Jest jak jest..
Mam dziś 28 rocznicę ślubu, a siedzę sama z Harrym, bo dzieciaki wybyły towarzysko, każde w swoją stronę, Ślubny świętuje na szpitalnym łóżku... Dziś musiał się zgłosić, będzie miał wyciągane "druty" z barku. Bez sensu dziś mu kazali przyjść, bo zabieg zrobia pewnie dopiero w poniedziałek... Nic to. Pogadaliśmy przez telefon, a teraz piję Sheridana ( za dużo powiedziane: piję, bo choć uwielbiam, to najwyżej dwa kieliszki dam radę..) Popiję herbatką, pogłaskam Harrego, poczytam, posłucham muzyki i potańczę sama że sobą! Wasze zdrowie!
Buro dziś i ponuro przez cały dzień pada. Parę dni temu poranek przywitał mnie różowym od wschodzącego słońca niebem .. Ptaszki świergoliły wiosennie, choć jeszcze nieśmiało. Para kocurów "dyskutowała" zawzięcie na mijanym w drodze do pracy podwórku dawnego kolegi z klasy. I powietrze pachniało zbliżającą się wiosną! Jednak strach się cieszyć, bo ponoć zima ma jeszcze ostro przywalić!
Na mojej ścieżce "pracowej" jest szkoła, a przed nią rosną drzewa.. I codziennie boli mnie serce od tego jak teraz wyglądają! Piękne, majestatyczne lipy zostały okaleczone. Same kikuty.. A kiedy kwitły odbywały się tam brzęczące koncerty pszczół! Nie rozumiem tego zjawiska.. Po co się drzewa tak przycina? Dla bezpieczeństwa? Serio? Bo dla estetyki, ani ekologii to raczej nie. Może z czasem lipy to odchorują, puszczą gałęzie, ale to już nie będzie to samo...
Komentarze
Prześlij komentarz