Jak to z rowerami bywa....

Będę oryginalna (?) i nie będzie o Walentynkach..
Co mój Ślubny wczoraj wywinął!!! Najpierw dwa wstępne wprowadzenia..
Po pierwsze: Mamy świeżo postawione blaszane garaże, więc z piwnicy zostało powyciągane, na podwórko, wiele przedmiotów takich jak np. rowery, a potem zostanie przeprowadzonych do garażu(hurra.. mniej wynoszenia na przejażdżki)
Po drugie: Mój Ślubny, choć murarz, to smykałkę do handlu ma. Taa.. to nawet przydatne kiedy ma się swoją firmę, bo przecież swoje usługi tez sprzedać trzeb umieć. Pierwsze nasze lata razem i wspólne zakupy sprawiały, że skręcałam się ze wstydu, albo robiłam krok w tył pt „ja tu nie jestem z tym panem” kiedy targował się, zwykle nawet z powodzeniem.. Potem się do tego przyzwyczaiłam, skoro ktoś się godzi spuścić z ceny, znaczy, że może to zrobić i już.. a zysk w kieszeni Ślubnego.. Mi takie cuda wychodziły najwyżej przypadkiem, po prostu sam ktoś opuszczał cenę, zapewne pod wpływem ócz mych szarych głębi lub uśmiechu, co ponoć uroczy ;) noo albo kiedy chciałam zrezygnować z zakupu, bo w portfelu za mało.. taa.. wersja pierwsza milsza dla mnie..
Ale do rzeczy, bo jak zwykle wprowadzenie i dygresje dłuższe niż sama historyjka..
Clou: Ten mój „miszcz” targowania i handlu, wczoraj dokonał korzystnej transakcji.. „Wiesz sprzedałem rowery Synusia, te na których już nie jeździ”.. „Rowery? Ale on miał jednego” „noo.. stały dwa, więc sprzedałem!” Okazało się, że drugi rower był kolegi mojego bratanka!!! Dojeżdża rowerem do nas i tu zostawia, bo z jego wioski autobusy nie jeżdżą. No i szybko Ślubny sprawę odkręcał! Udało się uff .. ale interes życia ;) Pewnie nawet mnie korzystnie by zhandlował.. ;) Wmówiłby: „Mało używana, prawie funkiel, nóffka, nieśmigana” albo „zimą grzeje, śpiewa, tańczy, ugotuje i piwo przyniesie”

No doobra.. jednak 14 luty… ;) Na mój NOWY TELEFON ściągnęłam (no dobra.. moja powrócona do domu studentka i ciągnęła i mi ustawiła)jako dzwonek Strachy na Lachy „Dzień dobry kocham cię.” A dla mojego Walentego:

http://youtu.be/n7fXVp9YNQw

Komentarze

  1. ~Miszczuk ale nie w handlu14 lutego 2015 06:32

    Mam dwa rowery w piwnicy pogadaj z mężem.może też moje opchnie . Chłopcy z placu broni . Dawne czasy widziałem.ich na żywo . Szkoda że Łyszkiewicz już nie żyje

    OdpowiedzUsuń
  2. Pogadam, pewnie upchnie, z zarobkiem dla siebie ;)

    Zazdroszczę, tego na żywo...

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Miszczu ale nie w handlu14 lutego 2015 06:54

    Ha . Przez jakiś czas nosiłem przeciwsłoneczne lennonki to był czad . Chyba to dzięki Bogusiowi . Ale z koncertu nic szczególnego nie zostało mi w pamięci

    OdpowiedzUsuń
  4. No taki to by sprzedał lód dla Eskimosa :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieźle! Dobrze, że udało się odkręcić. Tak przy okazji przypomniało mi się, jak mój kilkuletni kuzyn dokonał transakcji życia i całą złotą biżuterię ciotki wymienił na żołnierzyki. I cioteczka biegała później po osiedlu, odkręcając. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja, dzieckiem będąc, sprzedałem koledze naszego psa podwórzowego! Piesek jednak sam powrócił i chociaż musiałem oddać pieniądze, to się ucieszyłem, bo tęskniłem za nim... Jakimś cudem, nikt dorosły nie dowiedział się o tej transakcji...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...