370. I ja tam byłam...
Głowa przestaje boleć, tabletki przeciwbólowe to jednak mój ratunek...
Szybkowar z pomidorową posykuje wesoło. Mimo, że smacznie pachnie, jakoś mnie mdli.. To jeszcze resztki bólu głowy, co migreną się stać chciały.... Przydałby się taki brak apetytu na stałe :P
Wesele było. Było bardzo miło, bawiłam się świetnie..mimo wszystko, mimo pewnej świadomości, jaką miałam w tle... w której utwierdziły mnie pierwsze obejrzane zdjęcia i filmiki przesłane przez koleżankę. Ale co tam... jest jak jest i bez sensu się użalać nad prawdą. To tylko powierzchnia. Po co skupiać się na negatywach, lepiej na pozytywach. Nooo ...Bawiłam się świetnie, natańczyłam się do bólu nóg i wszystkich mięśni. Patrzyłam zachwycona na szczęście i miłość Młodej Pary. Oboje są po przejściach, poznali się dobrze, to nie jest rzut na oślep, pogoń za mrzonką. Oni są dla siebie stworzeni, to widać. I oboje to doceniają. D (ta moja koleżanka) zamiast kwiatów poprosiła o karmę dla psów, w niedzielę to zawieźli do umówionego schroniska. Wczoraj rozmawiałyśmy, powiedziała, że przepłakała kilka godzin nad losem tych psiaków. Tak nieczęsto trafia się ślub, gdzie świadkiem może być dziecko Panny Młodej... ihih.. tu tak było:) A goście to sami znajomi i przyjaciela "Młodych", z bardzo ograniczoną rodziną, nikogo: "bo tak wypada". Czyli "sami fajni"...ihih... tak jak określiła D. Zaszczycona jestem, że w tym gronie się znalazłam. Zatem sama śmietanka, hihihi...do tego bez tłumu: ok 30 osób. Wtedy nawet nieznajomi stają się szybko dobrymi znajomymi. Dużo miejsca na parkiecie, co skwapliwie ze Ślubnym wykorzystaliśmy :) Potem mieliśmy zapewniony nocleg w tym hotelu, ze śniadaniem...ihih... I tak dwoje nieobytych wsiowych ludków weszło na salony.. Kartą dałam radę otworzyć drzwi, po drugiej próbie. Weszliśmy, ciemno no i ... co za wstyd dla takiej klasy hotelu: żadna lampa nie świeci?? pożałowali na żarówki???...iih.. po dłuższej chwili i przy otwartych drzwiach na korytarz (po odrobinę światła) odkryłam, że kartę hotelową trzeba wetknąć w odpowiednie miejsce przy wejściu!! I stała się jasność!! Jak to człowiek całe życie się uczy! :D Nie wspominając o śniadaniu, w cenie pokoju. A moze wspominając: Usiedliśmy i czekaliśmy aż ktoś z obsługi przyjdzie, zupełnie nie zwracając uwagi na tzw "szwedzki" stół za nami... Znów chwilę trwało zanim się domyśliliśmy (zwalmy ciut na syndrom drugiego dnia..;)) i zabraliśmy się za samoobsługę.. Ostrożnie najpierw nasłuchując czy nikt na nas nie pokrzyczy ;) tyle pyszności,z e człowiek żałuje, ze nie ma 6 żołądków, jak Alf..zresztą na weselu tak samo.. Ja to bym chciała najeść owe 6 żołądków, po czym je sobie odpiąć;) I metoda na szczupłą sylwetkę przy zachowaniu obżarstwa odnaleziona :)
Córka już na nowym mieszkaniu, wczoraj ostatecznie załatwione formalności, przeprowadzka.. AAAale się tych klunkrów nazbierało przez prawie dwa lata! Dziś już ruszyła na wycieczkę z uczelni, zwiedza Kraków:) Boszsz.. to już drugi rok mija mojej studentce! Za parę dni skończy 21 lat...
Mam dzieci, które już dziećmi nie są, ale i tak mają dziś swoje święto :)
Do wczoraj miałam jeszcze wolne, taki przedłużony długi weekend. Nie byłoby tak źle, gdyby nie to wstawanie i potem ta duchota w środku... Jak to mówią: chodzić do pracy nie jest źle, ale to czekanie osiem godzin na wyjście, to już przesada! ;)
Szybkowar z pomidorową posykuje wesoło. Mimo, że smacznie pachnie, jakoś mnie mdli.. To jeszcze resztki bólu głowy, co migreną się stać chciały.... Przydałby się taki brak apetytu na stałe :P
Wesele było. Było bardzo miło, bawiłam się świetnie..mimo wszystko, mimo pewnej świadomości, jaką miałam w tle... w której utwierdziły mnie pierwsze obejrzane zdjęcia i filmiki przesłane przez koleżankę. Ale co tam... jest jak jest i bez sensu się użalać nad prawdą. To tylko powierzchnia. Po co skupiać się na negatywach, lepiej na pozytywach. Nooo ...Bawiłam się świetnie, natańczyłam się do bólu nóg i wszystkich mięśni. Patrzyłam zachwycona na szczęście i miłość Młodej Pary. Oboje są po przejściach, poznali się dobrze, to nie jest rzut na oślep, pogoń za mrzonką. Oni są dla siebie stworzeni, to widać. I oboje to doceniają. D (ta moja koleżanka) zamiast kwiatów poprosiła o karmę dla psów, w niedzielę to zawieźli do umówionego schroniska. Wczoraj rozmawiałyśmy, powiedziała, że przepłakała kilka godzin nad losem tych psiaków. Tak nieczęsto trafia się ślub, gdzie świadkiem może być dziecko Panny Młodej... ihih.. tu tak było:) A goście to sami znajomi i przyjaciela "Młodych", z bardzo ograniczoną rodziną, nikogo: "bo tak wypada". Czyli "sami fajni"...ihih... tak jak określiła D. Zaszczycona jestem, że w tym gronie się znalazłam. Zatem sama śmietanka, hihihi...do tego bez tłumu: ok 30 osób. Wtedy nawet nieznajomi stają się szybko dobrymi znajomymi. Dużo miejsca na parkiecie, co skwapliwie ze Ślubnym wykorzystaliśmy :) Potem mieliśmy zapewniony nocleg w tym hotelu, ze śniadaniem...ihih... I tak dwoje nieobytych wsiowych ludków weszło na salony.. Kartą dałam radę otworzyć drzwi, po drugiej próbie. Weszliśmy, ciemno no i ... co za wstyd dla takiej klasy hotelu: żadna lampa nie świeci?? pożałowali na żarówki???...iih.. po dłuższej chwili i przy otwartych drzwiach na korytarz (po odrobinę światła) odkryłam, że kartę hotelową trzeba wetknąć w odpowiednie miejsce przy wejściu!! I stała się jasność!! Jak to człowiek całe życie się uczy! :D Nie wspominając o śniadaniu, w cenie pokoju. A moze wspominając: Usiedliśmy i czekaliśmy aż ktoś z obsługi przyjdzie, zupełnie nie zwracając uwagi na tzw "szwedzki" stół za nami... Znów chwilę trwało zanim się domyśliliśmy (zwalmy ciut na syndrom drugiego dnia..;)) i zabraliśmy się za samoobsługę.. Ostrożnie najpierw nasłuchując czy nikt na nas nie pokrzyczy ;) tyle pyszności,z e człowiek żałuje, ze nie ma 6 żołądków, jak Alf..zresztą na weselu tak samo.. Ja to bym chciała najeść owe 6 żołądków, po czym je sobie odpiąć;) I metoda na szczupłą sylwetkę przy zachowaniu obżarstwa odnaleziona :)
Córka już na nowym mieszkaniu, wczoraj ostatecznie załatwione formalności, przeprowadzka.. AAAale się tych klunkrów nazbierało przez prawie dwa lata! Dziś już ruszyła na wycieczkę z uczelni, zwiedza Kraków:) Boszsz.. to już drugi rok mija mojej studentce! Za parę dni skończy 21 lat...
Mam dzieci, które już dziećmi nie są, ale i tak mają dziś swoje święto :)
Do wczoraj miałam jeszcze wolne, taki przedłużony długi weekend. Nie byłoby tak źle, gdyby nie to wstawanie i potem ta duchota w środku... Jak to mówią: chodzić do pracy nie jest źle, ale to czekanie osiem godzin na wyjście, to już przesada! ;)
http://youtu.be/33QAPqLvMZQ
no ja za tydzien w sobotę mam wesele siostry ale powiem szczerze bez urazy nie wiem jak to będzie choć mam plan wytańczyć sie :)
OdpowiedzUsuńWitaj porysowana Magdaleno. Tańce, hulanki, swawole. To dzieci się starzeją, my jesteśmy ciągle młodzi. Pozdrawiam ciepło wiosennie.
OdpowiedzUsuńjoj nie lubimy migreny, o nie! a z hotelem miałam podobnie we wWrocławiu w primiera coś tam coś tam, normalnie zawsze światło się zapalało jak tylko otwierałam kartą drzwi, a tu bęc i suprajs, na szczęście długo tam nie byłam, bo umówiłam się z Madzią i Tomkiem na seans filmowy:) a to wynagrodziło wszystko:)
OdpowiedzUsuńTe odpinane żołądki... Myślisz, że gdzieś już je sprzedają?
OdpowiedzUsuńJesli sa to raczej "pogoda dla bogaczy".... a może politycy testują?
OdpowiedzUsuńOstatnie zdanie genialne, choć przecież mnie to nie dotyczy :D
OdpowiedzUsuńWspaniałe takie wesele dla grona najbliższych, dla lubianych
OdpowiedzUsuń:)
Tak człowiek, całe życie się uczy :)
Takie dorosłe dzieci zawsze dla rodziców pozostają nadal dziećmi :)
Clara
A ja w środku jestem jak modelka, a na zewnątrz? hmmm... jak modelka tyle, że szczuplutka inaczej ;).
OdpowiedzUsuńZa 2 tygodnie też będę hulać na weselach, w jeden weekend obskoczymy weseliska sztuk dwa Oby nogi wytrzymały.
a z moją konsekwencją jest tak, że.... w tej chwili znów jej nie ma ;)