Juz prawie koniec..

 Już ostatni oddech kaczuchy, urlopu znaczy, czuję na plecach,  bo wiadomo: "środa minie, tydzień zginie"  Zdaniem tym często się pocieszam w pracy, ale na wolnym..eech..No właśnie.  

Poki co do poniedziałku jeszcze  trochę czasu, jutro mam zaplanowany wypad z G, znów bez szczegółowego planu, po prostu polenimy się razem, albo polatamy po lumpach, albo posiedzimy w lokalu jakowym..

Tydzień w Pobierowie minął szybko, pogoda z początku nie bardzo, ale ostatnie 5 dni (z 8) było typowo plażowych. Nawet się opaliłam,  choć mojego Masaja nie dogonię . I o dziwo było całkiem fajnie, Ślubny zachowywał się, zwykle, anielsko.. fotek napstrykalam sporo .. postaram się tu zapodać ich trochę,  o ile sprzętowo ogarnę  (nadal nie mam kompa)

Już prawie koniec lata, wokół żniwa,  pachnie sianem, ziemią, obornikiem ..

W sobotę Synuś jedzie na kilka miesięcy do pracy w Belgii i jeśli mu się spodoba to tak z 2 lata potrwa...buuu

Moj Misiu milusi.. Taaa wiem, że 22 lata, dorosły facet, ale nikt mi tak czule komplementów w domu nie prawi, no i jak to matka mam w pakiecie martwienie się o dzieci.. najgorsze początki, jak dojedzie szczęśliwie,  jak jako tako ogarnie warunki, jak będzie dawał radę, tylko tęsknota będzie najgorsza. Ale niech zobaczy jak to jest, samemu o siebie dbać. Z gronem znajomych jedzie, to też raźniej i chyba bezpieczniej..

Muszę pogadać z Harrym,  że teraz za dwóch "synków" będzie musiał robić..hihih.. ucieszy się 🤪

No to kilka wspomnień zaklętych w foto: