Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2015

Jak to wielbłąd, z garbami z przodu, pokazał nie pokazując!!!

Obraz
No to mu pokazałam!!! HA! i jeszcze: HA! Nie widział w sumie i dobrze, ale pokazałam!! Że umiem, że dałam radę i widać nie jestem ostatnia taka gelejza… Zapowiedziałam wczoraj chęć zakupów.. Znaczy nie chęć, ale mus… Bo jutro już wrzesień, a Synuś zeszytów nie ma… A zawsze z wyprzedzeniem robiłam takie sprawy, by potem jednego miesiąca nie było wszystko na huuurrraaa na jedna pensję… W lipcu zeszyty i przybory, a w sierpniu książki. W tym roku postanowiłam jednak nie kupować nic, póki Synuś nie pójdzie do szkoły i wymagań nie usłyszy indywidualnych.. Trochę pękłam, bo jednak , jak wyżej napisałam, dziś zeszyty zaplanowane… I jest tak: przychodzę z pracy, Córa wyraziła zamiar jazdy ze mną, ale nagle stwierdziłam że do MIASTA w upał i w tłum ludzi kupujących na ostatnią chwilę, yhm.. pchać mi się nie chce.. No i wesprzeć postanowiłam miejscowe sklepy. Toboły jednak ciężkie, upał taki, że nad asfaltem fatamorgana murowana, ja jak wielbłąd nie będę, choć garby mam dwa, lecz z przodu… Może

Śliwkowa sobota na koniec wakacji

Planowałam sobie pospać dziś dłuuugo..Ale sobota wstała taka cudownie piękna, że obudziłam się by nie mieć poczucia straty! Przecież sobotnie poranki to jest to co najbardziej uwielbiam.. Ślubny w pracy, dzieci śpią, a ja mogę sobie z przyjemnością, na spokojnie..obiad ugotować, pranie wstawić, upiec placek ze śliwkami..i pobuszować w necie!!! :P Sprzątać nie będę..wiadomo jak to lubię..bleee… Może: jak sam się bajzel zrobił, to sam się posprząta?? Trzeba przyznać, że z klasą pogoda żegna te wakacje!! Odpukać! Zatem ..godzina 9.30.. A drugie pranie się kreci, pierwsze powiewa, śliwki na placek przyniosłam.. I zastanawiam się czy już upiec, czy odczekać i jednak dać mu szansę doczekania do niedzieli? Fasolka zamoczona na noc już prawie ugotowana do miękkości, będzie po bretońsku… Ja nie przepadam, aczkolwiek zjem. Panom moim się tu podlizuję, szczególnie temu zmymłona… Synusiowi mojemu znaczy.. A niech ma ostatnie dni wakacji osłodzone swoją ukochaną potrawą…. Niech pierdzi solidnie

Liryczny poranek... i odrabiam zadnie domowe cz. 3

Poranek powitał tęczą. Kropił deszczyk, a słońce obudziło się w miarę dobrym humorze, stąd tęcza się urodziła. Jak to ona, nie trwała długo, ale za to powietrze pachniało przecudnie. Tak z koleżanką tuptałyśmy po chodniku, równym rytmem, w drodze do pracy, choć każda miała ochotę dziś na wagary raczej… Zachwycałyśmy się każdym wdechem! To ogromny skarb, takie powietrze o zapachu mokrej ziemi… Żadna z nas parasola z torebki nie wyciągnęła, bo deszczyk był ciepły i rzadki. Nawet mnie udało się przesmykać między kroplami;) Nie robiłam tego specjalnie, bo każda kropla na skórze sprawiała przyjemność, niczym pocałunek. Bardzo liryczny miałam ten początek dnia... baaardzo. Dzień w pracy toczył się normalnym rytmem, ale szarzejący dzień (słońce widać jednak straciło dobry humor) sprawił, że groziła nam śmierć przez zderzenie z biurkiem. Nooo przynajmniej operacja plastyczna nosa.. Zegar złośliwy, z godziny robił dwie… Tylko czekolada mogła sprawę podratować, jak wiadomo wszem i wobec, to lek

Zemsta jaj, wieczorny horror.. oraz odrabiam zadanie domowe cz. 2

Dopadła mnie zemsta „sadzanych” jaj.. OOo nie żałować mi tu Ślubnego, to nie to… O smażone chodzi, sadzone, znaczy opluły mnie, opryskały gorącym tłuszczem.. A jaja te do obiadu latowego były mi konieczne! Powinny były to zrozumieć! Poświęcić się nawet, z ochotą! Obiad „latowy” to mizeria, jajo i ziemniaki (dla Ślubnego wersja hardcalorie: smażone) Pozornie lato nadal w pełni, ale czuć już skradająca się jesień.. Z zaoranych pól kurzy się strasznie albo zawiewa zapaszkiem jak samo zdrowie..góffnem… Wczoraj wieczorem przeżyłam mały horror: Ooo.. nie będę w jednej łazience z ćmą!!! Albo ja, albo ona!! No rusz się! Wygrała..,. zabić nie chciałam, zresztą też się brzydzę… Taki to jakby pająk ze skrzydłami.. Trudno.. nie wykapię się dziś!! - pomyślałam kiedy łypała na mnie tymi „czornymi” ślepiami :P Na pewno łypała, choć ja na nią starałam się nawet nie patrzeć, choć z drugiej strony kątem oka (tak tak wiem, ponoć go z medycznego punktu widzenie nie mam;)) musiałam obserwować czy ni

Odrabiam zadanie domowe cz. 1

No dobra… przyjaciółka-zmywarka cichutko mruczy i odwala robotę za mnie.. Ciasto na chleb rośnie – mam nadzieję.. Obym nie zapomniała go upiec!! Rodzina nakarmiona resztą pomidorówki (nie wysiliłam się? Marnować się nie godzi! Dziś była lepsza niż wczoraj – jak zwykle w przypadku zup ;P) i naleśnikami… Zatem bez wyrzutów sumienia (tak miewam je rzadko) mogę oddać się temu co najbardziej lubię.. W spokoju, bo Ślubny wybył, dzieciaki też… Wygodnie, w luźnej tunice, bez stanika, boso, z herbatą w kubku w słoneczniki siadam do stanowiska blogowego :) Teraz powiem bardzo brzydkie słowa, więc młodzież szkolna niech uszy zatka: wakacje się kończą!!!! We wtorek już wrzesień… I czekam na niego i boję się… Jakoś tak.. co mi przyniesie? Ostatnie tygodnie nastawiam się odpowiednio, nie wiem jednak jak wyjdzie w praniu… No dobra.. ale wakacje jeszcze są, jeszcze sierpień, a ja już dostałam zadania domowe!! I to z trzech źródeł! http://redmind.pl/index.php/liebster-blog-award/ http://smutek21.blog.

"Upadamy wtedy, gdy nasze życie przestaje być codziennym zdumieniem"

Już już.. Tylko pajęczyny poomiatam i już przedzieram się Was:) Tęskniłam ciut. Tak.. To chyba jest jednak nałóg, bo palce aż swędziły, a w głowie układały się zdania do wyklinania.. Chyba większość z nich uciekła, bo nie zabrałam nawet jakiegoś zeszytu by napisać to co się roi… Może i dobrze, że część teraz z tego się nigdy nie narodzi, bo obawiam się, że ta notka i tak będzie przeraźliwie długa, zatem nie bardzo strawna. Jednak w myśl zasady: Pisać każdy może, trochę lepiej, lub trochę gorzej, ale nie oto chodzi, jak co komu wychodzi. Czasami człowiek musi, inaczej się udusi, uuu. Aaa tak, wiem.. To o śpiewaniu, ale i mi tu pasuje…. Ja muszę. Bo się uduszę..uuuuu.. Bo to chyba mój nałóg. A nawet na pewno… Ale taki.. noo.. nie palę, piję okazyjnie i w miarę umiarkowanie.. bo i tak do głowy bardziej uderza mi seks niż alkohol….;) No to blogowanie nie jest chyba wcale taką złą alternatywą? Od czegoś się uzależnić trzeba, to… ja mam tak;) Ruszyła machina codzienności, trybiki weszły n

250. Gałązka oliwna... w tyłku gołębia

Jak to jednak warto sobie ponarzekać!! odczynić czary mary.. Została do mnie wyciągnięta gałązka oliwna, w postaci wyjazdu (jednak!) Gdybym miała choć ciut honoru, to kazałabym mu wsadzić sobie ową gałązkę!!! Ale jak widać na załączonym obrazku, honoru nie mam, albo jestem za mało waleczna! Bo odmowa wyjazdu byłaby JUŻ OTWARTĄ WOJNĄ! Nie wiem z jakich przyczyn Ślubny wysnuł wnioski, że foch z powodu tego wyjazdu zaistniał?? Doprawdy.. brak wyczucia! I nieumiejętność słuchania. :P Przecież ja nie obraziłam się na morze, tylko na niego!@! ;P No dobra.. Mam mało dziś czasu… Lista zajęć do wykonania spora, obiad zrobiony i zjedzony, ale jeszcze trzeba: Wywiesić pranie Umyć włosy Iść na msze za babcię Spakować się (wyjazd jutro zaraz po pracy) Zrobić zakupy w BiednejRomce dla córy na wyjazd do pracy (4 tygodnie w Holandii) No i nie wiem czy dopisać zerżnięcie własnego męża? No nie wiem… nie zasłużył, ale może ja potrzebuję? Nooo sprawa pozostaje otwarta, w zależności od rozwoju sytu

Ja - nieporadna życiowo :P

Tak naprawdę, to jestem zdziwiona, że jestem zdziwiona!! Skoro się spodziewałam, że tak będzie.. ? Niech mnie ktoś kopnie, jeśli kiedyś pomyślę znowu, że tym razem nie będzie tak jak zwykle!! wrrr.. Otóż.. Wyjazd do Neptuna służy Ślubnemu memu, do machania mi przed nosem, jak dziecku cukierkiem: dam..albo nie dam… Pojedziemy, albo nie pojedziemy.... Dobra.. Sam wyjazd nawet odwołany, może by mnie nie dobił, w końcu jestem dorosła i rozczarowania to już norma… Ale tego samego wieczoru oznajmiłam TEMU ZAKONTRAKTOWANEMU, że zostałam uszczęśliwiona przez szefa informacją, że to ja mam na dożynkach zasiąść przy stoisku z ulotkami i gadżetami reklamowymi firmy. No i okazuje się, że co tam polecenie służbowe, bo ja jestem głupia jak but, że się nie wykręciłam. Że nienormalna jakaś, co to nie wymyśliła czegoś i w ogóle lista długa mojej nieporadności życiowej została wyrażona w słowach wielce niecenzuralnych. . A że nie mówił jak do człowieka, no to ja już nie gadam do niego wcale. Przyznała

Uwaga mężczyzno! Raz dwa trzy.. kobieta patrzy!!!

Ach co to był za poniedziałek! Nooo w sumie nadal jest, więc: ach co to był za poniedziałek w pracy!!! Bardzo skrajny:) Pod znakiem Sajgonu w porywach, ale i miłych odwiedzin! Wleciała do nas najpierw koleżanka, która zostanie w grudniu mamuśką. Odwiedza nas raz na miesiąc przynosząc L4, ale dziś posiedziała trochę dłużej, pogadała i oznajmiła, że ten lokator w jej brzuchu to Marysia:) Ona pojechała, a za chwilę przyjechał M – kolega który kiedyś z nami pracował. Pamięta o nas, odwiedza jak ma wolny dzień i zawsze dzwoni z życzeniami w imieniny. Bardzo go lubię i nadal mi go brakuje w pracy. Teraz nie ma kto ze mną podśpiewywać, a tak kiedy nie było klientów śpiewaliśmy jak jakiś ciut głuchawy duet ;) Może reszcie zespołu ulżyło… Dziś M miał sporo czasu, więc jak tylko klientów akurat przez chwilę nie było, mogliśmy pogadać co u kogo słychać. Dobrze wygląda, trochę się opalił i trochę przytył, obie te rzeczy wyszły mu na dobre, bo to blady węgorz był ;) Naprawdę powinniśmy kiedyś się

Tornada niedzielnych myśli...

Wewnętrzny przymus, przyzwyczajenie? Siadam do klawiatury i jakoś chcę zebrać w słowa różne kłębiące się we mnie myśli. Wirują, jakby dostały się w tornado. Och wiem, że się nie uda. Bo to są rozsypane puzzle, z różnych pudełek. Nosi mnie, a jednak nigdzie się nie ruszam. Wiem jak to brzmi. Jakbym zagubiła się, albo narzekała. Rozbieram siebie na czynniki pierwsze, tak bez celu. I nawet niechcący. Jednak nie jest tak. To chwilowa zaduma. Bo czuje się bardziej jakbym rzucała się na nurt rzeki i dała mu nieść. Niech po prostu woda płynie, nie będę nic robić. Nie będę wiosłować do brzegu, bo nawet go nie widzę. Mogłabym jeszcze próbując się zbliżyć –się bardziej oddalić. Zatem płynę unosząc się tak bez sprzeciwu.. To nawet przyjemne. Na niedzielę taka filozofia, jest odrobinę za ciężka. To chyba od poobiedniego lenistwa. A może w powietrzu, obecnie jakimś szarym, wisi niepokój? Taki przed burzą, choć po burzy.. Dlatego lepiej wypić herbatę, zjeść kawałek cytrynowej babki i.. nie zastana

Brać co dają i ..."always look on the bright side of life"

Owo PRAWIE to sobie wykrakałam., bo prawie jestem dziś nad morzem. Niestety tylko PRAWIE Ślubny rzucił taką propozycję, by na weekend wyskoczyć. Ha! A jak miałam urlop, to cały czas twierdził, że to w tym roku niemożliwe, no i na dwa trzy dni nie warto. Oczywiście nie robiłam wyrzutów, tylko tak się we mnie gotowało. Tym bardziej, że myślę iż propozycja padła, kiedy ja wyraziłam chęć wyjazdu do koleżanki, do Wągrowca. Jednak..Darowanemu koniowi nie będę zaglądała. Nawet w zęby. Propozycja wyjazdu upadła z przyczyn niezależnych, a właściwie została odroczona. O tydzień. Jak dobrze pójdzie będę tam w przyszły weekend. A i mam wówczas mieć wolny poniedziałek, zatem dzień na plus…. Neptunie! Nadciągam! Odpukać!!!! Nad ranem przeszła burza. Właściwie, to bardziej nas okrążyła, nawet jakiś tam deszcz zahaczył o nas, ale mam wrażenie, że woda już w locie odparowywała. Powietrze już pachnie inaczej. To babie lato, bo wiatr jest chłodniejszy, nie jak ten w piekarniku z termo obiegiem. I niesi

245. Słowo PRAWIE jest czasem straszne! ;)

Ranek zapowiadał chłodniejszy dzień. Wyglądało na to, że padał w nocy deszcz, pachniało nawet tak, więc szło mi się cudownie! A że 13? Ja lubię trzynastki! W pracy nawet ruch zmalał dziś o połowę, wiec powinno być super. Szczególnie po napowietrzeniu poranną drogą. Jednak chyba pomieszczenia nie zauważyły, że ochłodzenie jakieś tam zaistniało w aurze! Wręcz jakby nadrabiały! I tak było duszno gorąco, że myślałam, że zabiję się o biurko, dzięcioła serwując. Koleżanki narażone na bezpośrednie wiatry z klimatyzacji, włączały ją tylko co jakiś czas, bojąc się przykurczy i o stan swoich uszu.. I tak.. robiło mi się już fajnie, już… prawie..ooooch… i buum koniec.. PRAWIE to jest czasem straszne słowo! ;P Frustrujące prawda? Ale kobiety to znają.. i jakoś sobie radzą ;). Jednak cały dzień i czułam się niemal torturowana i to bez Graya.. no bo to PRAWIE w życiu zdarza się za często, choć trzeba przyznać, ze nie zawsze w złym znaczeniu. Dziś jednak chodzi mi o to PRAWIE, kiedy blisko było

Noc spadających gwiazd

Ściemniało jakoś i niebo mruczy w oddali.. chyba zamierza padać? huurraaa! No i buuuurza – uwielbiam! Szkoda tylko, że akurat dziś, bo jeszcze muszę iść w „pewne miejsce”. Nawet to samo co wczoraj. Sprawę dokończyć. Dziś ponoć ma być „noc spadających gwiazd”!! Marzyło mi się wyjść na mikroogródek, położyć się na trawie i patrzeć!! I marzyć! Ba! Mam dość długą listę do tych tam.. a tu jak najdą chmury to nie będzie widać.. Chyba niebo bało się, że nie sprosta moim wymaganiom! ;) Pamiętam taką noc , lat temu gdzieś dwadzieścia parę, łąka na lekkim pagórku, noc i tylko leżenie z twarzą skierowaną w ten cud przyrody.. ale było pięknie ! i tyle marzeń wtedy wypowiedzianych, lub tylko pomyślanych, z tą naiwną wiarą młodej głowy. Bo całe życie przede mną było, bo jeszcze puste kartki w tej księdze.. I nawet potrafiłam to wtedy docenić, ten stan, to oczekiwanie, te odczucia. Chyba się starzeję, ostatnio bardzo dużo wspominam tamten okres. Czas najbardziej otwartej głowy. Mieć wtedy tą od

Mądrości ludowe w oparach octu

Przepraszam, to ja. To ja tak intensywnie aromatyzowana jestem octem! Czuć? Wróciłam z pracy, roztopiona całkiem i już bez baterii. W pośpiechu obiad robiłam bo nieoczekiwanie na g.16 musiałam być „w pewnym miejscu” jak to określa mój Ślubny..( Zbaczając z tematu owo „pewne miejsce” brzmiące tak tajemniczo, nie jest niczym konkretnym ani tajemniczym. Tylko za takie uchodzi. Rozumie ktoś? Nie? Ja też nie! ;P ) Obiad musiał być błyskawiczny, zatem wybrałam spaghetti. I znów kłania się moja śp babcia z mądrością ludową (im jestem starsza tym bardziej przyznaję im rację) „Jak się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy”. Sięgając mąkę (ostatnio wyczaiłam, że lepsza jest do sosu pomidorowego odrobina mąki ziemniaczanej – i smakowo i wizualnie) strąciłam butelkę octu. Rozbiła się na kafelkach w drobny mak, zalewając kuchnię smrodkiem, rozsypując kawałki szkła po całej podłodze. Za butelką poleciało prawie kg kartoflanki.. A ja w tym , przy takiej pogodzie minimalizując odzienie, to, że bez

Pewnie pożałuję dzisiejszego impulsu, by napisać co napisałam...

Za przyjemności trzeba płacić lub ponosić karę. Szczególnie te niegrzeczne albo zakazane. Wiadomo nie od dziś. Jednak czasem, a może nawet często, niewspółmierne jest jedno do drugiego. Bo tak .. Wczoraj będąc wczorajsza ,podczas leżakowania około obiadowego i podczas obiadu, również, robiłam sobie dobrze. Znaczy: siedziałam na zimnym i mokrym, bo leżak ów ciut zmókł. Fajnie mi było, takie chłodzenie..Nie chciało mi się zmieniać lokum, skoro kiecka i tak już była mokra... Ochładzając sobie dół, czułam chłodek w reszcie siebie. A spragniona go byłam jak kania dżdżu.. jak koń owsa.. I jak nimfomanka seksu. W dodatku w nocy spałam wystawiając, jak zawsze zapewne , ową część ciała nie tylko na gryzienia komarów, a na chłód nocy.. No i dziś cena za przyjemności: sobie wziął i wlazł!! Dostałam wilka w doopę!! Tak babcia nazywała ową wstydliwą przypadłość. „nie siedź na tym bo dostaniesz wilka!” Nie wierzyłam! Kto to widział wilka na takim np. krawężniku czy mokrym leżaku? ;) Wstydliwa przy

Fenomen spotkań po latach :)

Wczorajszy wieczór i kawał nocy były takie super, że nawet poranne moje samopoczucie cokolwiek lekko skacowane, nie jest takie złe. Dyskomfort lekki, tak go nazwijmy, ale wiem za co i po czym :) Jak fajnie jest spotkać się w takim gronie, skonfrontować wspomnienia, porozmawiać taaaak, właśnie tak jak lubię najbardziej. Kiedy znamy się choć już tak się nie znamy, bo dwadzieścia lat przerwy jednak w niektórych przypadkach, a rozumiemy żarty, kojarzymy anegdoty. Cud mniud malyna. Dziś, mimo ćmienia w mózgu, czuję się jakby znów miała te 19 lat… Taki prawie wehikuł czasu. Nie wszyscy się zjawili, w tym nieobecność wykazał ów „Były”, co nie zmniejszyło emocji, a może nawet.. okazało się szczęśliwe. Bo to zawsze człowiek, znaczy kobieta, znaczy ja, bardziej pod obstrzałem czuć by się mogli/ły. Za strojem wpasowałam się w damskie towarzystwo, nie odbiegałam od reszty ani w jedną ani w drugą stronę. Za sprawą żaru z nieba, żadna norek nie założyła… :P A wręcz jak najmniej się dało… Ale

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Tak. To druga notka tego dnia. Suuuurprise! A bo tak mnie naszło ,a na dopisek się nie nada. Dla dorosłych tylko, choć nie jest ostro, wolę zastrzec. Są dwie sprawy: 1. Potrzebowałabym rady. Kieruję się do mężczyzn. Głownie. Kobiece zdanie mile widziane, ale sama jestem kobietą. I to na pewno! Jestem! Zatem znam jedną stronę medalu, a tu ciekawi mnie druga. Sprawa dotyczy stroju. Nie! Nie uciekajcie! Nie o dopasowanie co do czego, ani czy wyglądam w tym grubo. Chodzi o to .. Co wam się bardziej podoba: czy jak kobieta eksponuje swoje walory dość intensywnie, czy jednak dyskretnie? Czy wygląda wam tanio kiedy jest dekolt wywalający balony do połowy? Myślicie: ale fajnie, z tym że trzeba trochę pilnować oczu.. A może myślicie: bidulka, zrobiła co mogła, wytoczyła działa i .. nic;)) Zdanie mnie intresuje tak w ogóle, ale też zależy mi na czasie: Bo jutro ta impreza. Dawne koleżanki i koledzy. Nie wiadomo co gorsze;) Sorki.. Znaczy: trudniejsze.. Bo kobiety ubierają się raczej dla drugi

Smażący piątek, chęci wyparowane...

Obraz
Skoro czwartek minął, to z pewnością dziś jest piątek. Zatem ostatni dzień urlopowy, bo weekend to już z innej partii wolności.. Poza tym muszę wejść do pracy, przejąć berło, bo w poniedziałek rano byłoby trudniej, mniej czasu. Słońce bije rekordy, dobrze od tego jest lato! Jutro podobno jeszcze bardziej, na imprezę wolałabym mniej, ale moje” wolenie” nie ma znaczenia ani wpływu. Mam nadzieję, że nadzieje znajdą pokrycie w rzeczywistości, bo łatwiej jest znieść koniec urlopu kiedy ma być hucznie uczczony;) Ogólnie nie jest źle, ale mogłoby być lepiej. Ze mną. We mnie. Na około.

Czwartek pachnący chlebem

No i się zaczyna! Już żal mi tego urlopu, bo to już koniec prawie.. Z drugiej strony sama siebie strofuję, bo przecież, jeszcze jutro i weekend! A to sporo! Dzień znów zaczął się wcześnie, może zegar biologiczny mi się przestawia już „pracowo”. To nawet dobrze, przynajmniej mniej, pozostałego wolnego czasu, prześpię. Od razu wstawiłam chleb do piekarnika, nastawiłam komórkę by nie przegapić i wróciłam do łóżka pępek wciągnąć.. Mój dzień zaczął się zapachem chleba, razowego, na zakwasie. Po pysznym śniadaniu, wzięłam koc, by doopalać się: głównie tyły. Tego się na leżaku raczej nie zrobi, musiałoby być takie łóżko.. nooo . Pot po tyłku leciał, nie dałam rady wytrzymać więcej niż 20 minut!! Na leżaku, to człowieka chociaż jakiś wiaterek by owiał, a przy ziemi powietrze stało! Zatem przeniosłam się na leżak i tylko nogi na słonce wystawiałam. Moje błogie lenistwo..zaraz zaraz, jakie lenistwo?? – ODPOCZYWANIE !!! -przerwał telefon od Ślubnego.. Koniecznie coś mu miałam dowieźć.. Sprawa do

Środa ucieka, ciagnąc tydzień za sobą..

Nie cieszy mnie dziś moje ulubione powiedzenie: Środa minie, tydzień zginie. Bo ta środa jest dla mnie wolna, a już jest popołudnie… Obudziłam się dziś wcześnie i już nie próbowałam zasnąć, bo umówiona byłam wyjazdowo. Miałam czas na spokojne śniadanie, więc się dopieściłam..yhmm.. A potem w nagrodę podałam sobie je do łóżka.. Poczytałam książkę ( z racji zamkniętej biblioteki - inwentura - odkurzyłam „starą” Chmielewską, kiedyś moją idolkę) Ok. g. 10 zabrałam się za szykowanie na wyjazd. Na tą specyficzną „kawę”.. Z moją koleżanką bizneswoman, która ma tylko tak czas, by zabrać mnie ze sobą, załatwiając po drodze różne sprawy. Wchodzimy wtedy gdzieś "do lokalu" na kawę po drodze, czasem małe zakupy. Wypiłam pyszną kawę mrożoną z gałką lodów i udało mi się załapać na wyprzedaż. Jestem bogatsza o dwie bluzki, za w sumie 50 zł.. Nawet nadadzą się by chodzić w nich do pracy, juupi Mimo klimy w samochodzie, upał spływał mi miedzy piersiami śliską ścieżką słoności … Chyba się d

Na czarno, łyso albo końcówka.

Kiedy siadałam na fotelu fryzjerskim, jeszcze nie wiedziałam czy powiem: na łyso proszę, czy końcówki tylko.. Jednak na coś pośrodku się zdecydowałam. Ubyło mi na długości ok. 8 cm, a nadal są długie. No i „degażówki” poszły w ruch, choć fryzjerki zawsze twierdziły, że nie przy moich kręconych włosach! Ta stwierdziła, że owszem,. Ale tak od połowy długości trzeba, a nie same końcówki. Dla tych co nie wiedzą o co biega, to takie nożyczki szczerbate jakby.. Ona ścinają tylko część włosów, tak co drugi wystąp, przez co cieniowanie się robi.. i teraz moje włosy stały się lżejsze, nie wiszą jak u utytej Ofelii.. Kiedy pani fryzjerka, bardzo miła zresztą, zrobiła mi przedziałek, przygotowując się do cięcia..aż jęknęłam!! Ależ już mam odrost! Moje lustro w domu kłamało: „jeszcze ujdzie”.. Ależ nie ujdzie!!! Ni hu ja!! Pani ze smutkiem stwierdziła, że mnie nie wciśnie (z tym to problem ogólnie być by mógł gdziekolwiek) na dziś, najwyżej na jutro. Od razu zapisałam się na to jutro, czyli dziś

Przydałby się znak..

Kiepsko spałam, najtrudniej było mi zasnąć. Myśli poszybowały bowiem w stronę strachu i zmartwień, to strona jaką w dzień zwykle łatwo odwrócić, ale nocą.. Nocą są bardziej narowiste i trudno je poskromić. Do tego dekolt strasznie mnie piekł i swędział. Spiekłam go sobie w sobotę za bardzo, jak to zawsze mi się dzieje w pierwszym dniu opalania. A to opalanie, choć nie pierwsze w tym roku, ale jakby jednak od nowa zaczynam. Wczoraj już go oszczędzałam, wystawiając na słonce głównie nogi.. Takie swędzące myśli i swędząca skóra do tego bzykanie...komarów to wielki wróg dobrego snu. Wczoraj Synuś po późnym śniadaniu, wybrał się z kolegami (i koleżanki tez tam chyba były ;p) nad jezioro. Często tam jeździ, staram się nie myśleć fatalistycznie, zresztą.. to nie mój styl myślenia. Może powinnam, się bardziej martwić, ale..co to da? Smycz mu założyć? Tak trochę na to i tak za późno. Sama jako dzieciak tam jeździłam, tym bardziej więc nie zabraniam. Córa nieoczekiwanie też, z tym, że po obied

Sielska niedziela. O niczym

Niedziela sielsko sobie płynie, leżing ogrodowy, rozmowy bardziej o niczym, niż o wszystkim, piwko z sokiem i lenistwo .. Nawet obiad został mi dziś darowany! Ślubny pojechał i upolował kurczaka z rożna. Taki prawie pierwotny zew;) Bo skoro nalał mi piwa, a ja je w takim upale wypiłam, to.. Ręce ważyły mi potem tonę i nie było wyjścia. Bo jak takie tonowe ręce do kuchni wprowadzić? I pozwolić im kroić i pichcić? Nie-da-rady! Dlatego sielsko całkiem, tak jak mówiłam! Owszem labirynt myśli, taki jak ostatnio zawsze i już pewnie tak będzie. Labirynt ma to do siebie, że im bardziej chcesz dojść do wyjścia, tym bardziej się zaplątujesz. Ależ.. ja nie narzekam! Mam czego chciałam! Znaczy.. nie do końca, ale wiedziałam, że tak się najpewniej zdarzy. Rozmowy nie-o-niczym toczę sobie w obłokach i dobrze jest mieć takie swoje małe miejsce, do którego tylko ja znam drogę. Mapę zostawiłam, ale nikt jej już nie odczyta. Raczej. Wylało się na nią mleko z miodem, pokleiła się, rozmazała i całkiem

Sobota bujana w obłokach

Mmmraaauu Zapach świeżo skoszonej trawy pieści mój węch. Zbłąkana kropla ze spryskiwacza, czasem zahacza o mnie i również dodaje powietrzu tego mało uchwytnego zapachu. Słuchawki odgradzają mnie od sobotnich dźwięków, od kosiarki sąsiada, od rozmów, od.. Muzyka , tylko to sączy mi się do mózgu. Słońce tańczy po mojej skórze i tak cudownie grzeje.. taaaak.. tak cudnie.. Nie wiem jak to robię, ale słucham piosenek, czytam książkę i pozwalam moim myślom bujać w obłokach. Bardzo bujać. I bardzo w obłokach. Nie powinnam, a jednak.. niech fruwają. Niech wypełnią, choć na chwilę, tą ciemną, pustą część we mnie, by nie stała się nigdy Czarną Dziurą zasysającą wszystko co kolorowe i radosne. Lato, choć na jeden dzień, przypomniało sobie o mnie. W takich chwilach czuję, że jestem na urlopie. I cieszy mnie niemal wszystko. Mimo wszystko. http://youtu.be/cdUi0Y5piAY