Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2016

Na szybko..bo zadzieram kiecę i leceeeeeeeeeę

Piąteczek... Przed nami weekend, niby tylko weekend, a do pracy dopiero w lutym! :) Dziś znowu zaplanowałam babskie spotkanie, idę do mojej koleżanki ze szkolnej ławy i to tej najwcześniejszej:) Wino się chłodzi, sałata z serem pleśniowy, winogronem, orzechami z vinegretem musztardowym, też..Zabiorę ze sobą, co by tak "na krzywy ryj", jak to się poetycko mówi, nie iść. Umówiłam się, bo daaawno się nie widziałyśmy, choć mieszka dwa domy dalej.. Tęsknię:) Kiedyś widywałyśmy się często. Jej dom ma taką dobrą aurę! Był czas kiedy czułam się tam lepiej niż w domu... Z jej mamą uwielbiałam i nadal uwielbiam, rozmawiać, to ona o mojej ciążowej wpadce (21 lat temu) wiedziała wcześniej niż moja mama.. Może trochę dlatego, że czasem łatwiej zwierzyć się "obcemu" niż własnym rodzicom.. A trochę wynikało z okoliczności: to ta przyjaciółka-sąsiadka-imienniczka towarzyszyła mi (zawiozła mnie) do ginekologa, na pierwszą wizytę. Pamiętam tamten strach: przecież: nie mogę być w cią

Świaat nieee jeeest taaaki zły....

Szybkowar cicho posykuje, zmywarka mruczy,a we mnie cisza. Dobra cisza to nawet, skoro nie wyje deprecha.W szybkowarze grochówka na jutro się gotuje, coby była lepsza. No i teraz się robi jakby sama, a jutro to tyyyle roboty do obiadu by było. Bo czas, jak wiadomo jest względny. Głodnemu do obiadu dłuży się strasznie. Ckni – jak mawiała babcia. Grochówka dla moich chłopaków. Ja tam sobie jutro usmażę makaron! Z ketchupem i jajkiem (oczywiście też cebula boczuś i czosnek). To była moja pierwsza potrawa z gatunku "wymyślonych", jakoś tak był koniec podstawówki. Nawet brata poczęstowałam. Przez drzwi łazienki, w której się moczył już chyba z godzinę, zapytałam czy chce. Chciał.. Mamy nie było więc obiad "gwizdany" (Do dziś w sumie nie wiem skąd ta nazwa.. co kto gwizdnie to będzie miał? Albo zamiast obiadu nagwizdać sobie można?.. Nie wiem.. ale mama tak to nazywała) Brat wyszedł z wanny. Usiadł przy stole. Obwąchał makaron podejrzliwie. A ja zamarłam kiedy pierwszy w

335... takie tam pitu pitu by zagadać deprechy skradające się w burości dnia..

Może faktycznie mój piątkowy sabat zmianę pogody wywołał, bo wczorajszą śnieżną zimę, zmył w nocy deszcz. Droga do pracy wymagała nieomal kajaka. Spłynęły chodniki rzekami, niektóre drogi też. Klapnąć dupencją w taką kałużę podbitą lodem: żadna przyjemność, więc szłam jak skoczek na linie. Taki raczej niewprawny uczeń skoczka. Modliłam się przy tym by w samochodach sami gentlemani szos siedzieli, bo dostać takim lodowatym bryzgiem??? O nie! Tylko nie to! Dzień był z gatunku nerwowych i trudnych, szczególnie roboczy, więc cieszy mnie, że się skończył jako tako. Poza tym.. Nie wiem "jaki był ten dzień, co darował, co wziął" Obiad był dojadaniem resztek weekendowych, w skutek czego każdy miał coś innego. Ja pomidorówkę, Synuś zapiekankę z kurczakiem, a Ślubnemu przypadły smażone żeberka w sosie. Termin nad morzem zarezerwowany, wpłaciłam małą zaliczkę. To naprawdę dla mnie luksus, wiedzieć, że jadę i kiedy, na jak długo. Zwykle do ostatniej chwili jest tak, że nie jedziemy, a p

Od czwartku do soboty

Sobotni poranek i przedpołudnie to moja ulubiona pora. Dziś zaczęła się wcześniej niż planowałam, ale dzięki temu potrwa dłużej. :) Obudził mnie Ślubny, któremu nie chciał odpalić samochód. Podłączył zatem akumulator i przyszedł na śniadanie. Wypiłam dla towarzystwa z nim herbatę i.. liczyłam w duchu, że podłączenie akumulatora pomoże i pojedzie do pracy. Smutne to trochę, a może powinno mnie smucić, że to jakby został, uczyniłoby z tej ulubionej pory. - nieulubioną. Tak jest i co mam ściemniać. Może winne jest moje nastawienie, a może sam sobie zapracował na to przez te ponad 20 lat.. Bo przecież był czas, że cieszyłam się kiedy nieoczekiwanie wpadał mu dzień wolny i po prostu mógł być ze mną, po czym i tak zwykle.. Po krótkim czasie się zastanawiałam: Dlaczego, do cholery, się cieszyłam???? :P Przedwczoraj ( w Dzień Babci – mój pierwszy w życiu bez babci:( ) Ślubny miał urodziny - 46. Czekaliśmy z dzieciakami na jego powrót, nie wiedziałam o której dokładnie wróci, bo nie odpisał m

Trochę dekadencko, a trochę szuszfolsko..:

Chyba tytuł "Przerost formy nad treścią", bardziej by pasił...phi! Nie chciało się dziś ócz mych szarości tak wcześnie otwierać, ani nogi spod ciepłej kołdry wyściubiać, z żalem, że to nie sobota, wstałam, bo musiałam.. Nie chciało się, choć noc była męcząca: przez prawie całą gonił mnie wieeelki aligator, z nim dzikie węże i w siną dal samochodem wiózł mutant, który wyglądał jak człowiek, jednak chyba miał się okazac wcieleniem aligatora.. Zanim się okazało zadzwoniła pobudka. Pewnie już się nie dowiem! Kobiety to mają jednak przekichane!! Kiedy prawie doszłam..do pracy, jeden krok na schodach, mały ślizg..i trryyt! Rajstopy trachnęły w krokuuu.. I teraz wyglądają jak komplet do moich łóżkowych, figlowych majtek z pęknięciem specjalnym i stanikiem "do pod sutki" Ale to do łóżka, do seksu, a nie do pracy! Póki co.. tak jeszcze nie zarabiam! ;) Nie było tego trachniętego widać, bo spódnica do kolan, ale jednak czułam i WIEDZIAŁAM! Trochę dekadencko, a trochę szuszfo

Lampy, lampki, zimowe cisze i czary Prowansji

Chyba szybko spałam, bo ranek nadszedł niespodziewanie, strasząc mnie budzikiem. Spałam mocno, mimo, ze Ślubny urządzał koncert na gardło i dwie dziurki w nosie. Znaczy..źle napisałam.. Budziłam się, ale szybko zasypiałam, po tym jak trąciłam w bok koncertującego, przerywając mu na chwilę. Może lampka wina, wypita z niedzielnymi gośćmi, to sprawiła. Może niedziela, która zaczęła się seksem i skończyła nim. A w tzw między czasie, niespodziewani goście, co niespodziewanie miłym spotkaniem było nawet. Panowie się uzbzdryngnęli, ale udało się nam najpierw umówić na wspólny wyjazd wakacyjny. 5 dni nad morzem, toć to cud! I okazuje się, żem niewdzięczna, żem niedoceniająca.. Bo mało mi wakacyjnych wypadów, a tymczasem brat Ślubnego z żoną NIGDY nie byli na wczasach! Nawet na weekend! On też murarz, ale ma ciut łatwiej, bo.. nie jest na własnej działalności, urlop się należy. Podczas gdy, teoretycznie mój pan, swoim panem jest, to.. wiadomo: ZUS płacić trzeba, czy się pracowało czy nie, urlo

Trwa walka z zimową niechcicą

Rano obudziło mnie dziwne odczucie. Zapomniane prawie. Wyglądało jakby słońce przeświecało moje powieki.. tak! To było to! Ułatwiło to trochę wstanie z łóżka, choć chciałam dalej śnić to, co mi się śniło. MMMrrraaau! Ale wstałam, w końcu pranie samo się nie zrobi. Obiad też nie. Gdyby jednak, to napisałabym, że: Pranie zrobiło się dwa razy, poskładały się zaległości, ugotował kapuśniak z kiszonej kapusty, placek się nie upiekł, by nie kusić. Usiadłam przed tą "kartką" w ramach ciągu dalszego w zwalczaniu niechcicy. i... nic! Trzeba sobie chyba przypomnieć dawne metody by zaczynać pisać o czymkolwiek, a potem jakoś poleci! I napiszę jak zwykle o czymkolwiek :P Wczoraj była u nas tzw wizyta duszpasterska, czyli ksiądz proboszcz po kolędzie. "Dół" czyli brat z bratową nieobecni, w pracy. Moja rodzinka i ja – też. Zatem sam tata wziął to na siebie. Okazało się jednak, że ksiądz "zabalował" u sąsiadów tak długo, że zdążyłam wrócić. Ha! Jakby specjalnie;) Z ob

330. Chyba chybko chociaż chmury chr chr

Nie ma sensu w tytule, ale co tam;) Nie pozwoliłam sobie jednak wczoraj na całkowite niechcenie..Znaczy.. Niechcenie przyszło, na to nic poradzić nie mogłam, ale mogłam starać się je zignorować. Mam wprawę. Wymyśliałm na obiad coś co szybko i mało inwazyjnie, mogłam zrobić gościnnie u taty (jego kuchnia ode mnie o jedną ścianę). Potem zrobiłam sobie malutkie domowe SPA: peeling całego ciała pod prysznicem (kawowy), paznokietki malnięte, maseczka na gębulę. Zawsze to coś, albo złudzenie cosia. W ignorowaniu lub "w złudzaniu" siebie, co często wychodzi na jedno, też mam wprawę. To nawet nie jest takie złe.. Chyba nawet więcej ułatwia niż utrudnia, choć gmatwa i zaciemnia prawdziwy obraz. Jednak pomogło, choć ciut! Rankiem szło się mozolnie, ostrożnie i każdy wyglądał jakby miał ochotę złapać się płotu.. Wszystko takie szarawe, jak zaschnięta lawa wulkaniczna, bo ta pulpa śniegowa co odmarzła wczoraj, dziś znów zamarzła. Ślisko, z niespodziewanymi górkami i dołkami.Wieczornie

Dżdżownice, lwice, prawda i wehikuł

Obraz
Dzień z gatunku ciężkich, a nawet cięższych.. Krowa na klacie siedzi taka utyta, szczególnie po mojej wczorajszej rozmowie ze Ślubnym tak spuchła.. no cóż... Usłyszałam kilka słów PRAWDY, a o prawdę nie ma co strzelać focha, ani FOCHa, płakać czy się obrażać śmiertelnie. Jedynie o porę czy formę w jakiej tą prawdą się po łbie dostało, ale.. po co? Owszem, racja jest jak dupa, każdy ma swoją! Ale rację przyznałam i już. Szlus. Howgh Tylko co teraz, jak teraz?? Zobaczy się, kciuki trzymane się przydadzą! W pracy trzeba jeszcze poziom trzymać, a człowiek jak musi to dużo może...Po powrocie do domu siły odbiegły całkiem.. W dodatku okazało się, że : gaz w butli się skończył, nie mam więc jak obiadu ugotować. Nie pojadę po butlę, bo akumulator wymontowany z samochodu (tak mnie Ślubny zakotwiczył!), mogłabym zadzwonić po dowóz gazu, ale.. nie chce mi się! Jest jeszcze parę rozwiązań..ale nie chce mi się!! Kocyk, skulić się embrionalnie i spać! I śnić! To byłby dobry pomysł.. A nawet taki kąc

Rubensówna rozumna alternatywnie

Obraz
Co to ja miałam... AAA.. Tak jak czasem słowo na końcu języka, a nie udaje się zwerbalizować, tak ostatnio siadam do pisania i tak mnie korci coś i tak mi się roi dużo, że.. jak chcę klikać to palce głupieją, nie mówiąc o rozumie.. Bo rozum chyba zasnął snem zimowym, przykryty resztkami chcenia.. Można by rzec: optymistka! Myśli, że jej rozum jedynie zimowym snem zasnął..A może tak w ogóle, na zawsze śpi?? A może nawet nie miało co zasnąć? Hiih... cóż... całkiem możliwe! Może ja żyję tylko dlatego, ze o tym nie wiem, ze nie mam rozumu? Tak jak ponoć trzmiel nie ma prawa latać, tak jest zbudowany.. a lata!! Bo nie wie, że nie może....Zatem ja działam, oddycham, pracuję, jem (tu by się mogło przełączyć) seksuję się lub siebie, sprawiam rozkosz, gotuję, piekło też zgotuję..Bo nie wiem, że wewnętrzny maszynista od tego wyparował, albo nigdy nie istniał??? albo.. Odlegle jak słońce, zgasłam nawet, a jednak jeszcze tego nie widać? Pierdolę... jak potłuczona. Hihiih.. rozumna alternatywnie;)

Pilnie poszukuję chęci! + dopisek

Zamieściłam dziś ogłoszenie: PILNIE POSZUKIWANA!! PILNIE POSZUKUJĘ CHĘCI DO ROBOTY! PRZYJMĘ KAŻDĄ ILOŚĆ!! MOŻE JAKIŚ PRACOHOLIK MA NA ZBYCIU? ALBO MANIACZKA PORZĄDKÓW CHCE SOBIE ULŻYĆ?? DAWAĆ MI TU ŚWIATŁOWODEM! NAJLEPIEJ NA PRIV BO ZNAJDĄ SIĘ TACY CO MI TO PODBIORĄ! PROSZĘ! MAGDA Znalazło się wiele lajkujących, zapewne w podobnej potrzebie, bo nikt mi kawałka chęcizny nie odpalił... Wstałam już dziś taka leniwa, połamana jakaś, jakby mnie zerżnęło w nocy stado goryli (oczywiście tylko przypuszczam, że tak bym się czuła..ale co ja się tłumaczę;P) Przy tym to stado orgazmu mi nie dało... Cóż.. jakoś tak ostatnio o to mi trudno.. oooch..czyżbym była za stara czy.nie chce mi się? Wspinam się wspinam i jakoś tak jakby powietrze z balonika ulatywało, wspinanie nawet miłe, ale.. no wiadomo, bez kulminacji dostatecznej to jakieś takie.. chociaż zgadzam się z twierdzeniem, że najfajniejszy jest ten moment na tuż tuż przed orgazmem, ale..oczywiście jak to potem jednak nastąpi. I biorę winę nied

"Odpuść sobie, bądź gość"

Czy macie czasem tak, że jak dojdziecie do górnej granicy wqurwu, takiej, że juz para uszami bucha.. A stan ten nie może zostać uzewnętrzniony, bo.. głównie dotyczy pracy, klientów lub współpracowników, to zamiast was to udusić, serducho rozerwać nadciśnieniem, okazuje się, że cała para poszła w gwizdek, albo przeszła w stan pozytywnego tumiwiswizmu??? Mnie zdarzyło się tak dziś i usiłuję sobie przypomnieć, czy było juz tak kiedyś?? Nagle dostrzegłam, że to bez sensu tak w nerwach grzebać jak byk kopytem (racicą?)przed atakiem, bo tylko sama się wyniszczam i nakręcam! Hmm.. Chciałabym umieć ten stan osiągać zawsze i świadomie! Jaka ulga! Nie dopada mnie to często, ale jednak. W domu zawsze mogę wyjść do łazienki, wrząsnąć do wnętrza szafy, albo ooommmm policzyć do 100, a w pracy trzeba działać i udawać, że nas to nie rusza, a klient potraktowany musi być uprzejmie i profesjonalnie, choć chciałoby się go przeciągnąć po fudze w podłodze!! a współpracownik, no cóż.. poza uprzejmością, sym

Ta tapeta pełnoletnia i dary zimy

I tak pierwszy tydzień tego roku już za nami! Czasu nie dogoni nawet Struś Pędziwiatr! Wczoraj zima sprezentowała nam to, co ma w sobie najpiękniejszego: sypnęła puchem, przykryła szarość, zmieniła codzienność w Krainę Królowej Śniegu. Pisnęłam sobie radośnie kiedy to zobaczyłam, otwierając ócz swych szare głębie, na świat w święto Trzech Króli. Miało to miejsce.. w łazience. Przez pozasłaniane okna i brak nasłonecznienia, dopiero tam dowleczywszy się, ten biały cud zauważyłam. Nawet potem rzuciłam propozycję Ślubnemu, że może tak na sanki?? hmm.... Stwierdził, że dziwnie byśmy wyglądali gdybym tak go ciągnęła...yhm..na owych sankach. Taaa... zrozumiał jak chciał;) Kapcaniejemy całkiem! Nie wiem czy to tylko jego wina, bo coraz mniej wierzgam przeciwko temu.. Ja tam też coraz bardziej się takim bamboszem czuję.. może jeszcze z pomponami, ale... kuuurde!! Wciąga mnie ten wir i wysysa zadziwienie światem, życiem.. A zasada jest taka, ze wszystkim chyba, z seksem tez, że im więcej się st

Lew, Czarownica i czar wspomnień snów...

Stoję na pomoście, wychodzącym w duże jezioro. Pomalowany cudownie horyzont, zachodzącym słońcem. Woda pluska o mostek, o łódkę zacumowaną niedaleko, a może to żaglówka ze zwiniętymi żaglami?...Czuję ten charakterystyczny zapach jeziora, wciągam go z rozkoszą, uwielbiam, choć czasem zalatuje mułem.. Najpiękniej pachnie rankiem, kiedy woda budzi się, czasem mgliście witając dzień.. Ooch dawno nie byłam w tych chwilach, w tych wspomnieniach, ale.. już mnie nie bolą... Woda pluska i pachnie, niebo zachwyca, a jakaś siła każe mi się odwrócić.. A tam: wielki lew z bujną grzywą, niczym Alan... To ja czarownica? Król stoi spokojnie, patrzymy na siebie, boję się, ale nie tak jak powinnam... W duszy zaczyna mi się rodzić: kici kiciii... Lew spina się do skoku i.. wskakuje do wody, a ja? Oczywiście się budzę... Obudził mnie sms- koleżanka z pracy została mamą! Dostałam zdjęcie jej malutkiej Córeczki... Chyba każdej mamie wtedy przypomina się jak pierwszy raz to swoje maleństwo przytuliła....rozc

323 Nie-postanowienia noworoczne

Spotkania z G ograniczone. Chciałam ją wczoraj wyciagnąć na spacer., bo mimo mrozu słońce kusiło. Jednak okazało się, że chyba zaraziłam ją przeziębieniem w Sylwestra, bo mi lepiej, a ją zaczęło brać! Trzęsło ją i się grzała pod kocykiem. No i nie poszłyśmy. Wylatuje w środę.. Zatem chyba zrobię obiad na jutro, by po pracy móc ją nawiedzić;) Życzeniem obiadowym Syna była fasolka po bretońsku, zatem taaaa daaam wróżka mama spełnia życzenie! Tym bardziej, że rozsądne i w mojej mocy! Zresztą.. lubię jak wyrażają życzenia kulinarne, bo ułatwia mi to trudna sprawę pt "co dziś/jutro na obiad??!" Synuś ma do tego talent, zróżnicowanie nawet prezentuje, zatem często doczekuje się spełnionego życzenia! Przed nami patchworkowy tydzień, bo w środku znów wolne.. noszsz przesada! ;) Po co komu tyle wolnego? Siedzi i żre się kolejną czekoladę, szczególnie jak ten człowiek z wolnym dniem to kobieta w PMSie! Nie mam postanowień noworocznych, bo jak mój Organizm, albo Los o jakimś postanowie