O tym jak zostałam mordercą

Noc przespałam..fragmentarycznie ;) Kiepsko było się z łóżka wykaraskać, potem też ruchy spowolnione.. Przez co zrobiło się później niż powinno. Doprawdy, ten czas jest złośliwy! W związku z tym zaryzykowałam i zabrałam się ze Ślubnym, roboczym busem. Ryzyko polega na tym, ze można sobie rozpierdak, w krótkiej i wąskiej spódnicy, niebezpiecznie przedłużyć przy wsiadaniu.. Nie mówiąc już o eleganckim wysiadaniu i możliwości zmiany spódnicy czarnej na łaciatą.. Ślubny jednak elegancko i rycersko podłożył na siedzeniu swą bluzę, przez co ryzyko pobrudzenia choć odpadło. Spódnica też przeżyła. Droga minęła szybko, bez widoków zniewalającej przyrody. Ale i tak nie było na co patrzeć.. Burość nad bur ościami. A pogodę miałam zamówiona na dziś! Miało być słonecznie i cieplutko! Bo z G wreszcie  miałyśmy wybyć  na spacer, rower coś w ten deseń.. a tu dupsko! Do tego to moje gardło… pogadałyśmy zatem tylko przez neta, taka namiastka, ale dobrze, że jest ;)

Zostałam mordercą. Znaczy.. zleciłam to morderstwo, do tego bardzo krwiożerczą metodą! Popołudniu.. taa.. mieszane uczucia pasują do tego wydarzenia. Zostałam uszczęśliwiona kaczką. A właściwie kaczkę dostał Ślubny, za zasługi, od znajomego gospodarza. Tu uczucia mieszają się w ten sposób, ze uwielbiam czarninę, ale kaczkę trzeba zabić, gospodarz żywą dał!! W życiu nie zabiłam kaczki, do tego tą barbarzyńską metodą..  Nawet jak kiedyś zabijałam kiedyś karpia, by swego męża na wigilię uszczęśliwić.On bowiem twierdził, ze to tradycja by żona zabijała, bo kobiety to robią w jego rodzinie od wieków.. cóż.. w mojej zabijał tata… Karpia zatem usiłowałam zabić, wyślizgiwał się mi, do tego mnie się robiło niedobrze, a dziecko mieszkające wówczas w moim brzuchu absolutnie nie popierało moich zabójczych zamiarów…Ale wieczerza wigilijna bez karpia niemozliwa... Ale wracając do tematu kaczki…  Pomogła mi teściowa, wprawiona w morderstwach. Do tego nawet ją oskubała.  Mnie zostało wypatroszyć i poćwiartować. Co też uczyniłam i teraz piersi się smażą i duszą, a reszta gotuje się na czarninę. G już się wprosiła, bo twierdzi, że robię najlepszą, taką jaką robiła jej babcia. Czyż nie połechtało to mojej kucharskiej dumy? Ja wiem, że potrawa jest kontrowersyjna, ale czarna polewka to polska tradycja, opiewana nawet przez wieszcza.

Zastanawiam się kiedy UNIA zakaże zabijać kaczki na czarninę? Ponoć zakusy na bigos były, bo to potrawa odgrzewana zbyt wiele razy.. I na ogórki kiszone, bo krzywe i zepsute… hmm….

Ślubny skończył prace przy oknach, strukturę kładł na ocieplenie. Jutro zatem, chore gardło czy nie chore gardło, okna umyć muszę… w niedzielę przecież Goście.

Komentarze

  1. Witaj Magdaleno niedoszła zabójczyni. Chociaż, możesz być oskarżona o współudział, w końcu patroszyłaś i piekłaś na żywym ogniu, biedną ofiarę. Do tego gotowanie podejrzanego wywaru z krwi, to zahacza o wampiryzm. Teściowej się nie dziwię, ale Madziula, taka grzeczna i miła, a tu masz! Teraz i tak już za późno, więc życzę smacznego. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. O współudział to na pewno będę oskarżona!!

    Nie wiem po czym sądziłeś, ze grzeczna i miła jestem, raczej inne zdanie na mój temat powinieneś mieć... ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ mi straszna sprawa kaczce łeb obciąć!! Do tego trza zawodowego killera? No hmmm no może zacznę takie zlecenia brać :)Dobrydzień :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ktos kto zaskrońcową rodzinkę wypędza to i kaczce łeb by ściął… Ale widać, na czarninę kaczki nie zabijałeś.. Horror polega na tym, że trzeba jej najpierw krew upuścić, znaczy poderżnać jej trochę gardło i to NA ŻYWCA, póki serce pompuje…. ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Otóż doskonale wiem jak się katrupi kaczora na czarninę, nie chwaląc się mam na tym polu pewne doświadczenie, no dobra na innych podobnych działaniach też :) A rodzina Zaskrońcowa sama spakowała tobołki i fruuu pognała w świat, wiesz to chyba takie obieżyświaty były :)
    Oraz witam słonecznie jeszcze:)

    OdpowiedzUsuń
  6. I u mnie jeszcze słonecznie, więc witam również :)

    Dobrze wiedziec, jakby co, to mam cię na liście killerów ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jasne, spoko :) A że tak się zapytam teściowa nie dokucza za bardzo, a sąsiedzi ?

    OdpowiedzUsuń
  8. Teściowa oddalona o kilka kilometrów… ;) Sąsiedzi ujdą, gorzej z ich psami, szcekaja całymi wieczorami i rankami niedzielnymi….

    OdpowiedzUsuń
  9. O przepraszam, pieski to inna sprawa jest, tego z byle powodu się nie eliminuje !! Swoją droga jak to robisz, że każda Twoja odpowiedź na mój komentarz pojawia się u mnie na blogu też:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak myslałam.. ja tez za bardzo pieski ród lubię, ale tłumiki lub tresura by szczekały jak potrzeba,a nie bez przerwy, by się przydała...
    Aa taaak: dbam o statystyki i dubluję.. ale u ciebie chyba podobnie z twoimi odpowiedziami? ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale narobiłaś mi ochoty na takie staropolskie dania :) Muszę przyznać, że odważna z Ciebie kobieta, ja chyba nie odważyłabym się zabić zwierzęcia, nie dlatego że mam coś przeciwko temu bo przecież po to one są, by się nimi żywić ale jednak jestem wrażliwa na tym punkcie, może dlatego że za wiele widziałam morderstw świń w dzieciństwie u wujostwa na wsi :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Bleeeech. Dlatego też nie jadam takich rzeczy.... nie zabiję i już... ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zmieniłam domenę, co tu można robić (Anky)

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeszcze nigdy nie próbowałam czarnej polewki. Nie miałam okazji. Zastanawiam się, czy miałabym odwagę. Chyba tak. Skoro przewalczyłam szpinak, brukselkę i krewetki (przez lata to były trzy rzeczy, których nie jadłam), to i temu dałabym radę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...