Majowo, drzewniano i shrekowo
Czas zapienicza, nie mamy na to wpływu i zapewne bardzo dobrze. Gdybyśmy mieli to zrobiłby się większy jeszcze bałagan na świecie, bo każdy by chciał by płynął inaczej. W innym momencie ja bym go chciała zwolnić albo przyspieszyć, a w innym ty..
Jedyne co można w sprawie czasu: w przeszłość przenosimy się przez wspomnienia, a w przyszłość - marzenia przenoszą...
Święta upłynęły miło, wiosennie i szybko. pierwsze święto ściśle rodzinne i biesiadne, za to w drugie wyjechaliśmy sobie i nawet udało się zaliczyć wycieczkę. Tata był u swojej dziewczyny, zatem skoro Mahomet nie przyszedł do góry, no to góra do Mahometa... A że mój Tata ze swoją panią są bardziej aktywni kulturowo i wyjazdowo niż my, to po obiedzie zgarnęli nas do pobliskich Wietrzychowic. Jest to jeszcze zupełnie nie komercyjne miejsce, żadnych budek z hotdogami, tylko las, mostki, zadziwiające grobowce i sporo tablic informacyjnych. Potem A (taty dziewczyna) pokazała nam jezioro na środku którego kiedyś sadziła las.. Zapewniam, że nie ma ona tysięcy lat, zatem jezioro to nowy twór, sztuczne, pokopalniane. Wydobywano tam węgiel "drzewniany" ;) Jak się mi uda to wstawię parę fotek z tego dnia.
Dni mijają, wiosna przeszła w upalne lipcowe lato, po czym wrócił chłód październikowy i znów upały. Tylko trele ptaków konsekwentnie twierdzą, że jest wiosna. Ziemia błaga o deszcz, a niebo go nam skąpi. Wiatry ogołociły wiśniowe drzewo z płatków. Zaczęłyśmy z G kijkować, by trochę rozruszać jej kolano, a moje sadełko zgubić gdzieś w krzakach. Może wtedy uda mi się obniżyć ten mój cukier i ciśnienie. Trochę opornie nam idzie, ale trzeba mieć nadzieję.
Ogólnie łykam jakieś tabletki, które powodują, że mam często coś gdzieś.. nie powiem w dupie, bo nie chcę mieć jej jeszcze większej. Siła umysłu nie zawsze sobie dawała radę, zatem wspomagam ją trochę.
Stawiamy w ogrodzie, wspólnymi siłami trzech rodzin, altanę. Konstrukcja metalowa, dach drewniano -gontowy. Przy jej malowaniu tata przerobił się na Shreka, wylewając połowę farby na swoją głowę. Zakleił ucho oko i nabawił zielonej czupryny i brody. Dobrze, że moja Bratówka miała wolne i mogła go ratować. Przy czym sama się zazieleniła, na co przyszedł listonosz i nie miał kro podpisać poleconego..Tata stał w majtkach, a Bratówka zmywała farbę olejną, szmatami i rozpuszczalnikiem. W takich przypadkach wydaje się, ze farba się mnoży.. .Ale jako tako się udało, list odebrał wuj-sąsiad. Ale nad morze tata jechał jeszcze z zieloną bordą i z jednym okiem jakby podmalowanym zieloną kredką.. mówiłam mu, ze jeśli mu sie nie podobał kolor wybrany przeze mnie, to mógł po prostu powiedzieć..
Weekend majowy mam w kratkę, pracuję w dni robocze, świętuję w święta..Choć dziś bardziej się czuję jakby to była sobota. Pranie wstawiłam i trudno.. zamiast flagi powiewają gatki i portki..A Ślubny pojechał do pracy.. Zaliczyłam jednak trochę słoneczka w ogródku, przy książce. Powtarzam sobie wspominkowo całą "Jeżycjadę" Musierowicz. Wypożyczyłam 15 tomów, ale ostatnich nie ma w naszej bibliotece, nie czytałam ich jeszcze.. zakup rozważam..
Przepraszam, że jestem taka "drzewniana", sama nie wiem.. cóż, chyba wrócę do książki..
Miłej wiosny!
Jedyne co można w sprawie czasu: w przeszłość przenosimy się przez wspomnienia, a w przyszłość - marzenia przenoszą...
Święta upłynęły miło, wiosennie i szybko. pierwsze święto ściśle rodzinne i biesiadne, za to w drugie wyjechaliśmy sobie i nawet udało się zaliczyć wycieczkę. Tata był u swojej dziewczyny, zatem skoro Mahomet nie przyszedł do góry, no to góra do Mahometa... A że mój Tata ze swoją panią są bardziej aktywni kulturowo i wyjazdowo niż my, to po obiedzie zgarnęli nas do pobliskich Wietrzychowic. Jest to jeszcze zupełnie nie komercyjne miejsce, żadnych budek z hotdogami, tylko las, mostki, zadziwiające grobowce i sporo tablic informacyjnych. Potem A (taty dziewczyna) pokazała nam jezioro na środku którego kiedyś sadziła las.. Zapewniam, że nie ma ona tysięcy lat, zatem jezioro to nowy twór, sztuczne, pokopalniane. Wydobywano tam węgiel "drzewniany" ;) Jak się mi uda to wstawię parę fotek z tego dnia.
Dni mijają, wiosna przeszła w upalne lipcowe lato, po czym wrócił chłód październikowy i znów upały. Tylko trele ptaków konsekwentnie twierdzą, że jest wiosna. Ziemia błaga o deszcz, a niebo go nam skąpi. Wiatry ogołociły wiśniowe drzewo z płatków. Zaczęłyśmy z G kijkować, by trochę rozruszać jej kolano, a moje sadełko zgubić gdzieś w krzakach. Może wtedy uda mi się obniżyć ten mój cukier i ciśnienie. Trochę opornie nam idzie, ale trzeba mieć nadzieję.
Ogólnie łykam jakieś tabletki, które powodują, że mam często coś gdzieś.. nie powiem w dupie, bo nie chcę mieć jej jeszcze większej. Siła umysłu nie zawsze sobie dawała radę, zatem wspomagam ją trochę.
Stawiamy w ogrodzie, wspólnymi siłami trzech rodzin, altanę. Konstrukcja metalowa, dach drewniano -gontowy. Przy jej malowaniu tata przerobił się na Shreka, wylewając połowę farby na swoją głowę. Zakleił ucho oko i nabawił zielonej czupryny i brody. Dobrze, że moja Bratówka miała wolne i mogła go ratować. Przy czym sama się zazieleniła, na co przyszedł listonosz i nie miał kro podpisać poleconego..Tata stał w majtkach, a Bratówka zmywała farbę olejną, szmatami i rozpuszczalnikiem. W takich przypadkach wydaje się, ze farba się mnoży.. .Ale jako tako się udało, list odebrał wuj-sąsiad. Ale nad morze tata jechał jeszcze z zieloną bordą i z jednym okiem jakby podmalowanym zieloną kredką.. mówiłam mu, ze jeśli mu sie nie podobał kolor wybrany przeze mnie, to mógł po prostu powiedzieć..
Weekend majowy mam w kratkę, pracuję w dni robocze, świętuję w święta..Choć dziś bardziej się czuję jakby to była sobota. Pranie wstawiłam i trudno.. zamiast flagi powiewają gatki i portki..A Ślubny pojechał do pracy.. Zaliczyłam jednak trochę słoneczka w ogródku, przy książce. Powtarzam sobie wspominkowo całą "Jeżycjadę" Musierowicz. Wypożyczyłam 15 tomów, ale ostatnich nie ma w naszej bibliotece, nie czytałam ich jeszcze.. zakup rozważam..
Przepraszam, że jestem taka "drzewniana", sama nie wiem.. cóż, chyba wrócę do książki..
Miłej wiosny!
Czekam na innych z komentarzem od 01/05 . Dziś jest 07/05 i nadal można krzyknąć "pieeeerrrwszyyy"
OdpowiedzUsuńAno widzisz...Witaj Pierwszy :)
Usuń"Jak żyć Pani Magdaleno ? , jak żyć .
UsuńZ dnia na dzień, ciesząc się z czego się da. Taka jestem mądra, ale ostatnio już chyba tylko w teorii ;)
Usuńdokładnie takie okolice lubię, to znaczy bez budek z hot dogami i innym rozwrzeszczanym badziewiem. poza miastem szukam spokoju, zapachu drzew, szmeru strumienia, wiatru kołyszącego trawami i wszystkiego innego, czego w krakowskim zgiełku trudno czasem znaleźć.
OdpowiedzUsuńsuper zdjęcia :))
a co do pogody, to pizga wichrem i zimno tak, że w zimowe odzienie trza się na nowo odziewać.
tak czy inaczej; wspaniałej wiosny! :*
Dzięki;* Twoja wiosna niech będzie zatem zielona, bez zgiełku, pachnąca mchem, trawą i wodą, sto mil w nogach!
Usuńdziękuję :*
Usuń