Jak Magda paczkę wysyłała i powrót do aerobiku, czyli jak żyć ze swoim roztrzepaniem?

Przyszło mi wysłać paczkę, a właściwie odesłać płaszczykosweter. Córa zamówiła za duży, mimo, że, "a nie mówiłam?!" Pracuję właściwie o piętro nad pocztą, więc się zobowiązałam, choć wiedziałam, że dzień pracowy może nie pozwolić na zapakowanie i wysyłkę... Zabrałam z domu co trzeba, bo zapakować już rano w domu nie zdążyłam. Udało mi się jednak "między klientami" zapakować ów swetropłaszcz, biała folia w jakiej przyszła przesyłka, wywrócona na lewą. gładką stronę i rolka taśmy klejącej. Ekonomicznie, a co. Kilometry taśmy klejącej. Taaa bardzo porządnie! Na około: z prawej, z lewej, z góry, na dół.. Po czym się okazało, że nie włożyłam do środka dokumentu zwrotu! Musiałam poczekać na kolejną lukę międzyklientową. Rozcinanie i odklejanie taśmy. Dołożyłam dokument do środka, operacja owijania taśmą powtórzona ..po czym.. a adres??? Nie spisałam z dokumentu adresu zwrotnego! Przyzwyczajona do swego roztrzepania bardziej się z siebie śmiałam niż złościłam.. No trochę sobie najpierw powarczałam, potem śmiałam. Odwijanie, odklejanie spisanie adresu i już... taaaadaaam! W kolejnej sprzyjającej chwili paczka gotowa do wysyłki! Prawda, że migiem? ;)

Po kilku latach przerwy, postanowiłam znów chodzić na aerobik. A bo sezon na kijki i rower się skończył, a właściwie w tym roku i tak było mało takich dni kiedy udało się popedałować. Pokijkować trochę częściej się zdarzyło, ale też mało. Udało się zebrać małe kółeczko wzajemnej motywacji. Trzy babeczki, istnieje zatem szansa, że jedna drugą, druga trzecią, albo trzecia pierwszą, będzie za uszy ciągnąć. W moim przypadku, to najpewniejsza motywacja, niestety ;) Planowałam kupno nowej maty, gdyż moją dawną załatwił Harrosław pazurkami. Nie pójdę przecież z takim durszlakiem! Ale jakoś nie złożyło się na wypad na miasto, a w miejscowych sklepach nie było.. (choć byłam pewna jednego sklepu, w którym zawsze było WSZYSTKO) Matę pożyczyła mi więc koleżanka z pracy. Wszystkie trzy jesteśmy kierowcami, noo ja niby też :P dzięki czemu co trzeci raz wypada na jedną. Ten pierwszy raz - nie mój. Przybyłam na umówione miejsce odjazdu punktualnie, tym bardziej, ze to sąsiadka z naprzeciwka, wcześniej trzy razy sprawdziłam czy mam wszystko: wodę, ręczniczek, klucze do domu.. i w ostatniej chwili dołożyłam portfel, bo wiadomo, że nie ma nic za darmo. Podjechałyśmy za chwilę po trzecią koleżankę.. i kiedy ją zobaczyłam, uświadomiłam sobie że nie zabrałam maty!!! Koleżanki okazały wyrozumiałość, miałyśmy jeszcze czas (na pierwszy raz zaplanowałyśmy wcześniejszy wyjazd, by mieć w razie czego czas odszukania miejsca itp ..) i podjechałyśmy pod mój dom. Moje roztrzepanie okazało się wyjść tym razem na dobre. Bo auto miało przepaloną żarówkę, koleżanka wywołała z domu swojego męża na pomoc, potrzebna żarówka była w samochodowym schowku, latarka w komórce przyświeciła i sprawa załatwiona! Mogłyśmy jechać bezpiecznie :)
Dojechałyśmy, trafiłyśmy bezbłędnie. Aerobik się zaczął i.. och..pierwsze pięć minut luzik, okazało się, że pamiętam. Następne 10 minut nawet byłam z siebie dumna.... ale potem się okazało, że mój organizm kiepsko pamięta, nie ma sił, nie ma kondycji, spadają mi okulary, parują mi okulary, przeszkadza mi brzuch, piersi, nogi, a nawet ręce.. płuca chcą wyskoczyć, serducho za nimi, a twarz urodą dorównuje dupie pawiana. Nadszedł czas na maty, co teoretycznie kojarzy się z leżeniem. I leżałam, faktycznie. Na całego. Kto zna pozycję "półka" (chyba tak się to zwie?), nie z obrazka, a z praktyki, ten wie.... Pani instruktorka (nogi do nieba, bardzo szczupłe metrosiemdziesiąt – najlepsza reklama swojego fachu) motywowała nas odliczaniem, okrzykami i stwierdzeniami typu: "no dziewczyny, trzeba pracować nad brzuchem, sam się nie zrobi!" no cóż.. MI SIĘ ZROBIŁ SAM! JA MU ROSNĄĆ NIE KAZAŁAM! ;p Mimo tego godzinę jakość przeżyłam, spłynęłam, spłonęłam. opiłam się wodą... I tak tu wrócę! A po prysznicu poczułam jak cudowne jest życie!

Komentarze

  1. Ale jesteś roztrzepana! Faktycznie
    Uśmiałam się z tego pakowania, chociaż nie zazdroszczę zachodu by się wreszcie udało zapakować co miało być zapakowane

    Aerobik :) Brawo!

    OdpowiedzUsuń
  2. no kochana! mój też się zrobił sam! parszywy,podstępny barbarzyńca znienacka mi się wywalił w przód i koniec, schować się teraz sam nie chce, a do tego ciągle jojczy, że mam wydłużyć sobie ręce, bo go gniotę boleśnie zawiązując buciki! skandal! no patrzaj na bezczela jednego! ale to nic, jak mi tylko wyciągną kamieniołom z ciałka mego cudnego to go pogonię w las, niech nie wraca dziad jeden kalwaryjski ;) i też będę miała twarz piękną jak dupa pawiana! o! a co! nie tylko tobie wolno ;) :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że w pracy myśli błądzą wokoło, więc nic dziwnego, że wysłanie paczki nie było proste. Rzeczywiście, te brzuchy rosną same, przecież mogłyby grubsze być inne części, a nie ten brzuch.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Loonei! Jakbym widziała siebie na pierwszych zajęciach na siłowni! :) I ten padalec przystojniak czyli szef siłowni kazał ma na wagę wejść... Teraz mam 12 kg mniej i żadnego brzucha. Jest świetnie tak więc trzymam za Ciebie kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  5. U Ciebie zapominanie nazywa się roztrzepaniem, a w moim wieku sklerozą. Mam nadzieję, że poprawiony kardigan będzie się podobał i to zrekompensuje perturbacje z pakowaniem. Sukcesów na aerobiku i gubienia brzucha życzę. Ukłony.

    OdpowiedzUsuń
  6. Madziula, nerkowe... sposób jeden, rozbić i wydalić tyle, że termin na 2 stycznia, dzisiaj wywalczyłam krzykiem wizytę u lekarza specjalisty na 12 październik... najgorsze jest to, że w każdej chwili mogę mieć drugi atak, a jak pojadę do pracy to będę w czarnym rewersie jak się to stanie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Podziwiam :) i trzymam kciuki, gdyż ja osobiście to aerobiku nie jestem w stanie ogarnąć. Siłownia - gdybym miała odrobinę czasu wolnego, to może - szansa jest realna, ale co do aerobiku -normalnie jest to nie możliwe :) dlatego też podziwiam i zaparcie i wolę uczestnictwa i tę wytrzymałość :) .

    OdpowiedzUsuń
  8. zatem trzymam kciuki za powodzenie aerobikowej misji. mnie jakoś ten rodzaj aktywności nie porywa. wolę powyżywac się na basenie ale Ciebie niech porwie :)
    uśmiałam się czytając o brzuchu :)) dobra riposta :)))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...