O carramba, jak ja kocham wiosnę...
No i życie wróciło do normy, tej
bardziej "szarszej" normy. G odleciała w zeszłym
tygodniu, więc jakoś jest tak, jakby mi ktoś zmniejszył moc
bateryjek. Zanim wyleciała, zaliczyłyśmy koncert majówkowy na
rynku we Wrześni, oraz tanecznego grilla u znajomych z burzą w
między czasie. Taka burza oglądana spod daszka altanki, kiedy
grzmoty i błyskawice krążą wokół nas, to coś co uwielbiam.
W tej chwili, właściwie nie mam już
żadnego wspomagacza, czyli takiego swojego prywatnego, psychicznego
dopalacza. Bo chyba wszystko się właśnie dopaliło. Albo schowało
w zakamarkach i w ciemnym rogu mózgowej szuflady się przyczaiło.
Czasem wychyla się jeszcze we śnie... No cóż.. Zawsze jednak mam
Harrego, który jest źródłem nieskomplikowanej radości,
przytulaśnym szarobiałym misiem, czasem słodką upierdliwością,
kiedy to budzi mnie o 4.30 drapiąc tapczan, lub zaglądając w twarz
swoimi złotymi oczami. Interesujące wrażenie kiedy wyrywasz się z
głębokiego snu, a tu w ciebie, z odległości 5 cm, KTOŚ się
wpatruje...albo bawi się w szpiega z Krainy Deszczowców i śledzi
mnie w drodze do pracy. Carrambaaaaa... A ja usiłuję go odpędzić,
albo złapać, bo nie chcę się potem martwić, że gdzieś mi
zginie albo pójdzie w niebezpieczne rejony.... Cała rodzina ma na jego
punkcie coraz większego hopla, ale ja chyba w tym przoduję....
Dobrze mi z tym, więc polecam serdecznie ;)
Aż trudno uwierzyć, że już połowa
maja za nami. W maju zaliczyłam już kilka imprezek: koncert, a
właściwie dwa, grilla tanecznego, komunię, czterdziechę kuzynki
połączonej z chrzcinami jej synka..aa i jeszcze uroczystą 70-tą
rocznicę mojej biblioteki :)
A lato mamy piękne tej wiosny! Oby w
sierpniu nie było listopadowej jesieni.... Od wczoraj trochę się
skwasiła pogoda, ale tak pięknie pachną wieczory i ranki, mokrą
ziemią, kwiatami i wspomnieniami.Czas pędzi od weekendu do
weekendu, jak zawsze. Jednak o tej porze roku, kiedy dzień coraz
dłuższy, codzienny kierat jest milszy, ciężkie poniedziałki
łatwiej znieść, a środa juz pachnie sobotą. I nawet ta "szarsza"
norma jest dobra, mimo upchanych w odległych zakamarkach tęsknot,
jest pogodzenie wewnętrzne, większy spokój, a gorycz żalu
zmieszana ze słodkością wspomnień, też dodaje smaku życiu. Nie
tylko pieprz i sól. Docenia się wtedy bardziej to co się ma, skoro
nie można mieć czegoś innego. Zresztą.. może nam się tylko
zdaje że "insze" by nam bardziej smakowało? Nawet jak
się liznęło, przez papierek, przez szybkę, chwilę się poczuło
czubkiem języka, to kto wie..I może dobrze, że się nie wie ;)
no to kwitnij dalej na wiosnę :)
OdpowiedzUsuńa mnie ptaszek jakiś urokliwy budzi ostatnio co rano :) około 4 siada na parapecie i tak głośno śpiewa, ze nie sposób nie zwrócić na niego uwagi :) fajna sprawa, zwłaszcza w niedzielę wolną, kiedy człowiek postanawia pospać ile wlezie ;)))) rzecz jasna i tak by nie pospał do nie wiadomo której, ale 4 rano to chyba jednak lekka przesada :))
OdpowiedzUsuńnie wiem chyba to wina mojego laptopa ale nie wyświetla mi się cała twoja notka :(
OdpowiedzUsuńwiec ustosunkuje się tylko do burz
jak burza to ja siedzę w łazience bo tam nie mam okien
ja po prostu nie lubię burzy w mieście
pozdrawiam serdecznie
O tak. Pilnuj Harrego jak oka w głowie. Niestety moje dwie wychowanki już mnie nigdy nie obudzą i nie popatrzą w oczy.... buuuuuu...
OdpowiedzUsuń:(
Usuń