391. Pragnienia, marzenia, dyplomacja, niedypolomacja...powiększona rodzina?

Będzie emocjonalnie, więc może być chaotycznie..

Wczoraj , Córka wracająca od koleżanki, przysłała mi smsa, że pod naszymi drzwiami jest malutki kotek. Wysunęłam się z łóżka i poszłam do niej... Siedziała na schodach, z kociakiem na kolanach, mruczącym jak traktor. Miała łzy w oczach.. i ja kociaka wygłaskałam, wytuliłam.. i też łzy w oczach, bo..wiem, że Ślubny wróg zwierząt w domu. Wróg absolutny! A jak tu takie cudo teraz wyrzucić? Zostawić na pastwę nocy??? Drapieżników, samochodów i chłodu! No jak?? Od dawna podchody robię, wie, ze posiadanie kota to moje marzenie... Jest niewzruszony... No to Córa poszła po karton, w którym mógłby kot spać pod schodami i mleko w miseczce też przyniosła.. Ja pobuszowałam po piwnicy, znalazłam jakąś starą bluzę. Karton wyściełałyśmy, kociak mleczko zaczął pić... Aż wyszedł Ślubny wściekły za hałasy (?), opierniczył nas, że "pogłupiałyście, a ty (to do mnie)to pewnie niedługo naga będziesz po dworze latać" (koszula nocna – owszem.. ale nie z tych wygogolonych i seksownych, najwyżej ciut kusa) Z wrażenia wcale mi zimno nie było, a może wieczór był jednak ciepły... Kociaka wsadziłyśmy do kartonu ( a jest naprawdę malutki...kociak, nie karton..bo karton Córa przyniosła za duży, jej "ukochany" od zalando ;)) z ciężkim sercem poszłyśmy do łóżek.. i obie chlipałysmy pół nocy... Ślubnego moje chlipanie nie obeszło, yhm...chyba się przyzwyczaił.... Wychodziłam rano do pracy... a kociak jakby całą noc oparty o drzwi czekał!! wparował do środka, miauczał głośno.. wzięłam go na ręce, wtul;ił się mocno..serduszko waliło mu jak młot pneumatyczny!! wzięłam go jedna ręką, wróciłam na górę, nalałam mleka, kapnęłam ciepłej wody..wkruszyłam chleb.. to wszystko jedną ręką, by go nie puszczać.. zresztą tak się wczepił, ze nie dałabym rady.. Ślubnego obudził ten ruch, wyzywał,z e spać nie daję (choć jego budzik już dzwonił paręnaście minut temu).. powiedziałam, że muszę! Że jest bez serca chyba... (to cicho powiedziałam) ale poszłam bo co miałam zrobić? Kota zostawiłam znów w kartonie, pod schodami.... nie mogłam się na niczym skupić.. po kiepsko przespanej nocy, po tym rozwalającym emocjonalnie poranku... w myślach tylko kot kot kot.. napisałam zatem do Ślubnego, żeby się zgodził, że proszę, ze będę szczęśliwa, ja i dzieciaki... i... odpisał,z e zgoda, ale nie w domu.... jupi.... na to ja, że w piwnicy...ale w domu choć ciut w dzień.... Odpisał, że nie bardzo, ale mam już nie pisać bo on pracuje... a ja machinę rozpuściłam.. zadzwoniłam do córy, nie odbierała, to do syna by ja obudził, by wzięła kotka, by nie zginął, listę rzeczy do załatwienia, karma, żwirek, kuweta, środek na odrobaczanie.... Tak się stało, córa skwapliwie się tym zajęła (normalnie spałaby do południa, jak nic! – student to ma klawe życie;P). Wiem, że to na wyrost. Awantury będą..ale uchyliła się furtka. Ta mała zgoda została przeze mnie naciągnięta do granic... i mam nadzieję, że się uda!! A że będzie burczał? G mówi, że i tak burczy, więc.. ;) Racja.... :P
Zatem.. mam kota! Nie tylko kota na punkcie kotów, ale wreszcie kota mruczącego, cieplutkiego, przymilnego!! Nie wiem jak to dalej się potoczy, bo wściekły Ślubny juz zapowiadał, ze kot stąd wypad.do piwnicy! Albo on, albo kot – wybór mamy taki!! Pokazałam mu jaki malutki, jaki słodki, że już do rodziny należy... Wyśmiał mnie, ale ciut zmiękł.. Z nim jednak nigdy nie wiadomo.. Widzę jak Córa się denerwuje, martwi co z tym kotem... hmm.. A ja już wiem skąd ten kociak się wziął. Najprawdopodobniej. Zgadałam się z koleżanką z pracy, co mieszka niedaleko nas. Pasuje kocię do opisu, miała dwa, został jeden. Kotkę-matkę przejechał samochód i te dwie sieroty u niej w garażu mieszkały. Zatem kot przyzwyczajony do takich warunków, powinien dać radę w piwnicy, choć wygląda jakby go miały myszy zjeść.....Ale ja go chcę w domu!! Chcę pobudek nad ranem, chcę przytulać, głaskać, chcę mruczenia!!! Na tym to polega by kot w domu się panoszył!Jednak chyba trzeba na kompromis iść.. Kota nauczyć do spania w piwnicy, a na czas kiedy nie ma Ślubnego brać go do domu... Powiedziałam, że chce kota do głaskania, a nie trzymania w piwnicy, a on na to, że głaskać to mam jego :P Cóż.. jakby on przy mnie mruczał z przyjemności, a nie wciąż warczał ze złości, to mogłabym się zastanowić. :P

No to mamy (chyba) nowego członka rodziny! Boję się jeszcze cieszyć.. wiele razy ktoś mnie pytał czy nie chcę kota... albo w pobliżu kręcił jakiś taki, wyglądający na samotnego.. i co? I co miałam zrobić, kiedy rwało się wszystko we mnie, a wiedziałam co się będzie działo w domu! Nawet w strachu, że się nastawię, a on mi tego kota wywiezie labo co...
Kociatko nie ma jeszcze imienia.. Nie wiemy bowiem czy to chłopczyk, czy dziewczynka.. Wydaje mi się, że chyba chłopczyk, ale jeszcze trudno poznać ;) Póki co mamy imiona: Harry (bo pod schodami mieszkał;)) lub Dzidzia /Dzidka bo tak Córa określiła, kiedy zdawała mi relację.. :"dzidzia teraz śpi". Relacje zresztą dziś były takie , że ho ho.. a to śpi a to ma pchły, a to zjadł,a tamtego nie zjadł.. a to przeszedł do sąsiadki, potem zniknął i okazało się, że go dzieci z boiska wzięły.. Akcja odzyskiwania... oj działo się działo.... Obróżkę trzeba kupić by było wiadomo, że NASZ!

Nie rozumiem dlaczego, aż tak, broni mi tego, dlaczego reaguje strasznie, kiedy mnie widzi tulącą kociaka... Dlaczego nie chce bym była z tego powodu szczęśliwa? Ja bym mu pozwoliła! Na coś co by go uszczęśliwiało..Pozwoliłabym? Tak myślę.. Gdyby ktoś, kogo kochamy (podobno), czegoś tak bardzo pragnął, takiego nieszkodliwego, nierujnującego nawet , to jak można się nie zgodzić???

Póki co..czeka nas kolejna noc kiepsko przespana przez Córę i mnie.. bo jak kociak zniesie tą noc w piwnicy, czy nie zginie, czy nie będzie płakał.. czy... czy....

Mówiłam, że mam kota na punkcie kotów....A widzę, że Córa na punkcie tego też!

Komentarze

  1. jak to mówią, ciężkie jest życie kociary ;) a małża sposobem weź, bo to też zwierzę tylko trochę większe i bardziej drapieżne, oswoić trza powoli ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiedz mężowi, że stosunek do zwierząt jest miarą człowieczeństwa... może to da mu do myślenia ;) A za to, że tak kochasz koty, masz u mnie takiego plusa, jak stąd do Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. przez wiele lat byłam "psiarą". pamiętam, jak podstępem pojawił się pierwszy szczeniak, jeszcze kiedy mieszkałam z rodzicami. pamiętam mój tato dostawał szewskiej pasji, jak rano piesio wpadał do sypialni rodziców i z dziką radością witał ich lizaniem - szczególnie tatę - bardzo szybko wykombinował komu należą się specjalne względy. poskutkowało ;)
    teraz jestem kociarą i po odejściu ostatniego zastanawiam się nad kolejnym ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...