Ach te grzeszne piątki ;P

Dawno mnie chyba tu nie było, a to już prawie jedna trzecia lipca za nami... Dni nadal długie, choć trudno czasem poznać bo pogada bardzo kapryśna... Moze w sierpniu będzie lepiej? Trochę ponad miesiąc do wyjazdu nad morze, ale już się doczekać nie mogę.

Gorzka herbata jest nadal dla mnie, jak seks bez orgazmu. Niby przyjemnie, ale nie do końca ;)

Pociesza mnie jednak, że na moim placu boju z wagą, powolne zwycięstwo. Znaczy się.. powinnam napisać pełne zwycięstwo, bo tempo z założenia miało być powolne! Plan się wykonuje, mimo, że zdarzają się mi grzechy i grzeszki;) Największe przytrafiają się jakoś w piątki.. Bo jednego miałam akurat urodziny, więc jak tu sobie darować najulubieńszych mcflurych z polewą czekoladową i posypką lion?? No w urodziny? W następny piątek był babski wieczór. Udało się zebrać sześć babek (koleżanki z liceum) zuzamen do kupy, a to sukces ogromny! Kombinacji z miejscem imprezy trochę było, ale w sumie wyszło najbardziej interesująco. Pogoda na ognisko się nie nadawała, ale to niczego nie popsuło.Wieczór przegadany, rozchichotany, zakrapiany winem, wspomagany sernikiem z brzoskwiniami i sałatkami różniastego rodzaju.. Zostałam na noc, w dodatku transport w obie strony z A - gospodynią. Przez co miałyśmy więcej czasu na pogaduchy.
Jej nowotwór jest wyjątkowo oporny, ale jesteśmy pewne, że bitwa, a nawet cała wojna, została wygrana przez A. Amputacja piersi, strach, bo coś tam znowu budzi niepokój, nie zmieniły jej pozytywnego odniesienia. Jej mottem życiowym stały się słowa lekarki: "MOŻNA ŻYĆ Z CHOROBĄ, LUB UMIERAĆ CAŁE ZYCIE!"

I każdy powinien sobie to wziąć do serca, do głowy, wcielić w życie. I nie chodzi tylko o chorobę, ale o strach. Strach przed życiem. Trzeba żyć i cieszyć się każdym dniem. Nawet jak zdarzy się dół, co jest normalne, wziąć ten dół potraktować jak trampolinę. Tak bym chciała! Być mądra, być szczęśliwa.
A tym szczęściem, to może być bardzo nieprzewidująco. Bo czasem to nie jest to czego chcemy, albo co wydaje się że chcemy, a przychodzi coś co jest dla nas lepsze?

Ostatnio stwierdzam, że bycie rozsądną i mądrą jest takie.. pastelowe. Moje życie stało się seledynowe, z domieszka błękitu. Pięknie, uwielbiam, ale.. chciałoby się czasem trochę purpury, różu, szmaragdowej zieleni, złota.... A tymczasem rozczarowałabym nawet złotą rybkę swoimi życzeniami! Hmm. Może nawet już to zrobiłam? Bo nawet marzenia stopuję, przecedzam przez sito rozsądku, bo myślę co to da, co zmieni, czy ma sens.... I zostaję z tym seledynem i pastelowym niebieskim...
Puzzle życiowe bowiem poukładały się w jednobarwną plamę ..Obrazek-wzór wyglądał inaczej, tymczasem wyszło coś zupełnie innego. Bez obaw, domaluję sobie coś, albo potarzam się z przyjemnością w tym seledynie ;P

Komentarze

  1. A ja sobie sama ustaliłam dietę i działa :) Jem wszystko i chudnę bez żadnej męczarni :) 5 posilków dziennie ( suma 1300 kcal) czyli nawet 5 kawałków torta jak tort chudy :) Kalorie sobie licze - po 5 miesiącach zresztą wiem już co mogę i ile co ma ( tak mniej więcej). Od stycznia wyparowałam juz 11 kg i czuje się świetnie :) Ale gdzie się podziało te 11 kg? No gdzie? :) Trzymam kciuki i powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po kilku dniach na koszt NFZ i kilku kolejnych w domu, pomimo prawie nie jedzenia, okazało się, że nie dosyć, że nic mi nie ubyło to jeszcze 1 kilogram stałej masy mi przybył, skąd ? Nie wiem. Chyba z powietrza. Fajnie więc poczytać, że są osoby, którym choć odrobinę się udaje.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chcemy, by życie było barwne jak tęcza. Jednak spokój, jednobarwność, też jest cenna. Przecież można coś przemalować!!!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...