Szybka noc z Lulusiem

Noc minęła zbyt szybko, niby spałam, coś śniłam.. Obudził mnie sms od G czy na rower nie wybiorę się za 15 min, bo ona tylko teraz może… Jednym okiem go czytałam… I nawet ta obudzona połowa wstać chciała, ale druga jej się z łóżka zerwać nie pozwoliła.. Odpisałam, że sorki ale śpię…. Pomyślałam, ze mój organizm wreszcie poczuł, ze urlop ma i dziś sobie odeśpi.. Do teraz mu nie pozwalałam, bo czasu było szkoda… A dziś ranek był bury i taki akuratny do spania… Zatem wtuliłam się w Lulusia (niektórzy Jaśkiem go zwą.. dla mnie zawsze to był Luluś!) i oko zakleiłam znowu.. Aż na minut kilka, bo Córa zadzwoniła, że do domu nie może wejść (na nocną zmianę pracowała), klucz z drugiej strony drzwi blokował ją. Pokracznie ze schodów zlazłam, niczym zombi, moje nogi chyba też dziś spać jeszcze chciały.. Otworzyłam drzwi, sprawdziłam czy żywą czy zjawę widzę.. Zjawa zapewniała, że żyje.. Ledwo, ale żyje.. Luluś znów w objęcia wrócił… Gdzieś tam tyłem mózgoczaszki rejestrowałam, ze Córa się myje i spać kładzie, aż w końcu błogość przyszła.. Nie na długo bo szef zadzwonił… Nie odebrałam, bo czułam, ze język śpi.. Zrobiłam nim parę ćwiczeń i oddzwoniłam… Sprawa była taka, że do dziś trzeba było odpowiedzieć czy do Pobierowa na szkolenie (yhm..) się pojedzie.. Cztery dni nad morzem, we wrześniu, za darmochę, w swobodzie. Dlaczego nie? aaa jednak.. Za stara jestem albo i sił w tym roku nie mam, na użeranie się ze Ślubnym o ten wyjazd. Bo wojna by była, znam ją już, potem cały rok bym rykoszetem obrywała.. Jeszcze może bym się odważyła, zawalczyła gdyby A jechała. Ale A dzidzię w sobie nosi aż do października, więc.. wiadomo… Może znak to jakiś by nie jechać, więc nie jadę.. Dużo tu napisałam, bo my sli szybciej niż słowo pisane krążą, ale szefowi powiedziałam tylko, ze nie jadę i do zobaczenia we wtorek w pracy.. i.. Tak, zgadliście.. Wiernie do Lulusia wróciłam. Ale.. już sen wrócić nie chciał, pełna świadomość też jeszcze mnie nie dobiła, ale.. Już nie spałam, trochę żalu w sobie znalazłam za tym wyjazdem, ale nie pozwoliłam się mu rozpanoszyć… Za oknem przestało być buro, słońce się odbraziło, zatem śniadanie zjadłam i wyciągnęłam leżak na balkon.. No bo trochę wstyd po 2 tyg urlopu dupą bladą wrócić… Książkę nawet wzięłam, ale mnie nie wciągnęła.. Pochłonęłam za to  trochę ożywczych fotonów skórą, nagrzewać się zaczęłam.. taa.. Tego mi brakowało, to zapewne ostatnią dziwność i poplątanie ułatwiło… Strachów nie rozwiało, ale jakby jednak.. zbladły? Wypłowiały od słońca? Potem przytachałam przyrządy tortur do paznokci, lakiery, pilniczki, zmywacz. I sobie zrobiłam, a co!

Obiad szybki dość, bo mizeria, ziemniaki i jajo.. Pomysł wczoraj na to wyraził Synuś, życzenie spełniam, tym chętniej, ze po mojej myśli. W domu wszystkie składniki były.

Jeszcze włosy farbować mam zamiar, w końcu farba kupiona, ale już jakby niechcica wróciła. Więc dalej siwą staruchą zostanę… póki co ;P

 

Piosenka, która za mną chodzi od jakiegoś czasu.. nie wiem jak wy ale ja tam na początku słyszę:

„Ja nie jadę dzis do Łodzi” ;P ihih…

http://youtu.be/fiore9Z5iUg

Komentarze

  1. Dobra: Instrukcję obsługi poproszę jak się wkleja ustrojstwo z youtube. To po pierwsze.
    Po drugie! Nołłej - jedzie sie na szkolenie a Pan Mąż niech wreszcie otrzeźwieje!!! Nosz cholera co rok masz to samo a teraz rezygnujesz??? Nie!!!
    Jedź Looncia. Życie jest jedno. Jutra może nie być.
    A spać to wszyscy dziś śpią... a teraz zmykam, bo po mojego męża jechać muszę...muuaaa moja droga i po prostu przemyśl sprawę co do wyjazdu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Już odpowiedziałam szefowi. W tym roku już raczej nie zawalczę. Poczekam:)

    a filmiki? Biorę link i wklejam w tekst, ale link ze spodu, z ramki, co podświetla się jak klikniesz „udostępnij” :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O poranku na krawędzi wyrka odbywają się najbardziej heroiczne zmagania materii ciała z duchem Morfeusza ;-))))))
    To co podałaś można interpretować na wiele sposobów nie koniecznie procentowych ;-)))
    Ciebie looneiowa to chyba żywcem do nieba wezmą za Twe cierpienia i prześladowania ze strony wiadomo kogo. Tak podobno mają faceci niepewni swojej pozycji i swojego nazwijmy to emploi w związku.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. EEee nie chcę! ani żywcem, ani do nieba..I w piekle tylu znajomych, jak to mówią... No i nie nadam się, św Piotr nie przepuści ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. jak zwykle sprawiłaś że podczas czytania Twojego wpisu na buzi miałam ogromnego rogala:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Po raz 356-ty...

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?