I ja tam byłam, wódkę piłam, dumę zbierałam z podłogi i......

Za notkę „weselną” nawet wczoraj miałam zamiar się zabrać.. Choć jak niektórzy miarkują, że poziom rozpasania mi na to nie pozwolił, to spieszę donieść, że.. Sponiewieranie nie było tak wielkie, przynajmniej moje, żebym rady nie dała, ale.. nieeee chciało mi się kompa odpalać.. i klawiatura cokolwiek za głośna mogłaby być;))

Postaram się być dość skrupulatna, choć może cholera wie po co;))

Jak wiadomo tym co tu zaglądają, to baaardzo nie chciało mi się iść na to wesele.. Jeszcze przed wyjściem, już „zrobiona” i wyelegantowana ,marudziłam. Aż moja Córa spoglądając w swojego tableta, nagrała filmik na jakowyś instagram albo insze ustrojstwo, za którym nie nadążam… noo.. to nagrała jak to mama narzeka, że musi iść na wesele, a ona wieczór sobotni spędza w domu, bo jej tam nie zaproszono..Zaproponowałam by wskoczyła w moją kiecę i poszła zamiast mnie.. Niechby ludziska pomyśleli ze tak młodo wyglądam! ;)) Stwierdziła, że nie zdąży zrobić makijażu! ;P No i nie ma butów,a ja mam od niej trochę mniejszą stopę.. Z każdym pokoleniem stopy chyba coraz większe.. Niedługo buty będą jak kajaki..?

prr...Do tematu!

Przyszła godzina, kiedy tupiąc na korytarzu w nowych sandałkach, doczekałam się gotowego Ślubnego.. Oczywiście poszukiwania skarpetek (choć uszykowałam) i miotanie się w tą i wewtą i jeszcze w tamtą.. Ale to przecież na kobiety się czeka ;) . Usprawiedliwię go jednak trochę, bo muszę być obiektywna.. aaa.. Nie muszę, ale dobra, chcę… Ślubny był w sobotę w pracy, bo przecież firma by się inaczej zawaliła… Wiedząc o tym , że wróci prawie na styk, łazienkę zajmie.... Po prostu umalowałam się prędzej.. Czesać się nie czesałam, po prostu dałam wyschnąć włosom w ich rytmie, bo dzień nie zapowiadał się upalny.. Zmyłka oczywiście to była, ale trudno, klamka zapadła: poszłam w rozpuszczonych, zabierając klamrę do włosów „na zaś”. Ów „zaś” nastąpił oczywiście już po pierwszej serii tańców, bo to moje „futro” strasznie grzeje..Ale to tak wyprzedzam..

Ślub był piękny. Naprawdę. Dziewczyna śpiewająca anielskim głosem, gitara , klawisze, skrzypce. Kościół pięknie ubrany, świece, kwiaty, stylowe świeczniki. Młoda para.. Młoda, no i urocza i przystojna. Odpowiednio do płci dopasować.;) Ksiądz ceremonii nie spierniczył, jak zwykł to robić poprzedni proboszcz.. Było naprawdę idealnie.

Na salę weselną zabraliśmy się, z kuzynką Ślubnego, mieli miejsce w samochodzie, to po co było kombinować transport.. Mąż kuzynki, ruszył spod kościoła przed młodą parą .. No i ominęła mnie przyjemność jazdy w „konwoju ślubnym” a naprawdę lubię, ma to swój klimat. Dla kierowcy może nie, a wszak on decyduje. Wiedział gdzie jest sala, jak dojechać, to czekać nie musiał. I taak.. sprawny samochód nam się zaczął psuć w połowie drogi. Kurde. Mam jednak cos z czarownicy? Wolałabym panować nad ta swoją mocą i odpowiednio ukierunkować.. przydało by się..ale znów zbaczam jak zboczeniec :P (aa.. jak już zbaczam, to moja Córa mając lat ok. 5 –chyba- stwierdziła , że wygląda w tej bluzce jak dziwka.. Aż mnie zatkało, lecz spytałam się czy wie co to znaczy.. Odpowiedziała wiem: „znaczy, że dziwnie wyglądam”.. taa. Zatem jak ktoś zbacza to zboczeniec) W odpowiednim czasie, moc czarownicy nie mającej chęci iść na to wesele, została chyba poskromiona.. Bo po co psuć zabawę innym.. No i jakoś dojechaliśmy pomalutku.

Kolejka z życzeniami i kopertami oraz winem (zamiast kwiatów wg życzeń Pary Młodej) była dość długa.. i wtedy.. Ciotka Ślubnego, scenicznym szeptem i wielkim zatroskaniem zapytała mi się „Co się stało Madziu, ze znowu (!!!) utyłaś?” Może śmieszne.. może.. lecz wulkan radości ale i złośliwej elokwencji, jaki zwykle we mnie mieszka ,nie odpowiedział jej w podobnym tonie..ale ciotka chuda całe życie, czego się czepiać? Że stara? Poza tym.. Całą energię użyłam na to, by tam się nie rozbeczeć, bo może przesadnie, ale.. Poczułam się jakbym dostała w twarz, albo gorzej.. Jakby moja kiecka zniknęła i stoję tam naga wśród tych kreacji i garniturów i wszyscy śmieją się lub z obrzydzeniem odwracają..
Jaaacieżpierdzieleeee..
Od razu myśl, że wszyscy tak patrzą, myślą, tylko ona zapytała wprost, może jej dziękować? Wyszłabym stamtąd gdyby do domu było bliżej… Ciotka chyba, choć pewna nie jestem, pojęła, że palnęła coś nie bardzo i na szczęście zostawiła mnie w spokoju… Dzięki czemu miałam czas na to by myślami przenieść się w inne miejsce i czas, gdzie czułam się bardzo dobrze, piękna nawet w ostrym świetle słońca.. Dzięki czemu nikt nic nie zauważył, łącznie z moim „rycerzem”..I dobrze… Najwyżej ktoś sobie pomyślał, że śluby mnie tak wzruszają… hmm.. A ta epoka wzruszenia ślubami minęła mi jakiś czas temu, teraz łezki ronię najwyżej, przy podziękowaniu rodzicom..
Dotrwałam zatem do obiadu, przy którym od razu sosem upierdzieliłam kieckę, na jasnej spódnicowej części, centralnie w …yhm.. strategicznym miejscu… Policzyłam do 3 ..bo nie było czasu do 10, nalałam sobie wody z cytryną do szklanki, chusteczka higieniczna i.. zmyło się bez śladu!! Cud.. A już kombinowałam, że sobie domaluję kwiatka do wzoru.. Uznałam, że to złe dobrego początki, do końca obiadu sukienka wyschnie i nie dam sobie więcej z tego wieczoru popsuć!!! Potem każda melodia była moja, a orkiestra była naprawdę super: ojciec z dwoma synami, grali wszystko i wszystko ekstra klasa! Nie opuszczałam kolejki w piciu wódki, zimnej i dobrej.. Jedzenie było pyszne, różnorodne i w wielkich ilościach.. Najadłam się za wszelkie czasy ananasów i winogron.. Ciotce odpuściłam, bo nietaktowna, ale.. prawdę rzekła i może faktycznie z troski? ;P Nie zraził mnie nawet pęcherz na spodzie stopy (znieczulenie miałam spore) , pod koniec wesela odwaliliśmy ze Ślubnym taniec chyba erotyczno pokazowy.. bo brawa zebraliśmy! … livin la Vida loca.. noo umiemy, dwadzieścia lat wprawy w znajomości swoich kroków i na tym etapie ze Ślubnego wychodzi Travolta(podobieństwo nawet pewne wizualne;P) A ze mnie? hmm.. A ze mnie bucha seks;)). No i tak dotarliśmy aż „ranne wstały zorze” . Wróciliśmy do domu..
Wstałam o 9.30 nawet wyspana. W ustach najwyżej mała Saharka, lekko ćmił ból głowy, zwykły ibuprom sprawę załatwił. Ale Ślubny znaku życia nawet chrapiącego nie dawał do 18.30.. Kiedy to jako siostra miłosierdzia (a byliśmy wszak na TEJ SAMEJ IMPEZIE!) herbatkę z cytrynką mu zapodałam, potem kubek rosołu i zmartwychwstał ;P OO a ok. 14 goście się do nas pchali, ale byłam nietaktowna (zaczynam pasowac do rodziny Ślubnego :P) i zapowiedziałam, ze „wujek chory” .. i zaprosiłam „na kiedy indziej”..
Nadużywam wielokropków, wiem. Przepraszam, ale poprawy nie obiecuję!

http://youtu.be/p47fEXGabaY

Komentarze

  1. No to impreza się udała, fajnie tak zazdroszczę umiejętności tanecznych:) kurka trzeba by się kiedyś nauczyć. ..
    o jak dobrze znane lekarstwo Herbata i rosół na wszystko działa. A ciotkę olej pewnie zazdrości bo jej chłop nie ma za co złapać hihi pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja bym wypaliła tej Troskliwej Ciotuni w kościstą twarz, że - Chłop nie pies i na kości nie leci ! Grunt, że weselicho się dobrze skończyło :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ee.. dzięki :) Nie będę się babskiem przejmować... Po prostu wstrzeliła się w moment...

    Wiesz... mówią też, ze chłop nie sikorka, na słoninę tez nie poleci ;) ;PP

    OdpowiedzUsuń
  4. Olewam..przynajmniej się staram! nie zapowiada się szybko okazja do spotkania jej bliżej ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ha ha! Momentami jakbym o sobie czytała. Wiedźma. Czary. O ciotkę bym się bała - czy jej aby jaka krzywda się nie stanie... W zbaczaniu czy skłonności do licznych dygresji też jestem niezła. Włosy mi się puszą, gumkę na zaś ma zawsze przy sobie, na Pana Męża często czekam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A widzisz! Dlatego napisałam, ze jej odpuszczam, bo kto wie.. niech MOC usłyszy! a nasze męże.. hmm.. w koncu z podobnych okolic pochodzą;) tak jak my.... podobieństwa regionalne albo cus? Ciekawe.. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Po raz 356-ty...

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?