Jako ten aktor na scenie ;)
Na pewno jest wtorek? Nie piątek? A może jednak?
Bo ja zrobiłam obiad piątkowy: śledzie w śmietanie. Choć kłamię. Śmietana nie była śmietaną, bo wolimy maślankę. Nie ze względu na kalorie czy koszt, ale na smak. Akurat dobrze się składa.. bo zwykle smaczniejsze to co niezdrowe lub bardziej kaloryczne. Do tego pyry w mundurkach i już. Ślubny zachwycony. Synuś za to woli te ziemniaki z masłem. Też dobrze. Mnie tata poczęstował królikiem, w śmietanowym sosie. A Córa w Poznaniu sama coś sobie musiała upolować na obiad. Najpewniej ugotowała leniwe, albo otworzyła gołąbki. W ten oto sposób każdy zjadł coś innego.
Obiad niestety nie ma magicznych właściwości. Nadal jest wtorek. Z drugiej strony… Czas pędzi tak strasznie, że niepotrzebnie go jeszcze popędzać…
Ślubny zjadł i począł ciężko wzdychać. Rozdawali już Oskary w tym roku? Ominęli najlepszego aktora! Wzdychał, że sam musi gruz załadować na przyczepkę (z wykuwanych drzwi). No to zaproponowałam siebie. Do pomocy oczywiście. Po minie sądzę, że wybrałam dobrą odpowiedź na to niezadane pytanie. :)
Wróciłam przed chwilą. Poszłam w swetrze, po czym założyłam na niego drugi sweter, rozpinany. Okazało się jakoś, ze nie posiadam żadnej bluzy dresowej. Do tego stare, wyszperane, spodnie dresowe, apaszka na szyi i robocze rękawiczki. Fryzura ala mietła. Do tego w przerwach kiedy czekałam na spuszczenie z balkonu wiader z gruzem, podskakiwałam, biegałam w miejscu i machałam rękoma bo mi się nudziło i było ciut zimno. Przy czym spodnie zjeżdżały mi z tyłka, co chwilę więc podciągałam je, rękawiczki robocze w tym względzie sprawy nie ułatwiały. ;) Cały ten cud urody podskakujący jak małpa w ZOO, oświetlał wielki reflektor czy halogen, bo godzina 19 to już ciemność całkowita. Ten kawałek Księżyca różnicy nie robi. Stanowiłam niewątpliwie atrakcję wieczoru. Nawet nie wiem czy ktoś podziwiał, bo jak wiadomo, kiedy stoisz w świetle, a poza tobą ciemność, to ciebie widać, a ty nie widzisz niczego poza oświetlonym terenem. Jako ten aktor na scenie, tylko braw nie było. Główny reżyser mi podziękował, po czym zwolnił. Do domu. MOGĘ mu kolację zrobić ;) Za pozwolenie bardzo dziękuję, twoja łaskawość nie zna granic ni kordonów, pieśni zew pieśni zew..
Pierniczę jak potłuczona, ale to chyba nie wina radlera cytrynowego? ;)
Dobrze mi.
Jak leń nad lenie weźmie się do roboty to ruch mu jednak dobrze robi.
Bo ja zrobiłam obiad piątkowy: śledzie w śmietanie. Choć kłamię. Śmietana nie była śmietaną, bo wolimy maślankę. Nie ze względu na kalorie czy koszt, ale na smak. Akurat dobrze się składa.. bo zwykle smaczniejsze to co niezdrowe lub bardziej kaloryczne. Do tego pyry w mundurkach i już. Ślubny zachwycony. Synuś za to woli te ziemniaki z masłem. Też dobrze. Mnie tata poczęstował królikiem, w śmietanowym sosie. A Córa w Poznaniu sama coś sobie musiała upolować na obiad. Najpewniej ugotowała leniwe, albo otworzyła gołąbki. W ten oto sposób każdy zjadł coś innego.
Obiad niestety nie ma magicznych właściwości. Nadal jest wtorek. Z drugiej strony… Czas pędzi tak strasznie, że niepotrzebnie go jeszcze popędzać…
Ślubny zjadł i począł ciężko wzdychać. Rozdawali już Oskary w tym roku? Ominęli najlepszego aktora! Wzdychał, że sam musi gruz załadować na przyczepkę (z wykuwanych drzwi). No to zaproponowałam siebie. Do pomocy oczywiście. Po minie sądzę, że wybrałam dobrą odpowiedź na to niezadane pytanie. :)
Wróciłam przed chwilą. Poszłam w swetrze, po czym założyłam na niego drugi sweter, rozpinany. Okazało się jakoś, ze nie posiadam żadnej bluzy dresowej. Do tego stare, wyszperane, spodnie dresowe, apaszka na szyi i robocze rękawiczki. Fryzura ala mietła. Do tego w przerwach kiedy czekałam na spuszczenie z balkonu wiader z gruzem, podskakiwałam, biegałam w miejscu i machałam rękoma bo mi się nudziło i było ciut zimno. Przy czym spodnie zjeżdżały mi z tyłka, co chwilę więc podciągałam je, rękawiczki robocze w tym względzie sprawy nie ułatwiały. ;) Cały ten cud urody podskakujący jak małpa w ZOO, oświetlał wielki reflektor czy halogen, bo godzina 19 to już ciemność całkowita. Ten kawałek Księżyca różnicy nie robi. Stanowiłam niewątpliwie atrakcję wieczoru. Nawet nie wiem czy ktoś podziwiał, bo jak wiadomo, kiedy stoisz w świetle, a poza tobą ciemność, to ciebie widać, a ty nie widzisz niczego poza oświetlonym terenem. Jako ten aktor na scenie, tylko braw nie było. Główny reżyser mi podziękował, po czym zwolnił. Do domu. MOGĘ mu kolację zrobić ;) Za pozwolenie bardzo dziękuję, twoja łaskawość nie zna granic ni kordonów, pieśni zew pieśni zew..
Pierniczę jak potłuczona, ale to chyba nie wina radlera cytrynowego? ;)
Dobrze mi.
Jak leń nad lenie weźmie się do roboty to ruch mu jednak dobrze robi.
Ani wtorek, ani piatek. Sroda! Sroda dzisiaj jest. Ale ta sroda to jak czwartek, bo piatek wolny w tym tygodniu - przynajmniej u mnie. A wiec skoro jutro jest ostatni roboczy dzien tygodnia, to chociaz to czwartek, to jednak jak piatek. Skoro zatem jutrzejszy czwartek jest jak pojutrzejszy piatek, to dzisiejsza sroda jest jak jutrzejszy czwartek. Proste nie? :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie proste! ;) Tyle, że mój czwartek czwartkiem zostać musi, bo piątek tez piątkiem będzie...
OdpowiedzUsuńtrza było szelki sobie skombinować i by było po kłopocie ;) ale jak widzę remont posuwa się w zastraszającym tempie, jak tak dalej pójdzie to na Święta spokojnie zdążycie ze wszystkim ;)
OdpowiedzUsuńLoonei, podziwiam Twoje poczucie humoru. W tym roku jak nic Oscar w Twoje ręce trafi. A myślę, że masz jeszcze szanse wystartować w jakimś konkursie na najciekawszą kreację. Cóż warte byłoby życie, gdyby nie rozświetlić je odrobiną humoru. Ponurakom mówimy zdecydowane: nie! Loonei, co Ty na to? Pozdrawiam ciepło! Anita
OdpowiedzUsuńWariatko moja kochana... padłam... kurna, no...
OdpowiedzUsuńEeeee...looneiowa, u Ciebie to trochę taki model bliskowschodni w którym baba jest do roboty a chłop od leżenia i ewentualnego zaszczycania jej swym przyrodzeniem ;-))))))))))))
OdpowiedzUsuńWcześniej myślałem, że nie może być już gorzej a teraz wiem, że jednak może.
Wyrazy współczucia
O nie... padłabym trupem od gromu z nieba, gdybym w tym momencie nie zaprzeczyła! Praca w domu, owszem, ale ta dodatkowa nie zdarza się mi często.. Ślubny - owszem mógłby spac za pieniadze, ale zwykle tego nie robi, bo pracuje dużo i ciężko. We wspomnianej scence, to on ładował gruz do wiader i z balkonu mi spuszczał..
OdpowiedzUsuńNie żałuj mnie az tak... ;P
Ja czasem, jak muszę iść na rozmowę do szefa często mówię do koleżanki: "wolałabym już gruz przenosić".....to Ty w sumie miałabyś jak znalazł gdyby zaszła taka potrzeba:))))
OdpowiedzUsuńPo takiej robocie cytrynowy radler to trochę mało...
OdpowiedzUsuńŻałuję, że nie jesteśmy sąsiadkami. To musiało być niezłe widowisko. :) Taka atrakcja mnie ominęła. Cholera! :)
OdpowiedzUsuńNoo żałuj! jest czego! ;P
OdpowiedzUsuń