Ostatni weekend wakacji i... po weekendzie!
To może i był zwykły weekend. Ale w swojej zwyczajności niezwyczajny. W sobotę wcześnie wstałam. To łatwiejsze kiedy dzień zapowiada się taki pogodny, lśniący, złocisty. Najdziwniejsze było to, że czułam w sobie moc i energię. To ostatnio bardzo rzadkie u mnie uczucie. O dziwo owa moc przekształciła się mniej magicznie, a bardziej przyziemnie. Tak nawet dosłownie częściowo. Nie walczyłam z tymi chęciami i zapędami, bo ..o boszsz.. chciało mi się sprzątać???? Wsiadłam i polatałam (pożyczonym) odkurzaczem, pomyłam te okna, na które nie świeciło bezpośrednio słońce (przyczyna znana każdemu kto mył okna w słońcu, a potem widział, że efekt po jest gorszy niż przed), poprałam białe, poprałam ciemne, baaa a nawet poprałam kolorowe, wytarłam kurze (lepiej nie pytać co tej kurze wytarłam ;P) Zrobiłam obiad, a także przygotowałam w solance pałki kurczaka do wędzenia, na niedzielę (mój debiut wędzarniczy) I..około południa wsiadłam na rower i..pooognaaaałam w babie lato, przez pola, drogi, prze