Oblana, (chyba) zakleszczona i (prawie) obsrana!
Od tygodnia jestem na cukrowym, a raczej bez cukrowym, detoksie. Mój poziom cukru na czczo nadal za wysoki. Póki co próbuję metod naturalnych.
Jeszcze domownicy nie pouciekali. Oprócz Córy, ale ona i tak by wyjechała.
Ostatni tydzień obfitował w przygody. Takie przygody mojej miary, czyli nie ma co liczyć na górnolotne treści, lub gotowy scenariusz oskarowego filmu.W skrócie, taki zwiastun: Zostałam oblana, (chyba) zakleszczona i (prawie) obsrana!
Skoro mam już detoks cukrowy, to postanowiłam odchudzić tego hipopotama, który na zdjęciach ma moją twarz. Zatem warzywka z rybką w piekarniku, kasza i sałata z dodatkami. Nie chce mi się wstawać wcześniej, więc śniadanie(a) robię wieczorem. Zrobiłam sobie sałatę a'la rumpuć: sałata, pomidor, ogórek, rzodkiewka, czerwona cebula i serek grani. Wymojtane do kupy, cuzamen. I do plastikowego pudełka. Rano wyjęłam z lodówki i do płóciennej torby władowałam. W drodze do pracy poczułam coś dziwnego. Poślad mi zakomunikował, że mokry jest chyba. Noszsz..To moja cudowna sałatka wylała swoje soki do torby, a ta obijając się o mój prawy pośladek, go pomoczyła. Jedyna folia jaką posiadałam to była koszulka na dokumenty, zatem zapakowałam w nią pudełko z sałatką i resztą sosu (ale się tego pioruństwa naaagroomadziło) Torebką maskowałam plamę, bo nie miałam czasu by wrócić do domu i przebrać się.. Na szczęście spódnica grafitowa, więc po wyschnięciu plama aż tak bardzo się nie rzucała w oczy. Tylko woniałam do końca końca pracowego dnia pomidorem ogórkiem i zapewne cebulą. O serku nie wspomnę.
Dwa dni później, pod koniec pracy, zauważyłam na łydce coś dziwnego. W końcu znam siebie od lat prawie 43 i jakoś nigdy ten pieg czy co to tam mam, nie było wypukłe, ani zaczerwienione w pobliżu. Boszsz.. kleszcz!! W końcu uprawiam te kijki w parku, więc wszystko możliwe! Wszyscy pomagali mi ocenić co to.. Koleżanka nawet przyniosła lupę. Zdania podzielone, zakleszczona, lub nie, że tylko pieg, albo komar.. Według mnie wystawała mi tam czarna dupka, jak nic!
Po pracy wzięłam prysznic, i co dziwne przestało to coś wypukłe być ! Poszłam do ośrodka zdrowia, gdzie pani pielęgniarka zajęła się mną od razu, nogę kazała mi zadrzeć wysoko, po czym stwierdziła że ona tam nic nie widzi. Jednak na moje nalegania Pani przyjrzała się bliżej. Igłą mi pół nogi wydłubała, potem pinceta pogrzebała, pompką jakąś zassała. Nic. Znaczy tylko łydka i ten pieg. Dostałam plasterek. Mam obserwować czy nie robi się rumień.
Do dziś go nie ma, więc.. chyba ok. Przekonana jednak jestem, że był tam kleszcze, tylko zwiał pod prysznicem... oby mi nie wlazł w jakieś niewidoczne miejsce!!
W piątek miałam babskie spotkanie. Dzień był ładny, zatem wybrałyśmy lokal ze stolikami na zewnątrz. Pogadałyśmy po babsku, przekrój tematów zatem szeroki. Obsrały nas latające nad Rynkiem gołębie. Uciekłyśmy jednak dopiero kiedy wygnał nas wieczorny chłód.
Taaak.. tamten tydzień nie minął całkiem niezauważalnie.
Wczoraj Ślubny zrobił zakupy i kiedy pakowałam je do lodówki usłyszałam: "Kupiłem tą szynkę, bo niedroga i Harry lubi"
Hihi.. kto by uwierzył, że to Pan Żadnych Zwierząt W Domu!!!
Póki co odstawienie cukru, sałatki, kijki narażające na ataki krwiożerczych kleszczy(i komarów) i inne takie zabiegi - nie dają pożądanego efektu. Potrzebuję siły kosmicznej, mentalnego wsparcia i pozytywnej energii. Ślijcie. Przydałby się też choć malutki cud.
Jeszcze domownicy nie pouciekali. Oprócz Córy, ale ona i tak by wyjechała.
Ostatni tydzień obfitował w przygody. Takie przygody mojej miary, czyli nie ma co liczyć na górnolotne treści, lub gotowy scenariusz oskarowego filmu.W skrócie, taki zwiastun: Zostałam oblana, (chyba) zakleszczona i (prawie) obsrana!
Skoro mam już detoks cukrowy, to postanowiłam odchudzić tego hipopotama, który na zdjęciach ma moją twarz. Zatem warzywka z rybką w piekarniku, kasza i sałata z dodatkami. Nie chce mi się wstawać wcześniej, więc śniadanie(a) robię wieczorem. Zrobiłam sobie sałatę a'la rumpuć: sałata, pomidor, ogórek, rzodkiewka, czerwona cebula i serek grani. Wymojtane do kupy, cuzamen. I do plastikowego pudełka. Rano wyjęłam z lodówki i do płóciennej torby władowałam. W drodze do pracy poczułam coś dziwnego. Poślad mi zakomunikował, że mokry jest chyba. Noszsz..To moja cudowna sałatka wylała swoje soki do torby, a ta obijając się o mój prawy pośladek, go pomoczyła. Jedyna folia jaką posiadałam to była koszulka na dokumenty, zatem zapakowałam w nią pudełko z sałatką i resztą sosu (ale się tego pioruństwa naaagroomadziło) Torebką maskowałam plamę, bo nie miałam czasu by wrócić do domu i przebrać się.. Na szczęście spódnica grafitowa, więc po wyschnięciu plama aż tak bardzo się nie rzucała w oczy. Tylko woniałam do końca końca pracowego dnia pomidorem ogórkiem i zapewne cebulą. O serku nie wspomnę.
Dwa dni później, pod koniec pracy, zauważyłam na łydce coś dziwnego. W końcu znam siebie od lat prawie 43 i jakoś nigdy ten pieg czy co to tam mam, nie było wypukłe, ani zaczerwienione w pobliżu. Boszsz.. kleszcz!! W końcu uprawiam te kijki w parku, więc wszystko możliwe! Wszyscy pomagali mi ocenić co to.. Koleżanka nawet przyniosła lupę. Zdania podzielone, zakleszczona, lub nie, że tylko pieg, albo komar.. Według mnie wystawała mi tam czarna dupka, jak nic!
Po pracy wzięłam prysznic, i co dziwne przestało to coś wypukłe być ! Poszłam do ośrodka zdrowia, gdzie pani pielęgniarka zajęła się mną od razu, nogę kazała mi zadrzeć wysoko, po czym stwierdziła że ona tam nic nie widzi. Jednak na moje nalegania Pani przyjrzała się bliżej. Igłą mi pół nogi wydłubała, potem pinceta pogrzebała, pompką jakąś zassała. Nic. Znaczy tylko łydka i ten pieg. Dostałam plasterek. Mam obserwować czy nie robi się rumień.
Do dziś go nie ma, więc.. chyba ok. Przekonana jednak jestem, że był tam kleszcze, tylko zwiał pod prysznicem... oby mi nie wlazł w jakieś niewidoczne miejsce!!
W piątek miałam babskie spotkanie. Dzień był ładny, zatem wybrałyśmy lokal ze stolikami na zewnątrz. Pogadałyśmy po babsku, przekrój tematów zatem szeroki. Obsrały nas latające nad Rynkiem gołębie. Uciekłyśmy jednak dopiero kiedy wygnał nas wieczorny chłód.
Taaak.. tamten tydzień nie minął całkiem niezauważalnie.
Wczoraj Ślubny zrobił zakupy i kiedy pakowałam je do lodówki usłyszałam: "Kupiłem tą szynkę, bo niedroga i Harry lubi"
Hihi.. kto by uwierzył, że to Pan Żadnych Zwierząt W Domu!!!
Póki co odstawienie cukru, sałatki, kijki narażające na ataki krwiożerczych kleszczy(i komarów) i inne takie zabiegi - nie dają pożądanego efektu. Potrzebuję siły kosmicznej, mentalnego wsparcia i pozytywnej energii. Ślijcie. Przydałby się też choć malutki cud.
Nie zdajesz sobie sprawy co się roi w głowie faceta, gdy czyta takie stwierdzenie: "Pogadałyśmy po babsku". :)
OdpowiedzUsuńDaj krwi trochę czasu. Niech i ona odzwyczai się od cukru. I proszę, nie mieszaj w to kleszczy, może pijawki?
o tym że pieczone warzywa podnoszą znacząco cukier już wiesz, to teraz co go obniża... przede wszystkim 5 posiłków dziennie, czyli śniadanie,obiad, kolacja, drugie śniadanie i przegryzka między obiadem a kolacją.... produkty które na długo utrzymują uczucie sytości ( czyli z niskim IG) głównie pieczywo pełnoziarniste, razowe... jedzenie w niewielkich ilościach, więc przy okazji i masę ciała sobie zmniejszysz... owoce nie tuczą! oczywiście w rozsądnych ilościach pt garstka winogron, czy 1 jabłko, a nie cały kilogram ;) ruch na świeżuśkim wskazany jak najbardziej i minimum półtora litra wody niegazowanej codziennie ( nie licząc innych spożywanych płynów pt kawa herbata) soki sklepowe są dosładzane zawsze mimo tego że producenci zaprzeczają ( cena nie kłamie) no i oczywiście mówimy stanowcze nie dla kawy w sieciówkach typu mak, pizza hut, stacje benzynowe oraz coca-cole obchodzimy owszem szerokim łukiem ;) no i porcja obiadowa to suróweczka na połowie talerza, łyżka podeptanych ziemniaków i mięsko albo rybka które miesci się na 1/4 talerza :) nie polecam duszonej marchewki z groszkiem w jednym zestawie,bo oba mają od groma cukru i stanowią istną bombę cukrową ( więc lepiej jeść oddzielnie na zmianę), tak jak gotowane buraczki, ale jak zjesz ich mniej to się świat nie zawali ;) niech moc będzie z Tobą ;) https://www.glukoza.pl/index.php/indeks-glikemiczny-tabele
OdpowiedzUsuńcoś mi się zdaje, że żeby zbić cukier, wcale nie wystarczy cukru odstawić, ale może się mylę...
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki, znam ten "bul", sama staram się jechać na sałatkach... .... :)
Hmm nawet nie chce myśleć jak wyglądałby mój dzień bez cukru. Jak nic wpadłabym w dziką rozpacz, później gniew, a na koniec drgawki i toczenie piany z pyska. Chyba mam problem... Ale za Ciebie kciuki trzymam, mogę Ci pomóc zjadając wasze zapasy słodyczy ;)
OdpowiedzUsuńPotrzebujesz też pić dużo wody i trochę czasu ... mój organizm, zanim sobie załapał, że ma mniej cukru, więcej ruchu i więcej zielonego do jedzenia to minęły prawie 4 tygodnie. W tym czasie organizm koleżanki zgubił już 5 kg...
OdpowiedzUsuńNo właśnie! U mnie jest podobnie, przynajmniej tak było te osiem lat temu kiedy razem z koleżanką zaczęlyśmy podobną batalię! Ona miała efekt po tygodniu u mnie dopiero po miesiącu drgnęło
OdpowiedzUsuńa podobno jak ptak osra, to się ma szczęście:))
OdpowiedzUsuńMogę wszystkiego nie jeść, ale cukier muszę. Od najmłodszych lat wyjadałam cukier z torebki, obecnie wszystko co słodkie uwielbiam. Nie mam nadwagi ani podwyższonego cukru, więc pewnie nie tylko w diecie problem.
OdpowiedzUsuńDowcipna i wesoła notka.
Zasyłam serdeczności
oczywiście, ze wolę nie znać przyszłości :)
OdpowiedzUsuń"gdyby kózka nie skakała, to by smutne życie miała" :))
Małgorzata póki co głównie się nie rusza i tylko żre, więc tłuściutka wcale nie jest takie niemożliwe :)) pocieszam się, ze jak tylko odzyskam pełną sprawność to wszystko będzie ok :))