Na granicy lata i jesieni, cierniowe róże i słoneczniki...

Dośnić sen do końca, ta chęć skradła mi kawałek soboty. I mimo, że to cenny czas, a sobota śliczna, nie byłoby mi żal. Lecz sen nie wrócił. Zwykle tak jest, nie przychodzą na zawołanie.. Rozruch poranny zwolniony, zawieszony między jawą a snem. Zrobiłam wszystko by z tego się otrząsnąć i teraz już wiem, ze nie będę się łudzić, że mam moc nad… choćby własnymi snami. Nad jawą chyba też nie;) Niech nurt mnie kołysze…
Powietrze cudnie pachnie, jeszcze trochę latem, ale wiatr niesie dymny zapach jesieni… To chyba najbardziej nostalgiczny czas, czas kiedy zrzucam skorupę i staję się zbyt wrażliwa na dotknięcia myśli, losu, słów, ciszy, marzeń, złudzeń i chęci…
W ustach smak słodkiego winogrona… Myśli pozamiatać muszę pod dywan, skupić się na codzienności, zwyczajnej i stabilnej. W tej chwili najtrudniejszym problemem, z jakim mam siłę się zmierzyć, to zagadnienie: co zrobić na obiad!? Dlatego, nauczona latami doświadczeń życia ze sobą samą, skupiam się na tym z czym sobie poradzę, a reszta? Reszta niech, póki co, zostanie za szklaną ścianą..
………………….
Rozejrzałam się po moich ścianach, po salono-jadalnio-sypialni, po mikro kuchni.. niedoszłej ciągle sypialni, pokojach dzieciaków… Z całej tej lustracji wyszło mi, że.. co ze mnie za kobieta???? Nie robię rabanu i awantur o to, że dawno już powinno być skończone, że choć pomalować, że meble nowe..ile mam jeszcze żyć na kartonach??? Dwie szafy wywalone, by było miejsce na drzwi do dobudówki, a zawartość stoi w kartonach pod ścianą!! A ja co? Nie strzelam focha, nie marudzę i nie walczę o poprawę?? A przecież.. gdyby tu wyglądało inaczej, to przemóc niechęć do sprzątania byłoby łatwiej, bo teraz to taka trochę syzyfowa robota.. Robić coś czego się nie cierpi.. Efekty porządkowe bardzo mierne… zaczyna sprawa we mnie rosnąć, rosnąć, rosnąć.. ale pewnie znów balonik zdechnie.. ;)
……………………
Byłam wywiesić pranie i ta pieszczota słonecznych promieni, zaskakująco gorących jak na październik, sprawiła, że wróciła mi siła i oddech znów stał się głębszy… Kolejny raz przekonuję się, że jestem jednak słonecznikiem, nie da się temu zaprzeczyć.. Kwitnę od ciepła, od światła, od pozytywów..Łodyga jest mocna i twarda, lecz słoneczne płatki chowają się od obojętności, złych uczuć, gestów, słów… Nie jestem, niestety, cierniową różą, która utrudnień łapie się i wspina wyżej..

http://youtu.be/dicgqxurbxA

Komentarze

  1. Ojoj.. pomimo że słoneczko Cię dopieszcza, to wpis raczej z gatunku pochmurnych. Co do nieskończonego remontu to wiem o co ci chodzi, bo ja mam tak samo. Niby łazienka skończona, ale reszta też woła o remont. Krzyczeć jednak nie zamierzam. Ot, po prostu odłożę hajs i znów wynajmę fachowca, bo na mojego Małża nie ma się co oglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A no.. święte słowa! ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Kobiety to ciągle marudzą. W jednych sytuacjach narzekają, że za szybko się kończy, w innych, że za długo trwa... Jak odgadnąć kiedy ile ma trwać?

    OdpowiedzUsuń
  4. Looneiowa, nie wiedziałem, że masz "łodygę mocną i twardą" ;-))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń
  5. No wiesz Uczuciowy.. Albo to przenośnia mojej siły, albo...sypło się i wydało: jestem facetem!

    OdpowiedzUsuń
  6. Co prawda inną "łodygę" miałem na myśli ale jak już tak pojechałaś ze skojarzeniami to nie drążę wątku ;-))))) Mea culpa, mea satirica culpa ;-))))))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...