Poniedziałkowy wtorek
Wczorajszy dzień był dla mnie poniedziałkowym wtorkiem. Z racji pierwszego dnia pracy po urlopie, oczywiście. Pobudka była przykra tym bardziej, że za oknem buro strasznie.. Przez te moje wolne dwa tygodnie, COŚ zjadło spory kawał jasności! A do tego niebo płakało… iiiziiii… spokojnie! Nie demonizuj kobieto! Tak sobie powtarzałam, bo najgorzej się nakręcić negatywnie. ;P
W pracy wlokło się strasznie, byłam rozdarta pomiędzy lenistwem wrodzonym, a zaklinaniem o większą ilość klientów i spraw – by zleciało prędzej. Myślałam, że zabiję się o biurko. Taki gwałtowny dzięcioł czółkiem o blat byłby śmiertelny jak nic! Cały dzień jednak trzymałam się myśli o popołudniowym wypadzie z G. To pocieszające, że wszystko się kończy.. Czasem pocieszające.. Bo w końcu wybiła godzina 15.00 i mogłam iść do domu. Obiad częściowo zaszykowany, więc szybko dokończyłam. Razem z Synusiem zjadłam (Ślubny w pracy jeszcze, a Córa na kolejnym, ostatnim już chyba , polowaniu na mieszkanie) Potem.. G nie odbierała telefonu, koleżanka z którą byłyśmy wstępnie umówione już gotowa.. a G nadal nic. Pofatygowałam się więc do niej osobiście.. Jak przed erą telefonów komórkowych ;P Dobrze zrobiłam, bo G po nocce po prostu zapomniała dźwięk w telefonie uruchomić. Błyskawicznie się wyszykowała. Wyruszyłyśmy na babskie spotkanie. To ta sama koleżanka, co ostatnio, z kawy „lokalowej” . Na stałe mieszka w Anglii, wkrótce wyjedzie znów, więc „korzystamy z niej” jak najwięcej się da. Poszłyśmy we trzy na spacer wokół jeziora, bo dzień jak na zamówienie , wypiękniał i ocieplił się. Potem poszłyśmy do „Maka” na kawę i lody :) Trzeba było wracać. Bo to też się kończy, tym razem – niestety. To był dobry dzień, mimo marudzenia Ślubnego, o moich eskapadach, wg niego zbyt częstych. Łyknęłam je bez urazy, co było dobrym posunięciem, bo nie urosły, jak to często bywało w ostatnich latach..
Dziś już zwykły dzień, bez planów dodatkowych. Ale czasem lubię takie dni. Zwykłe, z praniem, obiadem i kilkoma chwilami sam na sam ze sobą.
W pracy wlokło się strasznie, byłam rozdarta pomiędzy lenistwem wrodzonym, a zaklinaniem o większą ilość klientów i spraw – by zleciało prędzej. Myślałam, że zabiję się o biurko. Taki gwałtowny dzięcioł czółkiem o blat byłby śmiertelny jak nic! Cały dzień jednak trzymałam się myśli o popołudniowym wypadzie z G. To pocieszające, że wszystko się kończy.. Czasem pocieszające.. Bo w końcu wybiła godzina 15.00 i mogłam iść do domu. Obiad częściowo zaszykowany, więc szybko dokończyłam. Razem z Synusiem zjadłam (Ślubny w pracy jeszcze, a Córa na kolejnym, ostatnim już chyba , polowaniu na mieszkanie) Potem.. G nie odbierała telefonu, koleżanka z którą byłyśmy wstępnie umówione już gotowa.. a G nadal nic. Pofatygowałam się więc do niej osobiście.. Jak przed erą telefonów komórkowych ;P Dobrze zrobiłam, bo G po nocce po prostu zapomniała dźwięk w telefonie uruchomić. Błyskawicznie się wyszykowała. Wyruszyłyśmy na babskie spotkanie. To ta sama koleżanka, co ostatnio, z kawy „lokalowej” . Na stałe mieszka w Anglii, wkrótce wyjedzie znów, więc „korzystamy z niej” jak najwięcej się da. Poszłyśmy we trzy na spacer wokół jeziora, bo dzień jak na zamówienie , wypiękniał i ocieplił się. Potem poszłyśmy do „Maka” na kawę i lody :) Trzeba było wracać. Bo to też się kończy, tym razem – niestety. To był dobry dzień, mimo marudzenia Ślubnego, o moich eskapadach, wg niego zbyt częstych. Łyknęłam je bez urazy, co było dobrym posunięciem, bo nie urosły, jak to często bywało w ostatnich latach..
Dziś już zwykły dzień, bez planów dodatkowych. Ale czasem lubię takie dni. Zwykłe, z praniem, obiadem i kilkoma chwilami sam na sam ze sobą.
:-)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę Ci tego końca pracy o 15. Tak to ja bym mogła pracoooować..... Ale ja mam inny plus - mi nikt nie marudzi, że wychodzę tak często. Te poranki robią się coraz bardziej chłodne, szare i bure... dajemy radę, co nie?
OdpowiedzUsuńdzień niby zwykły a taki niezwykły a ten wypad z koleżankami to świetna sprawa:) a Ślubnym nie ma się co przejmować, przecież to się Tobie należy:) w końcu jesteś kobietą:)
OdpowiedzUsuń