Jestem i juz...

 Kochany Blogu!

To nie to, że o Tobie nie myślę! Często idąc do pracy wyobrażam sobie, że tu jestem..  No ale takiej przerwy w pisaniu jeszcze chyba nie miałam! To po świńsku,  fakt. Kiedy byłeś potrzebny i ratowałeś mnie z załamania,  te kilkanaście lat temu, to bywałam codziennie. Przenosiłam się za tobą,  jak tylko gdzieś nas nie chcieli, zamykali portal.. 

Jak jest teraz?  Czy jest tak dobrze, że już Ciebie nie potrzebuję,  czy wprost przecienie: nawet spisanie emocji, nazwanie tego słowami już nie pomoże?  Hmm.. jest po prostu inaczej. We wszystkim. We mnie, wokół mnie.. dlatego też inaczej sobie radzę w codzienności. 

Mamy zaawansowaną jesień,  wczoraj nawet padał śnieg.  Nawet trochę poleżał. I podziałał na mnie uspokajająco. Herbatką, kocyk, książka i moje kochane kocię (zwane przez niektórych bydlakiem.. że względu na rozmiary jakie osiągnął,a nie charakter!) mruczące u mych stóp.  Harry jest cudowny,  uwielbiam go, tak jak cała moja rodzinka. Ślubny też oszalal na jego punkcie. W tym domu się kupuje szynkę jaką Harry lubi. Mimo  że nie powinien jeść szynki. Miłość często jest głupia,  a nie rozsadna. Koty nie powinny jeść ludzkiego słonego jedzenia. No ale ludzie też jędzą nie to co im służy..fast foody choćby.  Harry jest tak mądry, że kiedy wstaję rano jako pierwsza z domowników to on podbiega do mnie i nawet miauczy szeptem!!! szeptem!  Serio! Harry to mój uśmiech, radość i ałakuku... kto ma w domu stwora, ten wie i rozumie. 

Synuś wyjechał z domu na ok miesiąc,  zapisał się do wojska i jest na szkółce. 

Córa jest na L-4 , bo skręciła nogę w kostce. 

Ślubny pod koniec stycznia jedzie do sanatorium na 24 dni, to orzez ten swój bark, przez wypadek rok temu. Nie jest źle,  zagoiło się dobrze, ale przydadzą mu się ćwiczenia i intensywniejsza rehabilitacja. No i odpoczniemy od siebie. Chyba. Nawet zatęsknimy.  Chyba.. czasem jest dobrze, ale zwykle idzie zwariować. I te prawie 29 lat nie sprawia, że się przyzwyczaiłam..hihi..  No nie!

A u mnie.. W pracy drę koty z nowym szefem.  Ale tak w miarę już zaczynam łapać o co chodzi. Lubię tą pracę,  mam świetne koleżanki.  Dyrektor też nie jest najgorszy,  jest przynajmniej na co ponarzekać;) A najlepsze jest mieć urlop, więc dziś się cieszę takim jednodniowym, za 11 listopada. I zaplanowakam odwiedziny tutaj.

Jest listopad, a ja już żyję 8 czerwca,bo na ten dzień mamy zaplanowaną klasową 50tke. Koleżanka wymyśliła,  że skoro wszyscy z klasy kończymy w przyszłym roku pół wieku,  to sprawiedliwie,  tak po środku się spotkamy i poświętujemy . Kontakt z wszystkimi się udało nawiązać, mamy lokal, rezerwacja zrobiona,  nawet zaliczka wpłacona i większość się zadeklarowała. Nooo.. będzie się dzialooooo.

Mijający rok był intensywny, zalegam to relacjami.. bo i wczasy i wycieczka z pracy i Anglia z G. No i imprez rodzinnych tenecznych i nie, tez trochę było.  

Dziś tylko opowiem, bo mnie tak naszło... W czerwcu byliśmy że Ślubnym na weselu jego siostrzenicy,  bawiłam się nadspodziewanie dobrze, ale mam tak, że Lubię wychodzić poki jest dobrze, a nie padać na pysk. Kryzys mam dość szybko,  gdyby to było możliwe to bym się zmyla po angielsku...No ale kryzys minął,  Ślubny miał umówione transport, tylko.. zwlekał z wezwaniem. Okłamał mnie, że już to zrobił,  czekałam czekałam.. oczywiście bawiąc się nadal,  tak czas szybciej mija. Miałam jednak dosyć upału, chciało mi się zdjąć wreszcie buty, stanik,  wykąpał się i iść spaaaaać. Kiedy zamówiony kuzyn już przyjechał, chciała wsiąść do auta, a tu zaczęło się to co mnie wkurza najbardziej. Przeciągnie,  zapraszanie kierowcy na jedzenie picie nie wiem na co jeszcze.. I to nie gospodarze, tylko Ślubny tak przeciągał. No to się wscieklam i powiedzislam że idę pieszo. Poszłam.  Nikt mnie nie zatrzymywał, przynajmniej nie słyszałam. ;p... szlam w tej kiecce, w przebranych butach.. gdzieś tam w głowie miałam,  że nie wiem dokąd idę.  Że chyba jednak nie ten kierunek. Że pustkowie, że pola, że jeden czy dwie chatki na krzyż.  No i nie wiem czy mnie znajdą.  Ale skoro już szlam... to głupio było zawrócić.. No i cieszyłam się tym co widzę I słyszę.  Świt die budził, ptaszki świergoliły zaczynały,  mglisty horyzont,  cudowny zapach drzew, ziemi, budzącego się dnia... nie jechało ani jedno auto.. Nogi jeszcze mnie niosly, płuca miały bał. Tak, znaleźli mnie wreszcie i zgarnęli.  Wsiadłam i spoko. Oczywiście szłam nie tą drogą, to nawet był nie ten kierunek. Więcej szczęścia niż rozumu. Ale było warto! Nakarmiłam swoją duszę wrażeniami. No! Następnym razem jednak zadzwonię po transport alternatywnie, o ile Ślubny znów mi taki numer wywinie. Bo wiem, że jakby on chciał wracać, to ja nie miałabym nic do gadania. Bunt! 😉

To na razie tyle...

Trzymaj się Blogu! 😗

Komentarze

  1. Myślałem że już nie wrócisz z tych wakacji. Na wszelki wypadek jakbyś miała znowu gdzieś wyjechać życzę "Wesołych Świąt" I "Szczęśliwego Nowego Roku"
    Co do spaceru zazdroszczę widoków, ale ślubnemu należy się kopniak w dupe - nie zostawia się tak kobiety

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie było w planach tak długo wojażowac... teraz też, ale kto to wie?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Błękitny poniedziałek - Blue Monday

Tylko dla dorosłych. Potrzebuję porady od mężczyzn i odpowiedzi kobiet czy to prawda?

Po raz 356-ty...