"Zabłyśnie światło, w kryształkach lodu"

Od dłuższego czasu nie ma normalnego dnia w pracy! Zawsze cos wyskoczy, jakis szczególny przypadek, jak mawiała moja "profesor" od matematyki. Na szczęście nic, na co poradzić się nie da, ale bywa mniej lub bardziej trudno, a nawet nieprzyjemnie. Kto mówił, że ma byc lekko? Nikt! Może lekko byłoby nudnie? ;)

W życiu też jakoś tak, zrobiło się .. a może zawsze było, tylko inaczej się widziało. Wiadomo, jak człowiekowi dobrze, to gorsze rzeczy stają się mniejsze i łatwiejsze do pokonania. Ja tam do dobrego się nie przyzwyczajam, ale dobre daje mi siłę. Od pewnego czasu moje źródełko mocy wysycha, czerpać z niego coraz trudniej, ale ponoć tak być musi. Co z tego, że ja uważam inaczej? Nie mam w życiu najgorzej, ale.. naprawdę sielanka to nie była, nie jest i zapewne nie będzie. Może było nawet trudniej, ale szło bardziej z górki z rozpędu i nie było czasu analizować, szczególnie kiedy dzieciaki małe, a moje wymagania i marzenia uśpione gdzieś głęboko na dnie. Tak tak, to ta "rysa na szkle" zawsze obecna! "Źródełko" jakie się znalazło, taki..promyk słońca pomagało tą rysę ignorować, nawet jakby stawała się niewidoczna, mniej ważna, a nawet..mile widziana? Taka..stara znajoma, co wrosła w otoczenie. Jednak ta jesień i zima (?) wiele zmieniła, choć nie tak wyraźnie, nie od razu, bez ostrej linii granicznej.. Podszedł mrok i nie ma jak z tym walczyć, bo.. tak ma być! Bo JA nic poradzić nie mogę.

Nie poddałam się bez walki, ale chyba została mi beznadziejna nadzieja cicha i walka tylko o własne myśli i zdrowy umysł (HA! Oczywiście w moim pojęciu normalności:)) Trochę z tego też wzięły się te kijki...
Wczoraj poszłyśmy z ciotką "kijkować", nawet mimo deszczu.. I od razu skojarzyło mi się jak kiedyś z G spacerowałyśmy, aż przyszła ulewa i burza i w jednej minucie byłyśmy mokre do majtek.. Chowałyśmy pod krzaczkami, aż w końcu zrozumiałyśmy, że to bezcelowe.. że i tak jesteśmy mokre, a w butach chlupie.. zatem.. w każda kałużę klap klap.. wskok wskok.. z rozbryzgiem, jak dzieci, choć dawno "poważne" mamuśki z nas były.. Do domu wróciłam jak Ofelia, z ociekającymi strugą włosami, kałuża pod stopami utworzyła się błyskawicznie, ale taka rozradowana, że nawet złość i uraza na Ślubnego, jaka mnie wtedy z domu wygnała, wyparowała wyciekłą z ta wodą.. I chyba tak trzeba robić!! Jak przychodzi deszcz i burza życiowa, to kiedy nie można się bronić przed nią, to w nią wskoczyć, pławić się i brać co się da z tego!!!

Dziś rocznica śmierci kobiety, którą kochałam baaardzo.. Nie babcia, ale siostra babci, lecz bliższa mi niż prawdziwa. Babuniu, to dla ciebie ten płomyk dziś zapalę..

http://youtu.be/0Sf1kATRke4

Komentarze

  1. no zobacz, a ja się do tej burzy jakby przyzwyczaiłam, chociaż nie, raczej "odpuściłam" i ciągle jestem w tzw"pogotowiu"... bo w końcu się kuźwa odmieni! byle tylko na "inne" nie musi być lepsze, aby tylko nie było gorsze:)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie cierpię moknąć, nawet na małym deszczyku więc nie zamierzam się brać z burzą za bary... chowam się w suchym i ciepłym miejscu, i czekam aż przejdzie, to już nie ten wiek na skakanie po kałużach ...

    OdpowiedzUsuń
  3. OJ !!!! ja chce jeszcze :) my to potrafimy a rowerowa wycieczka i mokre podkuoszulki :) pamietasz???ehhhh......z toba fajnie nawet moknac :*teskno mi do tych naszych(bardziej moich) zwariwoanych pomyslow:)
    .......yupi!!!!!! jeszcze tydzien:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nooo wtedy na rowerach zabrakło nam jedynie orynnowania.. swoją droga, dobrze, ze nie nosimy białych t-shirtów, bo... takie rowerowe dwie obfite miss mokrego podkoszulka mogłyby spowodować karambol!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...