To już wtorek? Trzy plusy, a nawet cztery!

Atrakcji na czas urlopu mi nie zabraknie;) W dużej mierze zadbał o to Ślubny. Tak: wielkie wiadro plus spory worek buraczków czerwonych i wielgachne wiadro ogórków. To tak pewnie żebym nie miała czasu na głupie myśli i zbytnie rozbestwienie;) Nie , no nie będę twierdzić, że całkowicie wbrew mojej woli owe dary natury zostały mi narzucone. Nawet lubię to wekowanie, choć już odczuwam syndrom przesytu, bowiem odruch wymiotny na widok słoików mam. Niczym król Midas zmieniam dziś wszystko czego się dotknę, niestety nie w złoto, lecz w buraczki. Kuchnia wygląda jakby pierdyknęła w nią bomba buraczkowa. Ogórki są jednak bardziej neutralne, mimo, że robię je na dwa sposoby: jedne kiszone, drugie w ocet. Z pierwszą porcją buraczków walczyłam już w weekend. Zaczęłam w sobotę, skończyłam w niedzielę. Bowiem w sobotę zostałam porwana przez Ślubnego na obiadokolację (rybka) i spacer nad jeziorem. Nie pozwoliłam, sobie nastroju zepsuć pobudkami dodatkowymi jakie go skłoniły, a jakie mi były znane. Udało mi się metodą swoją rozstrzygać na korzyść i tylko brać co dają bez rozgrzebywania. Dzięki czemu sobota miała pozytywy rozdźwięk i wpływ na mój nastrój.
Odhaczone na plus, raz!

W niedzielę odwiedziliśmy brata i bratową Ślubnego. Z nimi bowiem ruszamy w piątkowy ranek ku morzu, ku Neptunowi, ku temu za czym tęsknię co roku! To ich pierwszy wyjazd wakacyjny, więc chcieli obradować. Temat obradowania radosny, zatem i niedziela udana.
Odhaczone na plus, dwa!

A poniedziałek.. poniedziałek był wspaniały! Tak bywa zapewne raczej w czasie urlopowym, że poniedziałek jest cudowny. Po pierwsze pogoda dopisała, nawet aż za bardzo jak na zaplanowane atrakcje. To był nasz dzień matki i Córki. Spędziłyśmy je we dwie, same. Zgrało się jej i moje wolne. Rano autobus, pociąg i wziuum Poznań. A tam atrakcji moc: zakupy na wyprzedażowych szaleństwach ( okazje naprawdę wielkie, więc wracałyśmy objuczone siatkami babskich skarbów), jazda tramwajem po Poznaniu (jeśli to nie z musu, jeśli ostatnio jechałam tramwajem w dzieciństwie, jeśli nigdzie na konkretną godzinę być nie trzeba.. tak, to to jest fajna przygoda! Tak!) Córa zabrała mnie na ulubiona pizzę (wreszcie wiem gdzie w ostatnich 2 latach często jada). To była najlepsza pizza jaka jadłam (poza domowa mojego taty)! Zamiast sosów, ketchupów czy tym podobnych na stołach stoją smakowe oliwy. Czosnkowa – pychota! Bardzo pikantna "peperonczino" – mniam, choć pali język, bazyliowa - tak mniej nas rajcuje, choć aromatyczna. Po jedzeniu cd zakupów (Córa kupiła swoje wymarzone New Balance – zarobiła na nie przecież), powrót na dworzec, automat do biletów zjadł nasza kasę (a jakby to były nasze ostatnie pieniądze???) taaak.. to był bezcenny czas!
Odhaczone na wilki plus, trzyyyyyy!!

Ufff..zaraz wyciągam ostatnie słoiki z kociołka, jak ostygną wyniosę do piwnicy, rano przygotowałam na to półki. Kilka kilometrów po schodach mam juz w....nogach. Pomału też się pakuję, odkładając wszystko co mi przyjdzie na myśl i... pogoda niech się utrzyma bez deszczu! I niech nie pożałuję pomysłu i namowy rodzinki. Ślubnego na ten wyjazd.. mam ciut wątpliwości, ale.. odpukać!

Ahoj urlopowa przygodo!

No i Czasie..proszę nie strzelaj jak z procy!

Komentarze

  1. Ale fajnie...! Jejku czulam nakreacjaca sie atmosfere, jak na karuzeli! Mocno, szybciej, jeszcze szybciej!!!
    Trzymaj sie mocno w siodelku Kochana ;)
    I udanego urlopu!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. no to wakacjuj w dobrej pogodzie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. mam nadzieję, ze Twoje wakacjonowanie przebiega w cudowny sposób :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...