Bez tytułu, bo G przyszła... ;)

Piszę póki mogę, bo coś na tej nowej wersji nie widzę opcji na nowe posty.. Nie lubię zmian, wiec ich się boję i wdrażam się opornie..

Wyobraźcie sobie, że znów miałam urlop, dziś już ostatni dzień luzu.. Tydzień pyknął szybko, zresztą tak ucieka czas ostatnio, że nawet banał o tym wspominać.

Urlop upłynął miło, przy pięknej pogodzie, dopiero dziś niebo łączy się ze mną w żalu ;) Dość aktywnie spędziłam ten czas, poza zwykłym domowym krzątaniem, były wycieczki rowerowe z G, spacery, zakupy, rajdy po lumpeksach.... Przede wszystkim poszukiwania sukienki na wesele, to Najstarszy G. ślubuje we wrześniu. Nie jest łatwo znaleźć coś fajnego, szczególnie przy naszych gabarytach. Nie wiem kiedy sklepy wreszcie zrozumieją, że faktycznie 34-36 rozmiar nie jest najczęściej noszonym przez kobiety? W większości sklepów rozmowę musimy zacząć od tego czy jest COŚ w naszym rozmiarze.. Upokarzające i dołujące. Zabrałyśmy się znów za siebie, pilnujemy tego co jemy, częste jazdy na rowerze (G wręcz juz wyczynowo, codziennie ok 50 km - ze mną ok 20 popołudniu, reszta rano - kupiła sobie nawet  super rower) ale na 36 nie mamy co liczyć.. hiih.. nawet w liceum takiego rozmiaru nie nosiłam. Sukienka się jednak znalazła i to piękna. Ale cii... bo Ślubny nie musi o tym wiedzieć, przecież nadal muszę pomóc G. jej szukać! ;P I tak będzie marudził, ale co pretekst to pretekst..

Nasze starania dały na razie tylko utratę kilku kg, ale dostarczyły wielu wrażeń widokowych, śmiechowych, zdjęciowych... Czy wy też prowadzicie ważne życiowe rozmowy podczas jazdy na rowerze? hiih.. ile razy proszę G by powtórzyła co mi mówiła jadąc przede mną kilka metrów, pod górę, podczas gdy mijał nas samochód.. Czasem już nawet nie proszę, bo nie mam siły.. Kondycję mam od niej gorszą, więc po prostu skupiam się na tym, że muszę oddychać!  Staramy się jeździć jak najmniej taki ruchliwymi drogami, najwięcej po lesie. Były nam potrzebne takie wypady, najbardziej udane w zeszłą sobotę, jak za dawnych dobrych czasów.. Rajd po sklepach, a potem knajpka, late i wege burgery...

Koniec urlopu, ale nie koniec naszych wycieczek, choc G wróciła do pracy, po "odmrożeniu"...

wspomnień moc:








Komentarze

  1. super :) no i zdjęcia- wspaniałe :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Połknęło mój komentarz buuuu. No to jeszcze raz.
    Ładne widoki miałyście podczas wyprawy. Też lubię pogaduchy podczas jazdy na rowerze, jednak raczej po leśnych drogach.

    OdpowiedzUsuń
  3. dla mnie wyprawy do sklepów z ciuchami też kończą się zdołowaniem (w sklepach dla puszystych to, dla odmiany, takie fasony, że chyba nawet w wieku 80-ciu lat nie chciałabym w tym chodzić), jeszcze tylko w lumpeksach mogę coś dla siebie znaleźć.... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Najważniejsze, to jednak nie zapominać o oddychaniu ;) Fajnie, że macie siebie .

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Sobotnia mieszanka skrajności