Hop hop w Nowy Rok

 Hoop hoop jest tam kto?

Nowy Rok już ma 10 dni.. Niby data nic nie znaczy, nic nie zmienia, ale człowiek ma zawsze jakieś złudzenia.  Magicznie się stanie to o czym się marzy,  a jest albo niemożliwe,  albo , w najlepszym przypadku, bardzo trudne! I to samo się stanie bo zapału wystarcza na 3 dni, przy dobrych wiatrach... Ach...

W pracy Armagedon końcowopoczątkowy.. inwentury, kredyty, do tego drapiące gardła, kaszel, gule za uchem. Każdemu coś jest,  a nikt nie ma czasu wychorowac się do końca, przez co zamiast tydzień,  trwa to miesiąc...

Tu znowu "dobra " jestem w teorii, bo jedyne co zrobiłam w kwestii zdrowia to zmieniłam ośrodek zdrowia.. ale do lekarza juz nie poszłam, bo jakby mi przeszło..  przy czym "jakby" jest na wyrost..  A badań na liście, które trzebaby zrobić huhu, a nawet więcej... Obym się na siebie wściekła i to konstruktywnie.. No to sobie ponarzekałam staruszkowo...

  Zdarzyło mi się ostatnio coś śmiesznego. Do pracy chodzę pieszo, spowrotem zwykle też. Cały mój ruch, oprócz tego kurodomowego.. Jednak czasem się ktoś znajomy chce zrobić przysługę,  zatrzymuje się by mnie zabrać.. Oczywiście, jeśli pada albo się śpieszę to nikoguśku.. Tego dnia chciałam złapać trochę tlenu i było nawet przyjemnie, zimowo, magicznie, wszystko skrzyło się diamentami... I nagle słyszę, że tuż za mną zatrzymuje się auto. No jak już się ktoś pofatygował, to nie wypada nie skorzystać,  no nie? Oglądam się za siebie,  samochod nic mi nie mówił.  One nigdy mi nic nie mówią,  nie zapamiętuję marek, jedynie jakby ktos miał auto w kolorze np jakiś sraczkowaty sinokoperkowy róż albo jakiś inny charakterystyczny szczegoł. Ten nic szczególnego nie miał, duży i ciemny, do tego ten magiczny szron pokrywał szyby w 80%.. Zbliżyłam się do drzwi, zajrzałam przez wyskrobaną dziurkę w bocznej szybie..A tam obcy facet. On na mnie, ja na niego, oboje zdziwieni, on nawet bardziej,  bo baby się widać nie spodziewał, bo absolutnie się nie znaliśmy.  Na szczęście nie łapałam za klamkę,  tylko pokręciłam pytająco głową na nie,  on odpowiedział podobnie.. bez sensu się "pytałam" bo już należało się domyślić,  że nie dla mnie się zatrzymał! Chichrałam się z siebie już do końca drogi, wyobrażając sobie co też chłopak sobie pomyslał widząc podstarzałą, utytą dziewoję liczącą na, niewiadomo jaką, okazję!!!

Z G widzialam się raptem raz od 19 grudnia, kiedy to razem pojechałyśmy do ginekologa, a slizgawica była wtedy straszna. W poczekalni sobie pogadałyśmy, poślizg czasowy też był spory, ale nam to pasowalo bo jakoś trudno nam zgrać terminy. Potem przygotowania do świąt i znów się nie zgrało, a w święta G się porządnie rozłożyła i  leżała w łóżku aż do Sylwestra. Dopiero w tą sobotę odważyła się wyjść z domu i przyszła do mnie z bezalkoholowym winem. Nawet dobre, a jak się dobrze nastawić to poszumi w głowie ;)


No to tyle, coś tam poklikałam...

Komentarze

  1. 10 styczeń. Wydaje mi się że to jest ten dzień kiedy ugrzęzłaś autem na parkingu podziemnym. Auto zepsute, szlaban zamknięty. Pozdro , nie miałem się odzywać . Znikam za drzwiami .
    Stefan

    OdpowiedzUsuń
  2. Weryfikacja parking podziemny to było 13 . Pstryk nie ma mnie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...