"Odpuść sobie, bądź gość"

Czy macie czasem tak, że jak dojdziecie do górnej granicy wqurwu, takiej, że juz para uszami bucha.. A stan ten nie może zostać uzewnętrzniony, bo.. głównie dotyczy pracy, klientów lub współpracowników, to zamiast was to udusić, serducho rozerwać nadciśnieniem, okazuje się, że cała para poszła w gwizdek, albo przeszła w stan pozytywnego tumiwiswizmu??? Mnie zdarzyło się tak dziś i usiłuję sobie przypomnieć, czy było juz tak kiedyś?? Nagle dostrzegłam, że to bez sensu tak w nerwach grzebać jak byk kopytem (racicą?)przed atakiem, bo tylko sama się wyniszczam i nakręcam! Hmm.. Chciałabym umieć ten stan osiągać zawsze i świadomie! Jaka ulga! Nie dopada mnie to często, ale jednak. W domu zawsze mogę wyjść do łazienki, wrząsnąć do wnętrza szafy, albo ooommmm policzyć do 100, a w pracy trzeba działać i udawać, że nas to nie rusza, a klient potraktowany musi być uprzejmie i profesjonalnie, choć chciałoby się go przeciągnąć po fudze w podłodze!! a współpracownik, no cóż.. poza uprzejmością, sympatią czy innym takim, to jednak..Rączka rączkę myje i nie ma co sobie kwasów robić!

Wczoraj kolejny raz zauważyłam:
Mój Syn chyba wierzy, że wiedza wchłania się przez skórę. Przez wodę! To krok dalej niż spać z książką czy zeszytem, pod poduszką. Bierze to to zeszyt i idzie się kąpać. Nie do wanny, a pod prysznic. Dokładniej jednak - traktuje brodzik jak wannę. Brodzik z tych głębokich, a Syn swe chude ponad metr osiemdziesiąt, składa jak scyzoryk i zanurza ile się da. A bo tak się wczoraj okazało, że chyba nie jest zbyt różowo z jednym takim jakimś mało ważnym przedmiotem, a po co to komu, a nauczyciele sobie wymagają! Jakby nauczyć mieli, albo co? ;)
No i powędrował ODMOCZYĆ bród, a nasiąknąć wiedzą...A dziś podobno poszło mu baaardzo doobrze! Hmm.. Synuś ma z tym odwrotnie niż Córa: ona zwykle po wszystkim uważa, że poszło jej kiepsko, strasznie, okropnie, tragicznie nawet, po czym zalicza na 5, a Synuś... jak wspomniałam: odwrotnie ;)

Chodzi dziś Córa i węszy. Niczym poszukiwacz trufli ;) Obiad był, deser był, a ona węszy i szperacz jej się załączył... Już pyta co jutro na obiad?? Może lazania??? Eee....Lazania dopiero była, a jutro chyba łeptowina w formie kotletów... ohohoho.. Teraz ją chyba dopadł PMS! No cóż.. Jabłka są, mróz je gdzieś tam dorwał, trzeba je uratować w szarlotce... Żeby ją zająć dostała nożyk do ręki (oszsz matulu nie wiesz co czynisz!) i ma obrać i pokroić wszystkie, przesmażę i do szarlotki! A jak coś zostanie, to w słoik na następny raz, czyli na zaś – jak u nas powiadają;)

http://youtu.be/iJ532I1qLko

Komentarze

  1. a powiem ci Lońka że miewałam tak z mamą... kilka razy taki wqrw mnie dopadł, że wkurwiony bazyliszek w rui przy mnie to zaledwie szara wystraszona myszka, ale przesz nie będę darła japy po nestorce no bo to bez sensu i wtedy zazwyczaj opadały mnie ręce i cycki i milkłam... co prawda mało kiedy tak bywało, ale fakt tumiwisizm się włączał i jakoś cudownie wqrwens odchodził w niebyt...
    a pociechy to ci sie udały;) chłonne obie... we mnie wiedza wchodziła "na deptanego", trzeba było łazić w te i nazat, i czytać, chyba że to wiersz, to wtedy czytać w dodatku na głos.... a w tej chłonności przez skórę coś jest, bo jak wspomnę syna exa mego i rachunki za wodę jakie płaciłam przed jego maturą, to jednoznacznie stwierdzam,że był chłonny jak gąbka;)

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaa i maturę zdał na czwórki;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...