Posty

Święty spokój

 A myślałam już, że te drzwi już się zatrzasnęły! Nie byłam dawnooo, dzieje się sporo, a jednocześnie jakby  nic, nie ma zwrotów akcji, zmian.. Dobrze, tak jest dobrze.  Mijający nam już miłościwie panujący anno domini 2024 (taak..może przesadzam, "dopiero" październik, ale ten czas tak zapierdalaaa....) był dla mnie interesujący. to rok kiedy przekroczyłam granicę półwiecza, co zostało obświętowane dokładnie, była pięćdziesiątka licealna, ze zjazdem klasowym, był mój urodzinowy wyjazd nad morze, potem niespodzianka zorganizowana przez "współpraczy" a nawet podstawówkowe świętowanie wyjazdowe z kilkoma koleżankami z bardzo dawnych lat. Czuję się z tym dobrze, pięćdziesiąt lat mieć to całkiem fajnie, można dużo zwalić na to, ze jestem za stara, mieć wyrąbane na wiele spraw, a nawet ludzi, unikam jak mogę toksycznych (na ile możliwe, bo .. czasem podpisało się cyrograf ;) ) Owszem, w lustro spoglądam tylko kiedy muszę, bez zbytniego wpatrywania się.. G. miała wstawion

Wehikuł czasu to byłby cud..

 Czuję się jakbym zwariowała.. bo obiektywnie nie ma powodu bym się czuła tak jak czuję. Rozim swoje, a w środku burza.  Stwierdziłam,  że może stara metoda na spisanie myśli pomoże.. a akurat czas mam dziś,  bo wzięłam wolne by iść na pogrzeb. Zmarł tata G. Właściwie ojczym, ale ona zawsze mówiła "tatuś " bo nie ważne kto zrobi, a kto wychowa.. przykro mi z powodu jej kolejnej straty, ale to nie to burzę we mnie wywołuje.. Tak naprawdę chciałabym zaśpiewać "jak przeżyć wszystko jeszcze raz", lub"wehikuł czasu to bylby cud", no zakochałam się! Nie, nie tak w człowieku,  ale w sytuacji, w grupie ludzi, w mojej dawnej klasie 4C..  W sobotę mieliśmy imprezę,  50te urodziny klasowe. Udało nam się zebrać większość klasy. Bałam się,  że się rozczaruję,  bo kiedyś było naprawdę super, a ludzie się zmieniają.  No może się zmienili, ale niewiele. Czułam się w tym towarzystwie cudownie,  wreszcie ja puzzelek pasowałam idealnie do tej świetnej układanki! Tak, wiem, t

Nostalgia wieczoru pachnącego grillem

 Dochodzi godzina 23. Siedzę w swoim zielonym "uszatku" i czytam.. No w sumie to teraz piszę;) Dzień był gorący,  choć wietrzny, a teraz wieczór wpada przez otwarty balkon. Trochę mi chłodno, ale go nie zamykam. Powietrze niesie zapach grillów, nocy i zblizajacego się lata. Jestem jednocześnie rozluźniona (dlugi weekend,) ale jakoś w głębi rozedrgana (z przyczyn niezidentyfikowanych) Dzisiejszy dzień upłynął mi spokojnie. Męska część rodziny pracowała,  kobieca miała urlop.  Wywiesiłam dwa prania, wietrzyk je wytrzepał i popachnił pięknie.. Zupa pieczarkowa się udała,  choć Ślubny pokręcił nosem, bo lubi tak sobie. Po piwie jednak zgłodniał i zjadł.  My jeszcze sezonu grillowego nie zaczęliśmy, ale pojechaliśmy wczoraj nad jezioro, zaliczyliśmy smażalnię ryb i spacer po "molo". Ubralam długą niebieską,  letnią sukienkę . Była wuchta wiary, czyli tłum... patrzyłam na wodę i na kilka miejsc, które zawsze przynoszą wspomnienia. Wyblaknięte,  odległe... Nie wiem czy dob
 Taka byłam zmęczona i śpiąca po całym tym tygodniu.. oczy same się mi zamykały kiedy z Córą oglądałyśmy "Twoja twarz brzmi znajomo".. Człowiek sobie obiecuje, kiedy czeka na ten wytęskniony piątek,  że coś obejrzy, przeczyta, gdzieś pójdzie... A jak jest wreszcie ta możliwość,  to pada na pysk! Program się skończył,  przyszłam do sypialni, w której dziś śpię sama, a właściwie z Harrym i odechciało mi się spać! Ślubny pojechał do kuzyna  pomóc mu w przeprowadzce, zostaje tam na noc ( choć mi się zdaje, że na dwie noce). Planów Sto, a ja znów z komórką.. Do G. chcialam isc, jakiś babski wieczór na pociechę,  ale przyleciał A. to niech sobie spędza razem czas, mało mają okazji... Wolne dni znów szybko pykną, ale na pociechę mam tylko dwa dni robocze,  a potem znów weekend, a właściwie weeeeekendzior. Bez większych planów, tyle żeby się wyspac.. Zaraz pyknie północ, a oczy jak 5 zł mam.. Boję się wyłączyć tv, robię to tylko jak powieki mi ołowieją, no inaczej myśli atakują i sza

Wiosenny misz masz

 U sąsiada już zaczyna kwitnąć bez, a magnolia mojej bratowej przekwita...  Zmiany pogodowe czuję w bólach głowy,  ale jest pięknie.  Już zaliczyłam w tym roku kawę na hustawce u G. Za tydzień będzie mieć operację,  która ją uziemi na jakiś ...  Cieszę,  że juz jutro piątek,  bo mam dość tego tygodnia.   A dzis herbata smakuje jakoś lepiej. 8 czerwca mam zjaz klasowy, robimy sobie 50te urodziny, wspólnie;) Będzie czad.. może znajdę gdzieś tą dawną Magdalenę w sobie? Dobrze, że taka refleksyjna i rzewna robię się tylko tu... gdzieś trzeba.. chyba

....

Obraz
 No dobra, jestem jestem, melduję się i klikam, bo jednak metoda pisania telepatycznie nie zadziałała.. jakby działała to posty by się pojawiały co tydzień.  😉 Tyle się działo, cała zima i przedwiośnie minęła,  a mi się nie chce zbytnio opowiadać, ale chyba najtrudniej zacząć.. Nawet jak 3 tygodnie Ślubnego nie było, to nie pisałam choc codziennie się zabierałam.. nie było go bo był w sanatorium. Tfu..przepraszam na turnusie rehabilitacyjnym, zawsze poprawia każdego kto mówi,  że to sanatorium było.  No i chyba tu mogę być szczera. Czekałam na ten jego wyjazd jak na wybawienie. Przed wyjazdem już tak.mi się dawał we znaki, no mi i dzieciakom. Wrrr  Czekałam i miałam nadzieję, że to będzie dobra kuracja dla mnie, dla niego, dla małżeństwa.  Z jednej strony to naiwne, z drugiej miałam teorię,  że jak się nie będziemy widzieć 3 tygodnie to moze to da mu do myślenia? Że doceni, zateskni ... Był daleko, więc małe było prawdopodobieństwo weekendowych odwiedzin. I na to liczyłam. No niby fak

Jestem i juz...

 Kochany Blogu! To nie to, że o Tobie nie myślę! Często idąc do pracy wyobrażam sobie, że tu jestem..  No ale takiej przerwy w pisaniu jeszcze chyba nie miałam! To po świńsku,  fakt. Kiedy byłeś potrzebny i ratowałeś mnie z załamania,  te kilkanaście lat temu, to bywałam codziennie. Przenosiłam się za tobą,  jak tylko gdzieś nas nie chcieli, zamykali portal..  Jak jest teraz?  Czy jest tak dobrze, że już Ciebie nie potrzebuję,  czy wprost przecienie: nawet spisanie emocji, nazwanie tego słowami już nie pomoże?  Hmm.. jest po prostu inaczej. We wszystkim. We mnie, wokół mnie.. dlatego też inaczej sobie radzę w codzienności.  Mamy zaawansowaną jesień,  wczoraj nawet padał śnieg.  Nawet trochę poleżał. I podziałał na mnie uspokajająco. Herbatką, kocyk, książka i moje kochane kocię (zwane przez niektórych bydlakiem.. że względu na rozmiary jakie osiągnął,a nie charakter!) mruczące u mych stóp.  Harry jest cudowny,  uwielbiam go, tak jak cała moja rodzinka. Ślubny też oszalal na jego punkci