Kasztanowo-jabłkowy czas...
Moich panów jeszcze nie ma, a Kociasty zasnął, więc taki śpiący kłębek zdjęłam ostrożnie ze swoich piersi (pomału robi się za ciężki, cycki mi oklapną!) i położyłam na fotelu. Jest szansa, ze uda mi się coś napisać...
Założyłam długi sweter z kieszeniami, bo jakoś mi dziś zimno. W kieszeniach mam kilka kasztanów, przyniesionych z cmentarza. Leżały na grobie mamy. Poszłam tam kiedyś, kiedy było już późno i ciemno i po prostu musiałam się wygadać. Teraz nawet łatwiej się nam rozmawia...Nie muszę ukrywać niczego, mogę popłakać, a jej to nie wprawia w zakłopotanie, ani przerażenie.. Przyniosłam te kasztany, bo zawsze lubiłam ich aksamitny dotyk. Teraz już się pomarszczyły, jednak nie chcę ich wyrzucić, są jak zapisane łzy.
Dni mijają szybko, nawet nie dlatego, że są krótkie, po prostu czas zawsze jest szybszy od nas. I im bardziej się go goni, tym on szybciej ucieka.
Jesień zapowiada się bardzo zajęta, zawodowo i prywatnie. Oby wszystko się powiodło!
Dziś siądę do najnowszej części "Harrego Pottera" - kurier przed chwilą przyniósł paczkę.
Na obiad parzycha i naleśniki z jabłkami, wczoraj upiekłam jabłka w ramach...desero-kolacji. Ślubny przyniósł ich spory worek, zatem trwa festiwal jabłkowy. Ostatnio miałam festiwal pieczarkowy, zatem była pieczarkowa i pizza i pieczarki z pałkami z piekarnika i zwykłe smażone do kotletów... uff... jak go co napadnie to zaopatruje mnie hurtowo.. Choćby kiedyś te 5 wielkich główek kapusty. Dba bym się nie nudziła i mogła wykazać inwencją twórczą!
Oo.. chyba podjechał, zatem idę grzać..patelnię;)
Założyłam długi sweter z kieszeniami, bo jakoś mi dziś zimno. W kieszeniach mam kilka kasztanów, przyniesionych z cmentarza. Leżały na grobie mamy. Poszłam tam kiedyś, kiedy było już późno i ciemno i po prostu musiałam się wygadać. Teraz nawet łatwiej się nam rozmawia...Nie muszę ukrywać niczego, mogę popłakać, a jej to nie wprawia w zakłopotanie, ani przerażenie.. Przyniosłam te kasztany, bo zawsze lubiłam ich aksamitny dotyk. Teraz już się pomarszczyły, jednak nie chcę ich wyrzucić, są jak zapisane łzy.
Dni mijają szybko, nawet nie dlatego, że są krótkie, po prostu czas zawsze jest szybszy od nas. I im bardziej się go goni, tym on szybciej ucieka.
Jesień zapowiada się bardzo zajęta, zawodowo i prywatnie. Oby wszystko się powiodło!
Dziś siądę do najnowszej części "Harrego Pottera" - kurier przed chwilą przyniósł paczkę.
Na obiad parzycha i naleśniki z jabłkami, wczoraj upiekłam jabłka w ramach...desero-kolacji. Ślubny przyniósł ich spory worek, zatem trwa festiwal jabłkowy. Ostatnio miałam festiwal pieczarkowy, zatem była pieczarkowa i pizza i pieczarki z pałkami z piekarnika i zwykłe smażone do kotletów... uff... jak go co napadnie to zaopatruje mnie hurtowo.. Choćby kiedyś te 5 wielkich główek kapusty. Dba bym się nie nudziła i mogła wykazać inwencją twórczą!
Oo.. chyba podjechał, zatem idę grzać..patelnię;)
dobre jabłko nie jest złe... witaj :)
OdpowiedzUsuńO! Pottera czytasz! Przeczytałam wszystkie części :) Polubiłam czarodzieja
OdpowiedzUsuńTa nowa część jest o dzieciach Harrego?
Czytać warto?
Co to jest parzucha? Znaczy parzycha? Z czego się przygotowuje to danie? Nie spotkałam się z taką nazwą.
Mój Tata zawsze mówił, że kasztany mają dobrą energię...
Wspomniałam kiedyś o tym w wierszu
http://clarapoezja.blogspot.com/2015/09/jesien-juz.html
u mnie na szczęście skończył się festiwal dyni, bo już miałam obawy, że na 1 listopada się sama w nią zamienię i będę po naszemu "dziadować" ;)
OdpowiedzUsuńJa serią o Harrym uwielbiam. Zresztą, stąd też pochodzi imię mojego kociaka :) Tą ksiązkę kupiłam z sentymentu, mimo, ze nie lubię takich w formie scenariusza czy sztuki teatralnej... Nie wiem czy mi sie podoba, ale.. wątpliwości rozstrzygam na korzyść ;)
OdpowiedzUsuńParzycha, to u nas, (Wielkopolska, a nazwa pewnie też się różni w innych domach) to po prostu coś w rodzaju kapuśniaku ze słodkiej kapusty, albo jarzynowa inaczej, podstawa jest białą słodka kapusta, reszta warzyw to normalnie jak do rosołu, dodaję sporo koperku i czarnego mielonego pieprzu, zabielam śmietanką
oo Frytunia!! buziaki
OdpowiedzUsuńCoż ..ponoć kształt kuli jest najbardziej zbliżony do ideału :)
OdpowiedzUsuńnaskrobalam ci wiadomosc na priv
OdpowiedzUsuńFajnie nazwałaś kocię. To o łzach zamkniętych w kasztanach, bardzo mi się podoba. Szkoda, że ja nie potrafię się wyżalić nad grobem mamy:(
OdpowiedzUsuńUwielbiam kasztany, takie świeże pełne blasku, kasztanowe. I jak tylko mijam je po drodze takie leżące pod drzewem to pach do kieszeni, bo i ten śliczny i tamten ładny. Matowieją potem, a ja i tak jakoś nie mogę się ich pozbyć. Kasztany przypominają mi Polskę i ludziki z dziecięcych lat.
OdpowiedzUsuńNo i wiem co jutro na obiad u mnie będzie... naleśniki z jabłkami. Mąż się nie naje- bo to ,,dzieciowy,, obiad- wiadomo mięcha i pyrów nie będzie, ale za to synek będzie wzniebowzięty- :)