To juz listopad?

To już listopad? I to za połową? No to faktycznie za długo mnie tu nie było. Myślami byłam, zaglądałam, pisałam w myślach  ale już nie umiałam stworzyć słów. Chyba chciałam coś czego napisać nie mogę, więc system obronny mi zakazywał klikać. A chyba trzeba wrócić do swoich zasad pisania o wszystkim i o niczym, a nie czekać na ogromne wydarzenia, na wielkie przeżycia i wiekopomne myśli, bo mogę się nie doczekać :P

Dziś spaliłam chipsy z buraczka, w mikrofali. Kiedyś w piekarniku wyszły mi super, więc dchciałam powtórzyć to w formie ekspresowej..no i plasterki buraczka żywym ogniem spłonęły, a w domu śmierdzi pogorzeliskiem! Oczywiście fakt, że zatonęłam w necie, w głupiej (choc uwielbiam) grze, nie miało z tą sprawą nic wspólnego...a gdzież by tam... Ostatnio jestem mistrzynią takich wyczynów.. największa to ta z moją komórką.. Na fejsie się pochwaliłam:

Pragnę poinformować wszystkich znajomych, tak w razie czego, że nie odbieram telefonu! A za sprawą krokomierza. Może nikt nie widzi zwiazku, ale... Chciałam wiedzieć ile kroków robię przez cały dzień, a głównie w pracy. I zaczęłam nosić telefon w kieszeni, czego nie znoszę.. Ale przecież nie będę wszędzie chodzić z torebką. No i zapomniałam o tym telefonie, bo cicho siedział, nie dawał znaków i.. za przeproszeniem, utopiłam go w kiblu! Oraz, jeszcze bardziej za przeproszeniem, nasikałam na niego! Jakby tego było mało, zdziwiona, że papier sie nie spłukuje, usiłowałam go przepchnąc szczotką!!! Nie dał się na szczęście, zabłysnął na niebiesko i dopiero po kolejnym spłukaniu mnie olśniło! Wyłowiłam biedaka, umyłam..hhihi, a teraz suszy sie w ryżu! Stare typy telefonu to jeszcze się otwierały, można było baterię wyjąć.. a tu sie nie da, albo ja nie umiem.
No cóż... jak ktoś niezdarny i do tego głupi to nic nie pomoże. Jedynie proszę trzymac kciuki by jednak zadziałał po wysuszeniu...



Komórka była ubezpieczona, więc pojechała kurierem na naprtawę, oby ją reanimowali...

U mnie w sumie bez zmian. Nic nowego, wszystko po staremu, więc i to dobre i to złe..

We wrześniu naładowałam bateryjki, kolejnym wyjazdem do Pobierowa, o tyle innym, że był to wyjazd słuzbowy tzw szkoleniowo-wypoczynkowy. Zajebiście odpoczęłam i ubawiłam się! Bez rodziny, bez męża, bez .. luz blues i oddech pełną piersią. Udzielałąm się tam nawet społecznie, codziennie smarujac kilka bochenków chleba smalcem..hiih.. na każdego grilla czy podróż. No i po przyjeździe, kiedy Ślubny zapytany z czym chce chleb do pracy, odpowiedział "ze smalcem" dostałam kociokwiku. Tylko moja A. współtowarzyszka z pokoju i  tych przygotowań (ona kroiła wedliny) zrozumiała dlaczego się śmiałam...

Teraz juz codzienność, trybiki się kręcą i wciągają. W pracy się dzieje nieciekawie, ale.. nie chcę się tym martwić w sobotni wieczór...



 Kilka zdjeć uratowało się z tego ostatniego wyjazdu, na szczście od razu wgrałam na kompa.. Moze uda się mi je wstawić nastepnym razem...za małe dwa miesiące ;) ;P no oby nie, bo TĘSKNIŁAM!

Komentarze

  1. . Czytając słyszę dyskretny szelest narratorki

    OdpowiedzUsuń
  2. co nagle, to po diable, jak mówi stare przysłowie pszczół.... ja jestem na etapie robienia frytek z marchewki, w piekarniku... ostatnio już mi się tak spieszyło, że wyciągnęłam i .... były mocno al dente.... ale to chyba lepiej, niż Twoje buraki.... :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...