłam się i już mi się nie chciało spać. Zaszyłam się więc na uboczu i w ciszy, z książką. Za wcześnie bowiem było, by robić hałas śniadaniem..Ale dzięki temu zyskałam bezcenne chwile spokoju dla siebie… Kiedy nadeszła już pora śniadaniowa, poszłam po porannej rosie po szczypiorek, (do jajek..Niedzielna tradycja bla bla bla..) I wtedyyyyy zostałam zaatakowana orzechem! Dobrze, że założyłam na głowę kaptur swetra (mokre włosy) bo przynajmniej uderzenie zostało zamortyzowane.. Nooo żeby mnie własne drzewo tak atakowało? Czy to jakiś znak? ;) Zmądrzeć mam? albo co? Tyle lat mnie ten orzech zna, powinien już się poddać, jeśli o to chodziło..:P Po śniadaniu i kawie pakowanie i wyjazd. Wyglądało ja

Patchwork sobotnich myśli

Sobota nastała, pogodowo ciut gorsza, od kilku wcześniejszych dni. Ale nie ma co narzekać, zresztą chyba nawet się poprawia z każdą chwilą. Nitki babiego lata zaczepiają się o drewnianą balustradę balkonu… i wplątują w suszarkę na bieliznę, tam rozstawioną, a dziś pustą… Połamana wstałam ciut, znów ramię mam jakby nie moje, niedopasowane, albo ciut oderwane… I w głowie dziwnie ćmi, musiałam procha łyknąć.. Oprócz tego dziwnie mi tak jakoś, czułam się jak ślimak bez skorupki… Złom jestem, po prostu złom! och..przydałby się masaż, pomogłoby na ramię chociaż... Ihih.. Pod znakiem złomu ten dzień! Bo Ślubny kolejną porcję miedzi wydłubał.. Czyż ja kiedykolwiek twierdziłam, że z niego mało „zorgowny” gość? No właśnie, nigdy!.. Tym razem wpadł na pomysł by dzieciaki sobie zarobiły na tej jego dłubaninie. Jedyne co musieli, to zawieść to na skup. A że ja i tak w te rejony jechać miałam do sklepu, to zaproponowałam ich podwieźć, bo tej miedzi ponad 10 kg w sumie.. No i tak jedyne co musieli .

275. Co z tego wyjdzie???

Mąka Chleb Makaron Ziemniaki Frytki i… masło..ufff To moja dzisiejsza lista zakupów.. Super potrawa z tego wyjdzie, no nie?? Powinnam dopisać jeszcze, za OT.TO: i zasssmażka!!!! Cóż.. takie pozory, bez obaw! Bo oczywiście resztę składników już w domu mam… Tak sobie myślę, zbaczając z tematu, jednak gdyż albowiem - zwykle zbaczam… Że ja to muszę nieźle ..yhm..pachnieć..waniać.. Bo jak nie walę czochem, to dziś już całą rybiarnią!!! No i nie wiem jaki ja właściwie aromat wydzielam? Nie czuję się zwykle, to może dobry znak? ;P Powód owej rybiarni: Wrócił mój Tata, ta moja łajza i powsinoga, co kolejny raz nad morzem był.. Wcaaale mu nie zazdroszczę!!! ;) Tym razem z grupą emerytów i rencistów, więc bez swojej DZIEWCZYNY (to temat na całą osobną notkę, dziś jakoś nie mam na nią weny, nie dlatego, że mam z tym problem!!! cieszy mnie jego szczęście:)) Z podróży tej przywiózł najlepsze pamiątki: magnes na lodówkę i taaadam.. ryby!! A że mu się rozhermetyzowało opakowanie to przerabiam dziś c

Szklanka wody zamiast....

Obraz
Czwartek wstał i znowu poszedł spać… Potem już pomału i mozolnie się rozkręcał.. A jednak nagle zrobiło się go tylko pół… Dzień po środzie energetycznej jest już bardzo zwolniony… Życie ma różne tempa, różne barwy.. Zrobiło się pięknie i słonecznie. Pozwalam temu słońcu wejść do domu..Poodsłaniałam żaluzje, otworzyłam drzwi balkonowe.. Wejdź! Zapraszam Złota Pani.. Już jesteś Jesienią, ale jeszcze jakby Latem… Wejdź i rozgrzej mnie, choć jestem gorąca, potrzebuję tego w sobie więcej..więcej..więcej… I Zostań we mnie jak najdłużej.. Chcę mieć cię w sobie, głęboko i mocno, skondensowanie… Wręcz pragnę… Codzienne trybiki kręcą się nawet w taki dzien.. Taki wolny, natchniony ciut. Wypucowałam lodówkę, obiad gotowy: ogórkowa i naleśniki z jabłkami.. Choć to bardziej jabłka z naleśnikiem, tyle ich tam władowałam… Na okna może przyjdzie kolej jutro, ale się nie spinam… Zastanawiałam się jeszcze nad plackiem z jabłkami, ale... mąki zabrakło;) Na szczęście!! Bo tak naprawdę to raczej powinnam

Mrzonki, ale jeśli odkryję kiedyś ten sposób...nikomu się nie pochwalę!!!

Tak sobie myślę, ze fajnie byłoby mieć możliwość robienia kieszeni w czasie, takiej tylko dla mnie… To byłaby magia, czar, wtedy ale byłabym wiedźmą dopiero!!! Oczywiście musiałabym utrzymać to w całkowitej tajemnicy, bo albo by mi to wykradziono, albo poddano badaniom by wykorzystać do niecnych celów! A ja jedynie chciałabym móc taką kieszeń otwierać, by potrwało coś dłużej.. Nie wiecznie, nie zawsze, po prostu dłużej.. Dla całej reszty świata, poza tym skrawkiem moim, czas płynąłby normalnie, a dla mnie po prostu..z 10 razy wolniej? Hmm.. nie w znaczeniu"zwolnione obroty" ale jakby go rozciągnąć jak gumę i w godzinie upchnąć normalnych 10....Taaaa…. Pomarzyć dobra rzecz, choć.. może tak tylko się wydaje? Może czasem to coś jest cenne dlatego, ze trwa krótko i zdarza się rzadko? Kto by doceniał wiosnę, gdyby nie trzeba było na nią czekać ? hmm.. no cóż.. Ja bym doceniała, przynajmniej tak mi się wydaje! Bo dla mnie zawsze jej mało!!! Dziś pierwszy dzień jesieni, trzy miesią

Mamy już jesień....

I już popołudnie! Pierwszy dzień urlopu minął znów bziuuum.. Jutro pewnie tak samo z bicza strzeli…. ach… Ten czas to złośliwy jest strasznie!! Nad garami mi pół dnia prawie zeszło… Obiad na dziś, na jutro, wszystkie palniki zajęte na raz.. ooch luuuuubię to!! Wyżyć się kulinarnie, a potem kolejny dzień będzie luz. Dzięki temu nadal to lubię robić, bo nie zawsze MUSZĘ :) Wczoraj rano zaskoczyła mnie ciemność przy pobudce..Po drodze do pracy mijałam całkiem czerwoniastą jarzębinę. Kiedy wieszałam pranie, mimo słońca, ręce mi zmarzły i zgrabiały... Dziś wieczór nadszedł szybko i zmroczniał rychło.. noszszz.. Nie ma co się łudzić, to jesień już! Oby była złota, kolorowa i jak najdłużej nie dopuszczała burości.. I niech będzie dla mnie przynajmniej taka łaskawa, jak ta zeszłoroczna.. a nawet lepsza!! A co!!! Jak marzyc to na całego!! Natura często ma inne plany niż my, lecz trzeba z tego co daje wycisnąć jak najwięcej słodkich soków.. By trwał najdłużej POZYTYW!! http://youtu.be/ziXYDCwv

Jestem owcą, a może jednak bardziej..brrrr..ćmą? ;P

Spieszę donieść, że dycham! Może światu to wielkiej różnicy nie robi, ale może..jednostkom.. tak? ;) Nie, nie obraziłam się, nie ukryłam w mysiej dziurze..bo to musiałby być ogromniasta mysz, albo gumowa dziura.. Tak..może problemy techniczne jakie nadal mnie gnębią, w większej mierze się przyczyniły do tego, ze Looneiowa nie jest tak..yhm..płodna .. czy konsekwentna ..czy wygadana.. niepotrzebne skreślić.. Tak GŁÓWNIE, ale nie TYLKO.. Cóż..tak jakoś nie czułam potrzeby, nie czułam ciągu i..postanowiłam z tym nie walczyć. Nie mam już na walkę siły, ani energii, ani chęci nawet. Taki sobie odwyk, rzec można, zafundowałam. I co? I żyję? I co? I dołek pode mną nie rośnie! Wyćwiczam w sobie, metodę czekania na coś, co przede mną i warto na to czekać, by nie skupiać się na tym co dołek kopać by mogło.. TO może być bardzo odległe, bardzo ważne, ale może być to też drobiazg..Ważne by wbić się myślami w to, jak podróżnik oczami w horyzont, czy Gwiazdę Polarną.. i by nastrajało pozytywnie.

U progu kolejnego weekendu...

Wczoraj mieliśmy powrót lata.. W środę wieczorem, późnym wieczorem dodam, dziecięciu memu młodszemu, się tak nagle przypomniało o zebraniu z rodzicami. Normalnie nawet bym się jakoś wywinęła, ale jednak pierwsze w nowej szkole, wypada iść, prawda? Wróciłam z zebrania, padnięta jak dętka... W samochodzie stojącym w pełnym stopniu, pod domem było chyba ze sto stopni. Po pracy zdążyłam tylko wziąć prysznic i już musiałam jechać. W mieście zaparkowałam tam gdzie ŁATWIEJ I BEZPŁATNIE, potem jakoś zakręciłam się, w mieście przecież dobrze mi znanym, jakoś dłuższą drogę wybrałam, więc do szkoły syna doszłam chyba cała obklejona bluzką.. fuj... Troszkę pobłądziłam też w szkole, pierwszy raz tam byłam przecież… Usiadłam w końcu, w szkolnej ławce.. Wychowawczyni sprawia świetne wrażenie, chyba jest bardzo ok, stary belfer, ale widać, że nadal młodzież lubi..cierpliwa, konkretna, miła.. Najgorszy moment to oczywiście wybór trójki klasowej do Rady Rodziców.. Zakaz miałam by dać się wciągnąć..hi

Qń od czosnku zdrowy?

W końcu udało mi się Ślubnego do łez doprowadzić!! Jadł i płakał, z nosa mu kapało (nie dolewaj!) i jadł dalej! I to ten twardziel, co żaden chrzan niedostatecznie mu chrzani!! No to sos musztardowy go załatwił..ihih.. noszsz… Musztarda rosyjska podana na ciepło jest zabójcza(a przecież złagodziłam całość śmietanką! )Jednak ponoć szkoda było nie zjeść bo pyszne było.. no cóż.. Ja rozprychałam się jak kotka od samego spróbowania przy dosmaczaniu..ihih.. Cała sprawa miała chyba ten plus, ze Ślubny mniej chrapał..chyba.. no bo może ja po tym winku lepiej, mocniej spałam? G. słuchaj! Ten twój Miki Wycieraczka vel Powsinoga znów dziś mnie odprowadził!! Ale najpierw prawie zawału przez bęcwała nie dostałam!! Siedział po drugiej stronie ulicy i by go nie zwabiać do siebie, w strachu o jego kochaną kudłatą skórę, nie odzywałam się do niego, udawałam nawet że nie patrzę.. A on tak podbiegał do krawężnika i cofał się (na szczęście) kiedy samochód przejeżdżał..Aż wreszcie przebiegł, naszczekał

No i zapomniałam o tytule....gdzie ja mam głowę? :P

Obraz
Rano, po wyjściu za furtkę, pomyślałam, ze zostałam teleportowana, razem z całym domem, gdzies w góry! Za parkiem, wprost na przeciw wschodzącego słońca, widoczne były wzgórza, prawie jak Giewont, przewyższały też wieżę kościelną… Złudzenie było tak cudownie realne, jak większość złudzeń w moim życiu.. Tak, wiem, że to tylko chmury.. ale to AŻ chmury zbiły się tworząc tren urokliwie złudny krajobraz… Szłam do pracy będąc ciągle pod tym wrażeniem, po drodze natknęłam się na Mikiego Wycieraczkę, odprowadził mnie pod drzwi, w radosnych podskokach.. Najpierw oczywiście czule wytarmosiłam go za kudłatym uchem. Szłam tak za plecami mając wzgórza, przed sobą niebo pomalowane jeszcze dość nisko wiszącym słońcem, u stóp ( w półbutach..brr niestety, sandały już poszły w szafkę latową ;P) podskakiwał mi „szpakowaty” psiak… i nawet łatwiej było tak przed czekającym trudnym dniem.. Okazał się jeszcze bardziej trudny, ale to już za mną.. Jutro ma być BARDZIEJ niż bardziej dziś, ale pomyślę o tym

Siadania, bzdurki i zachciewajki!

Siadałam przed tą pustą „kartką” i w sobotę… I w niedzielę… Siadałam i poruszając palcami i gimnastykując nadgarstki, jak Szopen przed koncertem, zabierałam się za pisanie … W głowie kłębowisko myśli, słów, pragnień… A na klawisze spływało jedynie to jak ugotowałam na obiad parzychę.. A Córa zachciewajkę ogromną miała na plendze, taką, że nawet poświęciła się (i nieomal swoje paznokcie), by zetrzeć ziemniaki na owe plendze. Dla całej rodziny, bo nie godziło się by tylko dla siebie starła..… O i był kolejny placek ze śliwkami, póki są… zanim zabiorę się za powidła…. O tym mogłam napisać.. Albo.. ooo.. o tym, że w niedzielę, w mojej wsi było „Święto pyry” organizowane przez Panią Sołtys.. Była degustacja potraw z ziemniaków, jakieś występy, zabawa ludowa.. A ja nie miałam ochoty iść, więc wypchnęłam Ślubnego, a co? Nie jestem suką … ogrodnika ;) Poszedł, wypił ze znajomymi kilka piw i wrócił… nawet dość wcześnie i nawet stwierdził, ze jak idzie ze mną to lepiej!! …. bo przynajmniej po

Głód różne ma imię ;)

Wróciłam z pracy taaaaka głodna jak wilczyca..karmiąca młode nawet!! Dobrze, że dyspozycje „czarnej” roboty wydałam smsem, a Córa to wykonała! Poświecenie spore, bo 3 duże cebule w kosteczkę musiała pokroić.. Ale uwielbia moja pikantną cebulową zapiekankę z curry i kurczakiem, to nawet nie mruczała.. Aa.. jeśli komuś nie pasuje, że kurczak w piątek, to oznajmiam, że ja piątek (kulinarnie) miałam we wtorek. Wtedy była ryba z ziemniakami (na specjalne życzenie Synuś miał z frytkami..)! Zresztą,. Niech ktoś mnie kopnie w zad!!! Za moją głupotę, bo sama dziadostwa uczę!! Noszsz.. jak długo ujadę mając kuchnię jak w restauracji??? Ten to lubi, ten tego nie.. No i przynajmniej o 3 porach obiad wydaję!!! Pierwsze jemy ja i Córa (póki jest w domu) Czasem Synuś się z nami załapie, ale zwykle wraca później..Zatem drugi raz dla niego, a jeszcze później Ślubny!! I żeby to jeszcze doceniano.… Nie trzeba mnie całować dziękczynnie po piętach, a nawet nie dziękować czy chwalić (wszakże mile widzia

Taka zapchajdziura ;P

Tak rozglądam się i szukam..Może gdzieś leży? Upadła, zginęła, schowała się? Chyba odpłynęła w inne rejony! Znalazła sobie azyl głęboko, daleko, gdzieeeś…. No cóż… Nie wszystko na raz! Ale.. ni cholery weny nie mam!!! Ee.. w sumie.. Czy jest wena czy nie, przecież obowiązku nie ma z pewnością!! Jednak ja dziwnie się czuję, jeśli tu „listy nie podpiszę” może to nałóg, może nie, analizować nie mam ochoty! Moja stara metoda: zacząć od dupereli..albo..od początku? Hmm Do pracy dziś zabrałam się ze Ślubnym gdyż albowiem ponieważ (oo tak można zapełnić stronę…; P) coś mi się w stopę stało..Boli mnie ścięgno zbytnio naciągnięte zapewne przez skurczybyka.,. znaczy skurcz nocny.. Od kilku dni mnie boli, ale dziś rano poczułam, że nie dam rady.. hmm… Czyżby ta owa, jak jej tam..brr..starość?? Wiek taki, że jak nie boli, to nie żyję?? W pracy.. cóż… Sajgon – nie nowość… Za to inna nowość jutro: Przychodzi nowa koleżanka w zastępstwie P. naszej przyszłej mamuśki, będącej na L-4… Ciekawe czy się w

264..Posilę się cudzymi...

Obraz
Dziś opowiem.. A nie chce mi się.. :P Nie wszystko jest takie jak się wydaje, czasem chodzi o drugie dno… ;) Bez składu i ładu .. A tak...prawie losowo: http://youtu.be/df6ULDMkAUA

Dziwnymi ścieżkami podążają (moje) myśli i wspomnienia...

Widząc i słysząc to co się dzieje za oknem, postanowiłam rano założyć prochowczyk. Noo.. Taki wcale nie ciepły przecież, nie jesienny, a kysz a kysz..gdzież tam!! I nic nie uzasadniało ironii Ślubnego: „A szal też założysz?” noszsz… a założę!! Oo!! Ulubioną apaszkę! Seledynową – a masz i zastanawiaj się jaki to kolor!! Ha! Z tym, że ten tego… Absolutnie nie przemogłam się by założyć półbuty i strój wypadł zgoła idiotycznie… No co no co?!!.. W pracy apaszkę i kurtkę zdjęłam, a tam ciągle, w tych murach, pogoda z zeszłego tygodnia, to sandały były akurat… Ślubny - cwaniak w samochód wsiada pod domem, a ja do pracy piechotką, choć blisko.. Pewnie by mnie podrzucił, żaden problem, po drodze ma.. Ale ja.. Ja chcę rano IŚĆ tą drogą.. Szczególnie kiedy niebo wróciło do ulubionego mojego stanu i całe jest w chmurach!! Droga ciągle ta sama, ale niebo codziennie inne!! Dziś liliowe z ciemnoniebieskimi i białymi obłokami, warstwami się układały, jak piętra na torcie.. Płynęły szybko, pchane ty

Konsumpcyjna niedziela - jak uciszyć zachciewajkę...

Niedziela bez jajek na śniadanie to nie niedziela, nie dla mojego Ślubnego. Po szczypiorek do tych jajek, jak prawie co niedziela, wybiegłam w ogródek w koszuli nocnej… Noszsz i zmarzłam!!! Nie mówiąc o tym, że natknęłam się na sąsiada.. Oberwało mi się małżeńsko po uszach, za takie wygogolenie, ludziom na oczach, oczywiście nie z troski o przeziębienie..;) Były zatem te jaja z majonezem i szczypiorkiem i garść koktajlowych pomidorków, co tak cudnie tryskają w ustach.. Obiad był ciut wcześniej niż zwykle. Córa jechała na żużel, do Torunia, zabierała się z koleżankami, samochodem . Do punktu zbornego podwoził ją Ślubny. Zyskałam trochę czasu swobodniejszego dla siebie. I prawie go zmarnowałam na poszukiwaniu czegoś.. Czegoś co za mną chodzi..Z niemal szaleństwem w oczach węszyłam z przesłaniem: Coś bym zeżarła, mam chcicę.. Może zastępczą taką, może zamiennik, substytut tylko ale muszę.. Pęszyłam, szukałam.. .. Nic nie ma, nic się nie nada, specjalnie nic nie piekłam – (przesada by by

Czy potrzebny mi mężczyzna? ;)

Wczoraj wieczorem powiedziałam do Córy: -Tej (no co? w końcu jestem, z Wielkopolski! :P) ale dziwne uczucie... chyba mi.. chłodno????;) Zapomniałam prawie jak to jest! - No to się, mama, lepiej przyzwyczajaj... No i racja.. Bo sobota wstała dość słonecznie, ale bardzo wietrznie i nie ma mowy o paradowaniu po domu w samej tunice, bo, nawet skarpetki musiałam założyć!! Szybciej zatęsknimy za ciepłem niż mi się zdawało.. No ale to też dlatego, że ostatnio natura lubi skrajności.. Jak upał to tropiki, jak ochłodzenie to od razu brrrr.. A gdzie najulubieńsze dwadzieścia parę stopni??? Jak zwykle w sobotni poranek, najpierw rozkoszowałam się swobodą, byciem samą ze sobą, z leniwym przeciągnięciem ciała i z myślami, marzeniami.. A zwykłe potem: obiad, pranie i jeszcze buraczki w słoiki… Z tym, że owa pralka okazała dezaprobatę za nadmierna eksploatację, a prościej mówiąc mnie olała! Dosłownie!! Spod spodu gdzie jest coś co nazywamy filtrem, choć nie wiem czy nim jest..No ale zbierają się tam

Ufff.. Jak dobrze jest mieć bloga i alternatywny świat marzeń i myśli!!

Znów to czuję.. Nadmiar myśli, emocji, wewnętrznych drgań, taki nadmiar, że choć chcą wyjść, to nie mogą się wypchnąć.. Jak tłum ludzi pchający się na raz, w jedne, wąskie drzwi..Jak choćby w panice, podczas pożaru… Przychodzi mi na myśl jeszcze jedno porównanie, mało piękne, ale obrazowe: to jak zatwardzenie! ;) Za dużo chce wyjść, więc nie może..ihih..Przepraszam, bo ja może przy jedzeniu? ;P Cóż.. trzeba było nie jeść tyle czekolady! ;) Moją czekoladą są przemyślenia, uczucia.. Carpe diem.. Nie ma wyjścia, trzeba jakoś pomału, się odkorkować. Z tego zatwardzenia myśli, słów, liter. Taki jest właśnie mój sposób. Pisać choćby bez sensu, aż droga się przetrze, powietrze z balonika uleci.. Pisanie o niczym nawet czasem mi wychodzi.. Cóż.. Czasem pisanie o tym, co siedzi w człowieku najmocniej, jest niemożliwe. Wreszcie nadszedł piątek, ta myśl znów: „jeszcze dziś” pomogła znów wstać do pracy. Są myśli, są rzeczy jakie pomagają otworzyć rano oczy. Jak krople deszczu spadające na suchą

259... Zapachy życiowe, mijający czas, nostalgie i tęsknoty....

Biorę do ręki stary, poplamiony notes z przepisami… Choć jest taki wysłużony, brzydki nawet, choć większość przepisów przepisałam do innego, to.. gładzę z czułością pożółkłe kartki.. Większość tych przepisów pisane było ręką mojej mamy.. Niektóre starannie, okrągłymi literkami nauczycielki nauczania początkowego, a inne pisane zapewne w pośpiechu, bo bardziej zamaszyście. Jest tu przepis na to proste ciasto ze śliwkami.. Nieopatrznie pochwaliłam się w pracy, że wyszedł mi taki smaczny i mam teraz udowodnić;)) Zatem znów go piekę.. I z nostalgią i tęsknotą myślę przy tym, jakie to dziwne, że ślad długopisu na kartkach jest, słowa są, a człowieka już… z nami nie ma..Tak jak na kartkach ślad został w sercu i wspomnieniach. Często już tylko tam zostają osoby dla nas ważne.. Nikt kogo się kochało, nie zniknie bez śladu! …….. Tak było wczoraj.. A placek o mało by się spalił, bo zakręciłam się w akcji!! Przy komputerze, były sprawy do opisania, omówienia.. I gdyby nie wszedł do kuchni Synu

Czy życie jest ciągłym CZEKANIEM?

I musiałam zatańczyć wprost bosko, bo wieczorem przyszła burza z deszczem i potem pół nocy padało!!! Póki co Synuś oburzony jest, że w klasie SAMI CHŁOPACY!!! A miały być z nimi Fryzjerki! Okazało się, że stolarzy więcej niż tapicerów, więc to tym drugim dostały się w klasie dziewczyny.. A to feler! Hihihi Zaraz wróci z PRACY, bo tym właściwie są praktyki uczniowskie.. Ciekawa jestem jak wrażenia, pewnie powie, że więcej nie pójdzie, bo nie ma przerw co 45 minut… Noo nie ma, że boli! Niech się lepiej oswoi, bo już prawie całe życie tak ma wyglądać… Co z tego, z trochę mi go żal.. Tak jak w zeszłym roku Córy kiedy jeździła do pracy o nieludzkiej porze wstając.. Z drugiej strony chcę być dumna i proszę siły najwyższe, by się ten mój młody utrapieniec, wreszcie przestał się migać od pracy jakiejkolwiek… W nierobieniu jest „miszczem”.. Córa w niedzielę wybiera się z koleżanką do Torunia, na żużel… EEech… Ślubny marudzi, że kasę ciekawe skąd weźmie, bo wygląda na to, że jednak nie popracuj

Polskie tropiki i..odrabiam zadanie domowe cz. 4

Akcja „Szkoła” ruszyła, nawet praca można powiedzieć, bo Synuś już jutro na pierwsze praktyki idzie. Mam nadzieję, że stolarz z niego będzie kiedyś super, przyda się;) Jakoś bardziej się denerwuję ta jego szkołą, niż kiedy Córa szła do liceum… Bo on jakoś nigdy nic nie wie, albo nawet mu się nie chce wiedzieć aż do ostatniej chwili a potem: rodzice ratujcie! … I tak sobie daję po łapkach, by za niego nie załatwiać tego co się nie powinno.. noszsz.. Facet to jest już z wyglądu prawie, czas by i w głowie odpowiedzialność za siebie wziął, to nic, że dla mnie najmłodsze dziecię moje... Wystarczy, że praktyki mu załatwiłam na miejscu prawie, u mojej koleżanki. Ale tam tez dlatego, że naprawdę powinien się nauczyć zawodu, a wiem co tam robią. Nadal kiepsko sypiam. Budzę się w nocy i mam problemy zasnąć ponownie.. Nie tylko z powodu koncertu jaki odwala Ślubny, nie tylko z powodu upału ani nawet księżyca skoro go ubywa… Śpimy przy otwartych drzwiach balkonowych, czym zapewne w radochę wpęd