Wszystko co dobre...
Normalnie w środy pocieszam się powiedzeniem: "środa minie, tydzień zginie"..No ale w urlopie to działa odwrotnie!!! Pierwszy wyjazdowy tydzień zrobił bziuuum, ale naładował bateryjki.. Gdybym była ogniwem fotowoltaicznym, z umiejętnością magazynowania, to byłaby szansa że wystarczy mi na całą zimę! KAŻDY dzień słoneczny, plażę odpuściliśmy sobie 2 razy, by dać skórze odpoczynek. Ośrodek w lesie, więc było gdzie sobie posiedzieć i powdychać. Jechaliśmy ze znajomymi, więc wieczory mijały na śmiechu i piwku lub czymś mocniejszym. Kolega D. zupełnie nie plażowy, raz dla towarzystwa posiedział z nami przez godzinkę, pod wydmą, w cieniu. Pozostały czas spędzał koło domku i gotując nam obiadki! No sielanka.. Gdyby jeszcze Ślubny nie odpalał co jakiś czas tego swojego focha o niewiadomo co... nie można mieć wszystkiego, 😜 Jednego wieczoru, po przepysznym deserku "na mieście " o nazwie BEZOWA ROZKOSZ (danie warte swojej nazwy) poszliśmy się przejść obejrzeć sławny mol