Na dzień przed wyjazdem.... uwaga na tsunami!

Harry właśnie na trawniku..reanimuje mysz. Pochwaliłam tego mordercę, w końcu od tego jest, by myszy łapać. Podrzuca ją, choć biedaczka już raczej nie ucieknie. Nie można jednak powiedzieć, że jej szans nie dał ... Ok, ale do domu niech jej nie przynosi!
.....
To było wczoraj. A wieczorem nie wrócił na noc! Chyba spodobała mu się zabawa, albo poczuł się w obowiązku i trwał na warcie całą noc. Do domu przywołał go Ślubny, ale dopiero rano, przed pracą! Co to była za noc! Dzieciaki yhm.. no dla mnie dzieci, spływały do domu na raty, co jedno to później! A kot wcale, a ja na nasłuchu, czy karmę chrupie, czy nie wrócił. Głupio się tak martwić, każdy mówi, że wróci.. a jednak kiedyś był taki co nie wrócił i .. no cóż.. nie byłam nigdy zbyt nadopiekuńczą matką, to mi się teraz przy kocie nadrabia zaległości!
Dobrze, ze dziś mam wolne i mogłam odespać, kiedy już było wiadome, że wszyscy do gniazda powrócili....

Parę dni temu, w łazience, przeżyłam szok, niestety dodatkowo w sytuacji..powiedzmy..siedzącej na tronie. Spojrzałam w okno, a tam.. na zewnątrz (na szczęście nie w środku, bo inaczej uciekłabym razem z muszlą klozetową) siedziała OGROMNA ćma! Założyła chyba futro z norek, namalowała sobie tatuaż na odwłoku (nie przyglądałam się zbyt długo, na tyle na ile..sytuacja wymagała, a trochę na zasadzie oglądania horroru) i myślała, że jest taka piękna. Owszem, może dla koneserów, może obiektywnie. Ja uważam, że była straszna, obrzydliwa, wolę już mysz albo nawet pająka... Nic jej nie zrobiłam, nie wiem czy z dobrego serca, czy po prostu nie miałam odwagi się do niej zbliżyć. Nawet nie zrobiłam jej zdjęcia. Tata robił, jak mu powiedziałam, co za okaz tam siedzi. Przeczekała chyba dzień i odleciała w noc, bo na drugi dzień jej nie było. Ufff

Prawie jestem spakowana, znaczy.. JA jestem  spakowana, a moi  panowie...sobie bimbają. Potem będę pretensje do mnie, ale cóż...Mówię panowie, bo okazuje się, że zakład Synusia stoi i mają przymusowy urlop. Zdecydował się z wapaniakami jechać, choć ja boję się, że się zanudzi na śmierć. Chyba w dużej mierze, jedzie po to by zjeść swojego ukochanego frytokebaba.. Miejsca dla niego powinno wystarczyć w pokoju, niech jedzie. Będzie robił za bufor emocjonalny ;) Czyli nadal się nie dowiem, jak to jest ze Ślubnym spędzić tyle czasu sam na sam :P
No to paaa.. juz prawie morska bryzaaa..hoop hoop przybywam Neptunie! Do morza wlezę, jak nie będzie sinic, wiec.. uwaga na tsunami jakby co!

Komentarze

  1. u Ciebie to chyba nigdy nie będzie spokojnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. i jak tam Ci nad tym morzem? a może już wróciłaś? wiedz, ze kciuki za pogodę trzymałam :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Po raz 356-ty...

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?